Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 61

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ No i co? — spytał.

      — A co?—odpowiedział Wilk.

      — Zaraz-li go napadniem?

      — Jakoże w kościele będziesz napadał?

      — Nie w kościele, jeno[1098] po mszy.

      — Z Zychem jest — i z opatem. A toś zabaczył, co mówił Zych, że niech-li się zdarzy bitka, obydwóch ze Zgorzelic wyżenie[1099]. Gdyby nie to, byłbym ci dawno żebra połomił[1100].

      — Albo ja tobie! — odparł Cztan, ściskając swe potężne pięści.

      I oczy poczęły im się skrzyć złowrogo, lecz wnet pomiarkowali obaj, że teraz więcej im potrzeba zgody niż kiedykolwiek. Nieraz już oni bili się z sobą, lecz zawsze jednali się po bitce, bo chociaż rozdzielała ich miłość do Jagienki, jednak żyć bez siebie nie mogli i tęsknili jeden do drugiego zawsze. Obecnie zaś mieli wspólnego wroga i czuli obaj, że jest to wróg okrutnie niebezpieczny.

      Po chwili Cztan spytał:

      — Co robić? Chyba mu zapowiedź[1101] posłać do Bogdańca?

      Wilk, który był mądrzejszy, nie wiedział jednakże na razie, co robić. Na szczęście przyszły mu w pomoc kołatki, które ozwały się znowu na znak, iż nabożeństwo się poczyna. Więc rzekł:

      — Co robić? Pójść na mszę, a potem będzie, co Bóg da.

      Ucieszył się z tej rozumnej odpowiedzi Cztan z Rogowa.

      — Może ta Pan Jezus nas natchnie — rzekł.

      — I pobłogosławi — dodał Wilk.

      — Po sprawiedliwości.

      I poszli do kościoła, a wysłuchawszy pobożnie nabożeństwa nabrali otuchy. Nie stracili głów nawet wówczas, gdy Jagienka po mszy w przedsionku znowu przyjęła wodę święconą z ręki Zbyszka. Na cmentarzu przy wrotach podjęli pod nogi Zycha, Jagienkę, a nawet i opata[1102], choć ten był nieprzyjacielem starego Wilka z Brzozowej. Na Zbyszka patrzyli wprawdzie spode łba, ale żaden nie warknął, chociaż serca skowytały im w piersiach z bólu, z gniewu i zazdrości, gdyż nigdy Jagienka nie wydawała im się tak cudną i tak do królewny podobną. Dopiero gdy świetny orszak ruszył z powrotem i gdy z dala doszła ich wesoła pieśń wędrownych kleryków, Cztan począł ocierać pot ze swych zarosłych policzków i parskać jak koń. Wilk zaś ozwał się, zgrzytając zębami:

      — Do gospody! do gospody! gorze[1103] mi!...

      Po czym pamiętając, co im poprzednio ulżyło, chwycili znów głaz i potoczyli go zapalczywie na dawne miejsce.

      Zbyszko zaś jechał wedle Jagienki, słuchając pieśni opatowych szpylmanów, lecz gdy ujechali pięć albo sześć stajań[1104], zatrzymał nagle konia i rzekł:

      — Ba, miałem dać na mszę za stryjkowe zdrowie i zabaczyłem[1105], wrócę się.

      — Nie wracaj! — zawołała Jagienka — poślem ze Zgorzelic.

      — Wrócę, a wy nie czekajcie na mnie. Z Bogiem!

      — Z Bogiem! — rzekł opat.—Jedź!

      I twarz mu poweselała, a gdy Zbyszko znikł im z oczu, trącił nieznacznie Zycha i rzekł:

      — Rozumiecie?

      — Co mam rozumieć?

      — Pobije się w Krześni z Wilkiem i Cztanem, jako amen w pacierzu, ale tegom chciał i do tegom prowadził.

      — To morowe chłopy! Jeszcze go poranią, i co z tego?

      — Jak to co z tego? Jeśli za Jagienkę się pobije, to jakże mu potem o tej Jurandównie myśleć? Jagienka ci mu odtąd będzie panią — nie tamta; tego zaś chcę, bo to mój krewny i udał mi się!

      — Ba, a ślubowanie?

      — Na poczekaniu go rozgrzeszę! Zaliście nie słyszeli, żem to już obiecał?

      — Wasza głowa na wszystko poradzi — odrzekł Zych.

      Opat uradował się pochwałą, po czym przysunął się do Jagienki i zapytał :

      — Czegożeś taka frasobliwa[1106]?

      Ona pochyliła się w siodle i chwyciwszy rękę opatową podniosła ją do ust:

      — Ojcze krzestny, a może byście też podesłali z paru szpylmanów do Krześni.

      — Po co? Popiją mi się w gospodzie i tyla.

      — Ale może jakowej zwadzie przeszkodzą.

      Opat spojrzał jej bystro w oczy i nagle rzekł ostro:

      — A choćby go tam i zabili!

      — To niech i mnie zabiją! — zawołała Jagienka.

      I gorycz, która nagromadziła się z żalem w jej piersiach od czasu rozmowy ze Zbyszkiem, spłynęła teraz nagłym potokiem łez. Widząc to, opat objął ramieniem dziewczynę, tak że nakrył ją prawie całą swoim olbrzymim rękawem, i począł mówić:

      — Nie bój się, córuchno, o nic. Zwada może się przygodzić[1107], ale przecie i tamci są ślachtą, przeto go kupą nie napadną, jeno na pole rycerskim obyczajem pozwą, a już tam on da sobie rady, choćby się na raz z obydwoma miał potykać. A co do Jurandówny, o której słyszałaś, to ci jeno tyle rzekę, że drzewo na tamtą łożnicę w nijakim boru nie rośnie.

      — Skoro mu tamta milsza, to i ja o niego nie dbam! — odpowiedziała przez łzy Jagienka.

      — To czegóż chlipiesz?

      — Bo się o niego boję.

      — Ot, babski rozum! — rzekł śmiejąc się opat.

      Po czym schyliwszy się do ucha Jagienki począł mówić:

      — Pomiarkuj się, dziewczyno, że choć cię i weźmie, to też nieraz zdarzy mu się potykać, bo od tego ślachcic.

      Tu schylił się jeszcze niżej i dodał:

      — A weźmie cię — i to niezadługo, jako Bóg w niebie!

      — Zaśby tam brał! — odpowiedziała Jagienka.

      A СКАЧАТЬ



<p>1098</p>

jeno (daw.) — tylko.

<p>1099</p>

wyżenąć (daw.) — wygnać.

<p>1100</p>

połomił — dziś popr.: połamał.

<p>1101</p>

zapowiedź — tu: wyzwanie na pojedynek.

<p>1102</p>

opat — przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.

<p>1103</p>

gorze (ze starop. gorzeć: palić się) — biada, nieszczęście, niebezpieczeństwo.

<p>1104</p>

staje, stajanie — dawna miara odległości, etymologicznie: dystans, po przebiegnięciu którego koń musi się zatrzymać i odpocząć.

<p>1105</p>

zabaczyć (daw.) — zapomnieć.

<p>1106</p>

frasobliwy (daw.) — smutny.

<p>1107</p>

przygodzić się (daw.) — przydarzyć się, przytrafić.