Dawid z Jerozolimy. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dawid z Jerozolimy - Louis de Wohl страница 13

Название: Dawid z Jerozolimy

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Историческая литература

Серия:

isbn: 978-83-810-1236-2

isbn:

СКАЧАТЬ Ale jeśli uda mi się sprawić, by sam o tym pomyślał... Idź, Nossu. Wiesz, co masz robić!

      O zachodzie słońca Dawid stał przed Bramą Kupców, rozglądając się ostrożnie dookoła. O tej porze dnia było tutaj tłoczno. Wszyscy, którzy nie mieszkali w warowni, musieli teraz ją opuścić, a mieszkańcy pójść do swoich domów. Za pół godziny ciężka brama zostanie zamknięta i nikt jej nie otworzy aż do świtu. Dawid starał się niczego po sobie nie pokazywać, ale serce waliło mu młotem. Trudno, wręcz niepodobna było uwierzyć, że to ona wyznaczyła tutaj schadzkę. To mogła być pułapka, jakaś intryga, choć nie rozumiał, czemu ktoś miałby wciągać go w pułapkę. Och, przetrawianie tego po raz setny nie miało sensu! Nawet je­śli było to z jego strony nierozsądne – musiał przyjść.

      Dookoła handlarze szybko zwijali swoje kramy, powietrze wypełniał gwar targowania się, wykrzykiwanych ofert i protestów.

      – Harfisto!

      Rozejrzał się szybko. Za wystającym murem stała kobieta spowita w ciężki woal. Nie ta sama co wtedy, nie słu­­żąca – ta była wyższa i szczuplejsza, dłoń przytrzymująca woal miała barwę kości słoniowej i ozdabiały ją kosztowne pierścienie. To była dłoń szlachetnie urodzonej – jej dłoń.

      – Księżniczko!

      – Cicho. Ani słowa. Słuchaj. Czy chcesz poślubić mo­ją siostrę?

      – Takie jest życzenie króla.

      – Czy twoje też?

      – Nie.

      Nastąpiła chwila ciszy. Od strony bramy dobiegł drżą­cy głos:

      – Siedem szekli za te owoce? One już się psują, ty zło­dzie­ju i synu złodzieja!

      Handlarz odpowiedział coś niezrozumiałego dudniącym basem.

      – Czemu nie chcesz poślubić Merab? – zapytała Mi­kal.

      – Kto kocha słońce, nie zadowoli się księżycem – odparł Dawid i nagrodził go cichy śmiech. – Ale jakąż bie­dny śmiertelnik może mieć nadzieję, by posiąść słońce – dodał. – Czy to nie jest niemożliwe?

      – Niemożliwe było także pokonanie Goliata, a jednak tego dokonałeś. Kto ma zwyciężyć, musi walczyć. Żegnaj.

      – Zostań! – zawołał Dawid, tracąc zimną krew. – Zo­stań! Daj mi jeszcze raz zobaczyć słońce.

      Ale jej już nie było. Wrócił powolnym krokiem do pa­ła­cu, oczarowany, oszołomiony, niezdolny do myślenia.

      Niski, krępy mężczyzna w szacie nieokreślonego koloru wyszedł zza najbliższego rogu, zaczekał, aż Dawid zniknie z zasięgu wzroku, i powędrował niespiesznym krokiem. Pół godziny później stanął przed dowódcą straży przybocznej i złożył mu raport.

      – Dawid i księżniczka Mikal – wymamrotał Jakub. – Więc czarna dziewczyna nie kłamała. Ale czy jesteś pew­ny, że to była księżniczka?

      – Całkowicie, panie.

      – Miała na sobie woal. Mogłeś się pomylić.

      – To był głos księżniczki. Nosiła na palcu pierścień z czerwonymi kamieniami, ten, który król dał jej w zeszłym roku. I nazwała księżniczkę Merab swoją siostrą.

      Tego samego dnia Jakub powiedział o wszystkim królowi. Ku jego zdumieniu Saul przyjął to bardzo spokojnie i nawet lekko się uśmiechnął.

      – Jesteś czujnym sługą. Dziękuję ci. Możesz odejść.

      Jakub poszedł, a król znów uśmiechnął się do siebie. Dawid nigdy by się nie ośmielił zbliżyć do Mikal. Ta schadzka była jej pomysłem. Kochała młodego bohatera, a on... on kochał ją. Najważniejsze było wiedzieć, jaką zawiesić przed nim przynętę. Co powiedziała Mikal? „Kto ma zwyciężyć, musi walczyć”. Zaśmiał się bezgłośnie.

      – Chuszaju! – Sekretarz wszedł. – Chuszaju, jesteś przy­jacielem Dawida, prawda?

      – Jestem sługą króla i przyjacielem Dawida, panie.

      – Tak, tak, wiem. Powiedz mu – nie chcę robić tego sam – powiedz mu, że księżniczka Merab dawno temu została obiecana innemu mężczyźnie. Ale dam mu moją drugą córkę, Mikal, kiedy zapłaci cenę za pannę młodą.

      Duże dłonie Chuszaja otworzyły się i zamknęły. Jego twarz pozostała bez wyrazu.

      – Jak rozkażesz, panie.

      – Jeśli zapyta o cenę – ciągnął Saul – powiedz mu, że wiem, iż nie jest dość majętny. Król jest sprawiedliwy – nie chce od niego srebra ani złota, tylko tego, co może mu dać. Stu zabitych Filistynów, to jest cena.

      Kiedy Chuszaj wyszedł z pokoju, Saul wygodnie rozsiadł się na krześle, bardzo z siebie zadowolony. W kraju nie było już wrogów. Jeśli Dawid chce zapłacić za żonę, musi najechać kraj wroga. Pod swoimi rozkazami ma najwyżej tysiąc ludzi. Jak tylko Filistyni dowiedzą się o jego przybyciu, wielki bohater z tysiącem żołnierzy będzie właściwie zgubiony, a z jego śmiercią zostanie zażegnane niebezpieczeństwo, okropne zagrożenie, którego świadomych było niewiele osób, może nawet tylko Saul. Pomyślał o pieśni śpiewanej tak triumfalnie: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy”. Uśmiechnął się ponuro. Pieśń zaczynała się od tysięcy pobitych przez Saula – ale nikomu nawet się nie śniło, że Saul mógłby pobić Dawida i tysiąc jego ludzi rękami Filistynów.

      Chuszaj wrócił po chwili.

      – I jak? Rozmawiałeś z nim? Co powiedział? – zapytał szybko król.

      – Przesyła królowi podziękowania – odparł sztywno Chuszaj.

      – Dlaczego nie przyszedł sam?

      – Już go nie ma, panie.

      – Nie ma?

      – Tak, panie. Mówił, że się spieszy przywieźć zapłatę za pannę młodą.

      – Ilu wziął ze sobą ludzi?

      – Stu, królu.

      Saul spuścił wzrok, by ukryć nagły błysk w oczach.

      – To dobrze – rzekł. – Możesz odejść.

      Chuszaj wycofał się w milczeniu.

      – Stu – powtórzył Saul sam do siebie. – Wziął ze sobą stu ludzi! – I śmiał się długo i głośno.

      Dawid był zgubiony, tron bezpieczny.

      Rozdział czwarty

СКАЧАТЬ