Название: Trawers
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Крутой детектив
Серия: Komisarz Forst
isbn: 978-83-8075-127-9
isbn:
Wadryś-Hansen odetchnęła, ale tylko na moment. Potem uświadomiła sobie, że czerpie przyjemność z rozłąki z dziećmi. Szybko skarciła się w duchu, choć pojawiła się jeszcze zbłąkana myśl, że należy jej się odpoczynek. Ostatnimi czasy wypruwała sobie żyły, by nadążyć z pracą i opieką nad dziećmi.
Odstawiła kawę i przygotowała się do kolejnego starcia. Po chwili uzyskała numer do Śląsko-Małopolskiego Oddziału SG, którego funkcjonariusze rzekomo odpowiadali za całą procedurę po tym, jak uchodźcy przekroczyli granicę.
Po kilku przełączeniach Dominika w końcu miała na linii człowieka, który mógł powiedzieć jej coś konkretnego.
– Ma pan te dokumenty przed sobą? – zapytała z niedowierzaniem.
– Tak, teczka leży na biurku. To wykaz rzeczy, które uchodźcy mieli przy sobie.
– Na ile skrupulatny?
– A widziała pani kiedyś notatki służbowe? Skupiliśmy się głównie na materiałach niebezpiecznych, sama pani rozumie.
– Mniejsza z tym. Proszę mi powiedzieć, czy ktokolwiek miał przy sobie obcą walutę?
– Oczywiście. Wielu z nich. Nie były to wielkie kwoty, ale przecież nie jest tak, że ktoś ich nagle ogołocił z ostatniego grosza. Centa czy tam…
– A syryjska waluta?
Rozmówca przez chwilę milczał.
– Mnie pani o to pyta?
– A od kogo innego mam uzyskać takie informacje?
– Na przykład od nich samych.
– Nie miałam do dyspozycji tłumacza.
– A po co pani tłumacz? Większość mówi dobrze po angielsku.
– Słucham?
– To wbrew pozorom wykształceni ludzie, wie pani. Szczególnie ci młodzi.
Dominika spuściła wzrok. Zbyt szybko odpuściła, zbyt szybko uznała, że nikt nie odpowiada na jej prośby, bo ich nie rozumieją. Tymczasem z jakiegoś powodu się jej obawiali. Może któryś z policjantów powiedział im, że zjawi się prokurator? Wizyta organów ścigania nigdy nie jest dobrym omenem. Szczególnie, gdy miało się coś na sumieniu.
– Mógłby to pan sprawdzić w swojej dokumentacji? Czy mieli jakieś syryjskie pieniądze?
– Moment – odparł rozmówca i Wadryś-Hansen usłyszała, jak ślini palec.
Miała wrażenie, że sekundy trwają tyle, co minuty. Krew zaczęła szybciej płynąć w jej żyłach, a bicie serca przyspieszyło. Czuła, że znajduje się o krok od wejścia na dobry tor. Jeśli strażnicy zapisali choć dwa, trzy nazwiska ludzi, którzy weszli na terytorium RP z monetami, będzie miała grupę podejrzanych.
O ile oczywiście to nie Synowie Światłości stali za zbrodnią. Wersja ta wydawała się równie prawdopodobna jak to, że to któryś z uchodźców jest winny, ale była pozbawiona dowodów. Należało ją odrzucić, przynajmniej na wstępie. Jeśli hipoteza z Syryjczykami okaże się ślepym zaułkiem, wróci do tamtej koncepcji.
– I? – ponagliła rozmówcę.
– Szukam, ale… Nie, nie widzę nic o żadnej walucie.
Gdyby Dominika miała w zwyczaju głośno kląć, teraz z pewnością by to zrobiła. Zamiast tego jednak zacisnęła usta i sięgnęła po filiżankę.
– Sprawdził pan wszystko?
Przez moment nie odpowiadał. Przypuszczała, że dopiero dociera do końca dokumentacji.
– Tak – oznajmił w końcu. – Nie zarejestrowaliśmy nikogo, kto miałby większe zasoby gotówki.
– Większe?
– Przypuszczam, że każdy z nich miał jakieś klepaki, prawda? – odparł pod nosem strażnik. – Ale żaden z nich nie posiadał tyle, by któryś z funkcjonariuszy na miejscu uznał to za rzecz wartą wpisania do protokołu.
– Mogę prosić o dane tych osób?
– Co? Wszystkich uchodźców?
– Nie. Funkcjonariuszy Służby Granicznej.
– Chyba pani żartuje.
– Muszę ich przepytać.
Nie wróżyła sobie wielkich sukcesów. Owszem, był to logiczny kolejny krok i działanie zgodne ze sztuką, ale nie mogło przynieść wymiernych korzyści. Tylko cud mógłby sprawić, że któryś ze strażników zapamiętałby, kto miał przy sobie syryjskie monety.
Mimo to Wadryś-Hansen rozpoczęła żmudny proces weryfikowania pamięci każdego z funkcjonariuszy. Szybko potwierdziła swoje najgorsze przypuszczenia. Dwóch czy trzech mężczyzn widziało, że uchodźcy mają jakąś walutę, gdy ci opróżniali kieszenie i plecaki, ale nikt się tym nie zainteresował.
Po ostatniej rozmowie – i kolejnych trzech kawach – Dominika miała serdecznie dosyć. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że nie zarezerwowała sobie nawet pokoju w hotelu. Zerknęła na komórkę. Była naładowana już tylko w dwunastu procentach.
Potarła ucho. Bolało ją już od zbyt długich rozmów. Uznała, że dosyć tego.
Uregulowała rachunek, zostawiając napiwek nieco większy niż zwyczajowe dziesięć procent, a potem wyszła na ulicę. Pomyślała, że dobrze byłoby skontaktować się z Osicą lub sławetnym Gomołą, ale na samą myśl o kolejnej rozmowie telefonicznej zrobiło jej się niedobrze. Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, że od kilku godzin wlewała w siebie jedynie kawę i mleko.
Skierowała się do centrum Zakopanego, słuchając po drodze Portishead. Dźwięki, które znała na pamięć, nieco ją uspokoiły. Dotarła pod jeden z hoteli, w którym bez trudu powinna znaleźć pokój nawet na ostatnią chwilę, po czym zgasiła silnik. Jeszcze przez chwilę siedziała w samochodzie, zanurzając się w spokojnych, nieco psychodelicznych triphopowych brzmieniach.
W recepcji zobaczyła mężczyznę za ladą, który zupełnie ją zignorował. Dziwne. W hotelu tej klasy to nie powinno mieć miejsca.
Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że recepcjonista wbija wzrok w telewizor wiszący w lobby. Dominika przeniosła wzrok na ekran i zupełnie zdębiała. Reporter NSI nadawał prosto z Kościeliska, a jeśli wierzyć żółtemu paskowi na dole, była to transmisja na żywo.
Wadryś-Hansen natychmiast opadły czarne myśli. Kolejne zabójstwo? A może ktoś trafił na trop, podczas gdy ona starała się przebić przez urzędniczą mgłę?
– Co się dzieje? – zapytała, podchodząc do lady.
СКАЧАТЬ