Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dawid z Jerozolimy - Louis de Wohl страница 14

Название: Dawid z Jerozolimy

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-810-1236-2

isbn:

СКАЧАТЬ Dawid, oczywiście – oznajmiła Nossu z uśmiechem, który zdawał się przecinać jej twarz na dwoje. – I przywiózł ze sobą zapłatę.

      – Wiedziałam! – zawołała Mikal z odcieniem triumfu w głosie. – Ojciec się tego nie spodziewał. Widziałam to, kiedy rozmawiał z Abnerem w zeszłym tygodniu.

      – Wyjrzyj na dziedziniec, pani, a zobaczysz sama.

      Mikal podbiegła do okna. Na dole żołnierze budowali piramidy z ludzkich głów. Zmarszczyła swój szlachetny nos.

      – Uch, jakie to okropne!

      – Okropne? – zdumiała się Nossu. – To cudowne. – I przewróciła oczami.

      – Jak oni się z nimi obchodzą! – rzekła z niesmakiem Mikal. – Jakby to były bochny chleba. I jest ich więcej, niż chciał król... dużo więcej. – Wzięła głęboki wdech. – Teraz ojciec musi dotrzymać słowa. Dawid jest mój, mój, nie Merab. A przy mnie... – Urwała. Były sprawy, o których nie musiała wiedzieć nawet Nossu.

      Król spał do późna. Nikt nie ważył się go budzić – to prawie zawsze było niebezpieczne. Kiedy jednak w końcu zbudził się sam, od razu wiedział, że zdarzyło się coś nadzwyczajnego. W przedpokoju panował gwar jak w ulu, a na zewnątrz też było słychać wielu ludzi. Wstał, przetarł szybko oczy i podszedł do okna. Było małe, takie małe, że nawet najlepszy łucznik miałby kłopot, by wpuścić przez nie strzałę, nie mówiąc o trafieniu kogokolwiek.

      Piramida z głów na dziedzińcu była już gotowa, a obok niej żołnierze, zaledwie setka, stali za młodym dowódcą, którego rudozłote loki wystawały spod hełmu. Czekał. Jego ludzie czekali. Piramida z głów czekała.

      Saul cofnął się i stłumił przekleństwo. Źle było zaczynać od niego dzień. I co dobrego by przyszło z przeklinania człowieka, który miał Pana po swojej stronie? Saul odwrócił się i modlił do Boga, który był po stronie jego przeciwnika i pozwolił mu odnieść zwycięstwo tam, gdzie każdy inny człowiek postradałby życie. Ale jaki sens miała modlitwa? Dla niego wszystko układa się dobrze, pomyślał z rozpaczą. A dla mnie źle. Przyszła mu do głowy niewyraźna myśl, że powinien przeciągnąć młodego zwycięzcę na swoją stronę. I druga, sam przyznał, że mroczna i brzydka: musi pozwolić młodemu bohaterowi, by pracował dla niego... na razie. Potem, gdy nadejdzie czas, zobaczy...

      Wezwał swoje sługi. Pół godziny później, przepasany i okryty zbroją, zszedł powoli schodami na podwórze.

      – Niech żyje król! – wykrzyknął Dawid. Jego ludzie podjęli okrzyk, a za nimi Abner, Jakub i tłum dostojników, którzy także czekali na dziedzińcu. – Sługa króla przynosi podwójną zapłatę za pannę młodą – dodał ze skrywaną dumą.

      Saul spojrzał na głowy Filistynów. Nie płacili mu daniny – byli daniną. A głów było znacznie więcej, niż żądał.

      – Na liście armii wroga brakuje dwustu Filistynów – oznajmił spokojnie Dawid.

      Saul skinął głową.

      – Znów wypełniłeś, i to z nawiązką, co ci kazałem. – Jego własny głos brzmiał dziwnie w jego uszach. – Słu­chaj­cie wszyscy – podjął głośniej. – Dawid, syn Jessego, dostanie moją córkę Mikal za żonę. Ślub odbędzie się pierwszego dnia miesiąca letnich owoców.

      Czas do rozpoczęcia miesiąca letnich owoców dłużył się i gdyby nie książę Jonatan, byłby nieznośny. Dawid i Jonatan codziennie spędzali razem czas. Jeździli na słynnych szybkich osłach z królewskich stajni, w upale dnia leżeli na płaskim dachu pałacu pod chłodzącymi za­sło­nami. Młody książę uczył zwycięzcę Goliata sztuki walki mieczem.

      – Nigdy się tego nie nauczę – westchnął Dawid. – Wiem, jak się robi dwie pierwsze zmyłki, ale nie szybką podwójną zmyłkę.

      – Jesteś teraz prawie tak dobry jak ja – zapewniał go Jonatan. – A mam za sobą pięć lat praktyki.

      – Które bardzo ci się przydały w bitwie pod Mikmas – rzekł Dawid. – Szkoda, że mnie tam nie było, ale wtedy nie pozwalano mi nawet paść kóz. Nie wygralibyście tej bitwy, gdyby nie ty i twoja odwaga.

      – Nie przypominaj mi o tym. – Jonatan uniósł brwi. – Nie posłuchałem rozkazu ojca. Chciał skazać mnie za to na śmierć... Naprawdę. – Westchnął. – Potrafi być... bardzo impulsywny w myślach i działaniu. A kiedy najdzie go zły duch...

      Dawid chciał zapytać, czym właściwie jest ten zły duch, ale bał się, że dotknie przyjaciela tym pytaniem. A Jo­na­tan mówił dalej:

      – Nigdy mi nie powiedziałeś, jak wypełniłeś ostatni rozkaz mojego ojca – i to podwójnie – tylko z setką ludzi.

      Dawid roześmiał się.

      – Czy miałem wziąć tysiąc, żeby pojmać stu Fili­sty­nów? To byłaby dla nas hańba. Tysiąc ludzi to znaczna liczba. Nie mogą przejść niezauważeni. Filistyni szybko by się dowiedzieli, że jesteśmy w drodze. Albo ja musiałbym od razu się wycofać, albo oni odcięliby nam odwrót. Nawet tej mojej setki nie trzymałem razem, tylko podzieliłem na pięć grup. Dwudziestu mężczyzn trudno zauważyć. I dwa razy zaatakowaliśmy w nocy.

      – W nocy? – przeraził się książę Jonatan. – Ale... nie możesz tego robić! To przynosi pecha!

      – Tak, zaatakowanym – zwłaszcza jeśli wierzą w ten stary mit. Lew nie wierzy i nocne wypady często mu się udają.

      – Chyba że trafi na ciebie. – Książę Jonatan uśmiechnął się.

      – Tylko te dwa nocne ataki przyniosły nam siedemdziesiąt głów – ciągnął Dawid. – A potem mieliśmy szczęście i natknęliśmy się na oddział dwustu żołnierzy wysłanych, by pomścili nasz atak. Myśleli chyba, że jesteśmy bandytami z Edomu lub Moabu. W porę ich spostrzegliśmy i mogłem zebrać swoich ludzi i rozstawić po obu stronach długiej doliny, przez którą musieli przejść nasi prześladowcy. Tylko jedna trzecia z nich uciekła. Jak widzisz, było to dość proste. Twoja podwójna zmyłka jest o wiele trudniejsza.

      Książę Jonatan pokręcił głową.

      – To zupełnie nowe sposoby sztuki wojennej. Ciekaw jestem, co powiedziałby na to Abner.

      – Wydałem rozkaz, by nie tylko ścinali głowy zabitym, lecz także zabierali im broń – podjął Dawid. – Do­bre miecze... włócznie z żelaznymi grotami. Broń to nasz największy problem. Potrzebujemy kowali.

      – Filistyni nigdy na to nie pozwolą.

      – Ty też tak mówisz, Jonatanie? Wiem, jak się mają sprawy, mądry Chuszaj mi o tym powiedział. Filistyni twierdzą, że nadal musimy im płacić daninę, mimo naszego zwycięstwa w Dolinie Terebintu. Musimy zrzucić z siebie to jarzmo, a do tego potrzebujemy broni równie dobrej, jak mają nasi wrogowie.

      – СКАЧАТЬ