W cieniu zła. Alex North
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W cieniu zła - Alex North страница 17

Название: W cieniu zła

Автор: Alex North

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-287-1500-4

isbn:

СКАЧАТЬ wyłożono ciemnym drewnem, umiejętnie dobrano oświetlenie i zrobiło się tu całkiem przytulnie. Popołudniami nie było zbyt wielu gości. Zamawiałem piwo, siadałem przy stoliku i wsłuchiwałem się w dochodzące gdzieś z tyłu sali odgłosy gry w bilard. Przez godzinę starałem się wyłączyć i o niczym nie myśleć.

      W rodzinnym domu ze wszystkich stron osaczały mnie wspomnienia.

      Pamiątki z dawnych czasów schowałem do pudełka, ale ciągle czułem ich obecność. Miałem wrażenie, że z kąta pokoju bije w moją stronę jakaś groźna aura. Wyobrażałem sobie, że siedzi tam duch chłopca, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej wyraźny i namacalny.

      Pamiętam przerwę obiadową, podczas której Charlie po raz pierwszy opowiedział nam o inkubowaniu snów. Późnym wieczorem tego samego dnia siedziałem przy swoim biurku. To zawsze była moja ulubiona pora: odrobiłem już pracę domową i uporałem się z innymi obowiązkami. W domu panowała cisza, a rodzice leżeli w swojej sypialni. Wymykałem się wtedy z łóżka, włączałem lampkę i zabierałem się do swoich opowiadań. Zapisałem już wiele zeszytów, które trzymałem zamknięte w szufladzie biurka. Wiedziałem, że gdyby ojciec je znalazł, przeczytałby je bez wahania i sprawiłoby mu to perwersyjną przyjemność, a na jego twarzy zagościłby szyderczy uśmiech.

      Tego wieczoru wziąłem jednak do ręki czysty zeszyt.

      Po południu w szkole wszystko potoczyło się tak, jak podejrzewałem. Charlie postanowił, że coś razem zrobimy, i w końcu wszyscy się zgodzili. Nawet sam proces podejmowania wspólnej decyzji był nader przewidywalny. James od razu zapałał entuzjazmem, co oznaczało, że Billy, który bał się stracić sympatię Charliego, również musiał zgodzić się na jego pomysł. Zostałem sam, nie miałem więc wielkiego wyboru i też skinąłem głową.

      Świadome sny.

      Ten pomysł wydawał mi się absurdalny, ale też byłem nim zaintrygowany. Rozejrzałem się po zaniedbanym, dawno niesprzątanym pokoju i uświadomiłem sobie, jak przygnębiająca jest egzystencja w otaczającym mnie płaskim, szarym i ponurym świecie. Możliwość ucieczki do krainy fantazji i zdobywania tam nowych doświadczeń, jedyna szansa na wyrwanie się z marazmu, była nader kusząca.

      Charlie powiedział, że powinniśmy prowadzić dziennik snów. Po tygodniu należało przeczytać wszystkie wpisy i poszukać powtarzających się elementów. Dzięki temu w przyszłości mieliśmy nauczyć się wychwytywać schematy i rozpoznawać wydarzenia dziejące się w naszych snach. Stąd był już tylko krok do umiejętności kontrolowania tego, co nam się śni.

      Położyłem się do łóżka. Przez dłuższą chwilę gapiłem się w sufit, po czym sięgnąłem do kabla wiszącego obok zagłówka i zgasiłem światło. Charlie poinstruował nas, że każdej nocy przed zaśnięciem powinniśmy o czymś pomyśleć. Nazywał to inkubacją, czyli sygnałem wy­syłanym do podświadomości. Chociaż mogło nam się wydawać, że myśli nie trafiają pod żaden adres, to jednak zdaniem Charliego nasz umysł wszystko słyszał i odpowiednio reagował.

      Zapamiętam swoje sny, powiedziałem sam do siebie.

      Okazało się, że to działa. Po przebudzeniu pamiętałem znacznie więcej niż zwykle. Kiedy usiadłem przy biurku nad nowym zeszytem, w mojej głowie aż roiło się od obrazów. Miałem wrażenie, że jeden prowadzi do następnego, jakbym spuszczał się po linie w głąb swojej podświadomości.

      Najlepiej zapamiętałem sen, w którym znalazłem się na jakimś dziwnym bazarze. Była noc, a ja biegłem wąskimi alejkami, mijając stragany. Było jednak zbyt ciemno, żeby dostrzec jakiekolwiek szczegóły. Wokół kłębił się tłum ludzi, którzy ustępowali mi z drogi, byli szarzy i niewyraźni jak duchy. Musiałem jak najszybciej stamtąd uciec, ponieważ czułem obecność czegoś jeszcze. Z bocznych alejek dobiegały dziwne odgłosy. Wydawało mi się, że goni za mną jakieś wściekłe dzikie zwierzę niczym polujący w labiryncie Minotaur. Wszystkie uliczki wyglądały tak samo i w którąkolwiek stronę się obracałem, nie potrafiłem znaleźć wyjścia.

      Wiedziałem, że sam nie dam rady i potrzebuję czyjejś pomocy.

      Byłem na czarnym bazarze.

      > <

      W rodzinnym domu prześladowały mnie teraz jednak nie tylko wspomnienia sprzed ćwierć wieku. We wszystkich pokojach panowała głęboka, złowróżbna cisza, która z każdym dniem wydawała się coraz bardziej opresyjna. Ciągle nie mogłem zrozumieć, co miała na myśli matka. Jakie tajemnice krył w sobie ten dom?

      Próbowałem przekonać sam siebie, że nie ma to większego znaczenia: przecież od przeszłości można się odciąć. Niestety, coraz częściej wydawało mi się, że dom prowadzi ze mną coś w rodzaju wojny na wyniszczenie. Co gorsza, miałem wrażenie, że przegrywam. Rosło też we mnie przekonanie, że kiedy odkryję wreszcie tajemnicę, wydarzy się coś złego.

      Wszędzie są czerwone ręce.

      Czwartego dnia wreszcie ją zobaczyłem.

      > <

      Siedziałem w pubie, a na stoliku przede mną stało wypite w połowie piwo. Sięgnąłem po butelkę i przesunąłem palcami po zroszonym zimnym szkle. W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe do lokalu.

      W progu pojawiła się jakaś kobieta. Promienie popołudniowego słońca podświetlały od tyłu jej sylwetkę. Widziałem jej twarz jedynie przez ułamek sekundy i wydawało mi się, że ją rozpoznaję, ale błyskawicznie się odwróciła i podeszła do baru.

      Czy to…?

      Miała na sobie niebieskie dżinsy i elegancką czarną kurtkę ze skóry. Ciemne włosy sięgały mniej więcej do połowy pleców. Patrzyłem, jak wkłada rękę do torebki i wyjmuje z niej portmonetkę. Napięcie rosło, ale wiedziałem, że należy zachować spokój. To na pewno nie ona. Barmanka postawiła na kontuarze kieliszek białego wina. Nieznajoma kobieta zamknęła torebkę i rozejrzała się w poszukiwaniu miejsca.

      Nie wierzyłem własnym oczom.

      Jenny wyglądała zupełnie inaczej, ale jednocześnie wcale się nie zmieniła. Na jej twarzy wciąż widziałem rysy piętnastoletniej dziewczynki, którą znałem z dzieciństwa. Teraz była czterdziestoletnią kobietą i chociaż czas odcisnął na niej swoje piętno, od razu ją poznałem.

      Poczułem, że znika wszystko, co wydarzyło się od naszego ostatniego spotkania.

      Może lepiej będzie, jeśli mnie nie zobaczy?

      Nasze oczy się spotkały. Jenny nie zwróciła na mnie uwagi, ale już po chwili znowu na mnie spojrzała i zmarszczyła czoło. Widziałem, że myśli dokładnie to samo co ja.

      Czy to…?

      Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

      O Boże, kiedyś uśmiechała się dokładnie tak samo.

      Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie miałem już żadnych wątpliwości, czy po tylu latach warto odnawiać kontakt. Podeszła do mnie, stukając obcasami o drewnianą podłogę. Miała na sobie eleganckie, chyba dość drogie buty.

      – Jezus Maria – powiedziała. СКАЧАТЬ