Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 57

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Dajże mu Boże! — odrzekł Zbyszko. — Czekam też tego jak zbawienia, bo mi nijak od chorego odjeżdżać, a ciężko mi tu siedzieć.

      — Ciężko ci tu siedzieć? — spytała Jagienka. — Czemu to?

      — To ci nic Zych nie mówił o Danusi?

      — Coś mi tam mówił... Wiem... ona cię nałęczką[1011] nakryła... wiem!... Mówił mi także, że każdy rycerz śluby jakoweś czyni, że będzie swojej paniej[1012] służył... Ale powiadał, że to nic — taka służba... bo poniektóry, choć żeniaty[1013], a też jakowejś pani służy. A ta Danusia, Zbyszku, to co? — powiadaj!... co ona Danusia?

      I przysunąwszy się blisko, podniosła oczy i poczęła patrzeć z wielkim niepokojem w jego twarz, on zaś, nie zwróciwszy najmniejszej uwagi na jej trwożny głos i spojrzenie, rzekł:

      — Pani ci to jest moja, ale i kochanie najmilejsze. Nie mówię ja tego nikomu, ale tobie powiem jakoby właśnie siostrze, bo się od małego znamy. Poszedłby ja za nią za dziewiątą rzekę i za dziewiąte morze, do Niemców i do Tatarów, gdyż nie ma takiej drugiej w caluśkim świecie. Niech stryk w Bogdańcu siedzi, a ja zaś przed się ku niej powędruję... Co mi ta bez niej Bogdaniec, co statek[1014], co stada, co opatowe bogactwa! Siądę, ot na koń i na zamry[1015] pojadę, a tak mi dopomóż Bóg, jako że to, com jej ślubował, spełnię, chyba że wprzódy sam legnę.

      — Nie wiedziałam... — odparła głucho Jagienka.

      Zbyszko zaś począł jej opowiadać, jako się z Danusią w Tyńcu poznali, jak jej zaraz ślubował, i wszystko, co nastąpiło potem, więc swoje uwięzienie, ratunek, jaki mu dała Danusia, Jurandową odmowę, pożegnanie, swoje tęsknoty i wreszcie radość z tego, że po wyzdrowieniu Maćka będzie mógł jechać do kochanej dziewczyny, by spełnić, co jej obiecał. Opowiadanie przerwał mu dopiero widok pachołka z końmi, który czekał na skraju lasu.

      Jagienka siadła zaraz na koń i poczęła się żegnać ze Zbyszkiem.

      — Niech pachołek jedzie z bobrem za tobą, a ja nawrócę do Zgorzelic.

      — A to nie pojedziesz do Bogdańca? Zych tam jest.

      — Nie. Tatulo mieli wrócić i mnie kazali.

      — No, to Bóg ci zapłać za bobra.

      — Z Bogiem...

      I po chwili Jagienka została sama. Jadąc przez wrzosy ku domowi, czas jakiś oglądała się za Zbyszkiem, a gdy znikł wreszcie za drzewami, zakryła oczy dłonią, jakby chroniąc się od blasku słońca. Wkrótce jednak spod ręki poczęły jej spływać po policzkach łzy wielkie i padać jedna za drugą jak groch na siodło i grzywę końską.

      Rozdział piętnasty

      Po rozmowie ze Zbyszkiem Jagienka przez trzy dni nie ukazywała się w Bogdańcu, atoli[1016] czwartego wpadła z wiadomością, że opat[1017] przyjechał do Zgorzelic. Maćko przyjął nowinę z pewnym wzruszeniem. Miał on wprawdzie z czego spłacić sumę zastawną, a nawet wyliczył, że dość mu zostanie na pomnożenie osadników, zaprowadzenie stad i inne potrzeby gospodarskie, niemniej jednak dużo w całej sprawie zależało od życzliwości bogatego krewnego, który mógł na przykład chłopów, osadzonych przez się na źrebiach[1018], zabrać albo zostawić, i tym samym zniżyć albo powiększyć wartość majątku.

      Wypytał zatem Maćko bardzo dokładnie Jagienkę o opata, jaki przyjechał: wesół czy chmurny, co o nich mówił i kiedy zjedzie do Bogdańca? — ona zaś odpowiadała mu roztropnie na pytania, starając się pokrzepić go i uspokoić we wszystkim.

      Mówiła, iż opat przyjechał zdrów i wesół, ze znacznym pocztem, w którym prócz zbrojnych pachołków było kilku kleryków-wagantów[1019] i rybałtów[1020], że pośpiewuje z Zychem i rad podaje ucha pieśniom, nie tylko duchownym, lecz i świeckim. Zauważyła też, że rozpytywał z wielką troskliwością o Maćka, a opowiadań Zychowych o przeprawach [1021]Zbyszka w Krakowie chciwie słuchał.

      — Sami najlepiej wiecie, co wam czynić należy — rzekła w końcu mądra dziewczyna — ale ja tak myślę, iże wypadałoby Zbyszkowi zaraz jechać, starszego krewnego powitać, nie czekając, aż on pierwszy do Bogdańca zjedzie.

      Maćkowi trafiła ta rada do przekonania, więc kazał przywołać Zbyszka i rzekł mu:

      — Przybierz się pięknie i pojedziesz pod nogi opata podjąć, cześć mu wyrządzić, aby i on cię umiłował.

      Następnie zwrócił się do Jagienki:

      — Nie dziwowałbym się, choćbyś była głupia, boś od tego niewiasta, ale że rozum masz, to się dziwuję. Powiedzże mi, jako mam najlepiej opata ugościć i czym go ucieszyć, gdy tu przyjedzie?

      — Co do jadła, sam powie, na co ma ochotę; lubi on dobrze podjeść, ale byle dużo było szafranu, to i nie przebredza[1022].

      Maćko, słysząc to, porwał się za głowę.

      — Skąd ja mu szafranu wezmę!...

      — Przywiozłam — rzekła Jagienka.

      — A bogdaj się takie dziewki na kamieniu rodziły! — zawołał uradowany Maćko. — I ku oczom to miłe, i gospodarne, i roztropne, i ludziom życzliwe! Hej! żebym tak był młody, zaraz bym cię brał!...

      Na to Jagienka spojrzała nieznacznie na Zbyszka i westchnąwszy cicho, mówiła dalej:

      — Przywiozłam też i kości, i kubek, i sukno, bo on po każdym jedzeniu rad się kośćmi zabawia[1023].

      — Miał ten obyczaj i drzewiej[1024], a gniewliwy[1025] przy tym bywał okrutnie.

      — Gniewliwy to on ci i teraz bywa; nieraz kubkiem o ziemię praśnie i precz za drzwi do pola[1026] wyskoczy. Ale potem śmiejący się wraca i sam pierwszy nad swoim gniewem wydziwia... Wy go przecie znacie... Jeno[1027] mu się nie przeciwić, to nie ma lepszego człowieka na świecie.

      — A kto by mu się tam sprzeciwiał, kiedy on i rozum ma od innych większy!

      Tak to oni ze sobą rozmawiali, gdy tymczasem Zbyszko przebierał się w alkierzu[1028]. Wyszedł wreszcie tak piękny, że Jagienkę aż olśniło, zupełnie jak СКАЧАТЬ



<p>1011</p>

nałęczka (daw.) — chusta służąca jako przepaska na głowę. Przypomnienie momentu uratowania Zbyszka od egzekucji przez Danuśkę.

<p>1012</p>

paniej — dziś popr.: pani.

<p>1013</p>

żeniaty — dziś popr.: żonaty.

<p>1014</p>

statek — dostatek.

<p>1015</p>

na zamry (daw.) — ryzykując zamęczenie konia.

<p>1016</p>

atoli (daw.) — jednak.

<p>1017</p>

opat — przełożony w męskim zakonie kontemplacyjnym.

<p>1018</p>

źreb — dawna miara powierzchni ziemi.

<p>1019</p>

wagant — śrdw. kleryk lub żak, żyjący w sposób prowokacyjnie swobodny, często zajmujący się twórczością poetycką bądź aktorstwem.

<p>1020</p>

rybałt — wędrowny muzyk lub śpiewak.

<p>1021</p>

przeprawy — tu: przygody.

<p>1022</p>

przebredzać — tu: wybrzydzać.

<p>1023</p>

zabawiać się kośćmi — grać w kości.

<p>1024</p>

drzewiej (daw.) — dawniej.

<p>1025</p>

gniewliwy (daw.) — skłonny do gniewu.

<p>1026</p>

do pola — na zewnątrz (por. dzisiejsze małopolskie ”na pole”).

<p>1027</p>

jeno (daw.) — tylko.

<p>1028</p>

alkierz — izba narożna, często reprezentacyjna.