Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapisane w pamięci - Ewa Pirce страница 4

Название: Zapisane w pamięci

Автор: Ewa Pirce

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378899327

isbn:

СКАЧАТЬ po czym zmierzył mnie obleśnym spojrzeniem. Strzepnął z klapy marynarki niewidoczny pyłek i zerknął nonszalancko w bok.

      – Trzysta dolarów – powiedział, przenosząc wzrok na moją twarz.

      – Ile?! – Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.

      – Trzysta dolarów – powtórzył z irytacją. – Tyle właśnie kosztują spodnie, które zniszczyłaś, niedorajdo – syknął.

      – Nie mam przy sobie tak dużej sumy pieniędzy – wyjąkałam.

      Facet podszedł jeszcze bliżej i chwycił mnie mocno za ramiona. Jego palce wbiły się w moje ciało. Stłumiłam jęk bólu, który próbował wyrwać mi się z ust, i odchyliłam się na tyle, na ile byłam w stanie.

      – Słuchaj no – rzucił. – Nie będę tracił swojego cennego czasu, bo i tak przez twoją głupotę jestem spóźniony. Więc albo zapłacisz mi teraz, albo…

      – Albo co? – przerwał mu w pół zdania niski, wibrujący głos. Nie wiedziałam do kogo należy, bo osoba, która była jego właścicielem, znajdowała się za moimi plecami.

      Grubas natychmiast się cofnął, uwalniając mnie z uścisku, przez co zachwiałam się i straciłam równowagę. Wiedziałam, że upadek jest nieunikniony. Zdołałam wyciągnąć ręce przed siebie, by w ten sposób się przed nim uchronić. Instynktownie zacisnęłam powieki, ale nim zdołałam zderzyć się z marmurową posadzką, oplotły mnie czyjeś silne ramiona.

      W momencie, kiedy poczułam zaciskające się na mojej talii ręce, wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie prądy, które wywołały chwilowy zamęt w mojej głowie. Wciąż tkwiąc w czyichś objęciach, ostrożnie się odwróciłam. W tej samej chwili, gdy mój wzrok napotkał spojrzenie mojego wybawcy, wszystko wokół się zatrzymało, otulając nas kokonem intymności.

      Pierwsze, co poczułam, to błogi spokój i ciepło, które dawały mi ramiona tego obcego człowieka. Patrzyłam wprost w niesamowite oczy o niespotykanej niebieskiej barwie. Były zachwycające i przerażające jednocześnie. Atramentowe obwódki tęczówek otulały wzburzone wody kobaltowego oceanu. Jakby muśnięte srebrną poświatą księżyca obrzeża nadawały im tajemniczości. Las rzęs, którym były obramowane, rzucał delikatny cień na lekko zaróżowione policzki.

      Zaparło mi dech w piersiach. Jego twarde jak stal, przyciśnięte do moich pleców mięśnie sprawiły, że na ciele pojawiła mi się gęsia skórka, która tym razem nie miała nic wspólnego ze strachem. Nieśmiało zerknęłam na jego aksamitne, wyglądające na delikatne i miękkie usta koloru dojrzałej truskawki. Zdążyłam zauważyć, że dolna warga była nieco szersza od górnej. Instynktownie zwilżyłam językiem usta, przez co jego nieznacznie drgnęły.

      Natychmiast oprzytomniałam. Odsunęłam się szybko, a cała przyjemność, jaka mnie ogarnęła, uleciała, zastąpiona chłodem.

      – Wszystko w porządku? – zapytał dźwięcznym głosem wybawca.

      Przełknęłam nerwowo gulę, która zaczynała formować mi się w gardle.

      – Tak – odpowiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. – Sądzę, że tak.

      Nieznajomy przeniósł spojrzenie na stojącego naprzeciwko grubasa.

      – A więc co zamierza pan zrobić? – zapytał, przechylając z zaciekawieniem głowę.

      – Ja tylko… – zaczął się jąkać mężczyzna, co mnie zaskoczyło. – To był tylko taki żart – wydukał.

      Wpatrywałam się w niego z otwartą buzią, nie wierząc w to, co właśnie powiedział.

      – To był tylko żart? – powtórzył z niedowierzaniem niebieskooki.

      – Tak, proszę pana. Niewinny żarcik.

      Nieznajomy przeniósł na mnie swoje obłędne oczy. Poczułam się dziwnie skrępowana i zawstydzona. Musiał dostrzec moje emocje, ponieważ uśmiechnął się pokrzepiająco.

      – Czy uważasz, że to było zabawne?

      Rzuciłam szybkie spojrzenie na mojego napastnika – na jego pękatej twarzy malowało się przerażenie – i przełknęłam nerwowo ślinę.

      – Sądzę, że to było… nieporozumienie – odrzekłam cichym głosem.

      – Nieporozumienie? – powtórzył pytająco mój wybawca.

      Nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył. Czułam się jak skarcone przez rodziców dziecko, które zrobiło coś głupiego i nieprzemyślanego.

      – Tak – odparłam pewniejszym tonem. – Nieporozumienie.

      – W porządku – skwitował moje słowa, przenosząc wzrok na gościa, który mnie zaatakował. – Jeśli to było nieporozumienie, to tym bardziej tej pani należą się przeprosiny. – Jego głos był silny i władczy.

      Przerażenie na twarzy grubasa zaczęło ustępować miejsca złości, której nie potrafił zamaskować. Popatrzył na mnie z wyrzutem, zaciskając w pięści wiszące wzdłuż ciała pulchne dłonie.

      – Przepraszam – wyburczał, piorunując mnie przy tym wzrokiem.

      Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.

      – Zaraz, zaraz. Nie tak szybko, pyszałku – zawołał za nim niebieskooki. – Zrób to jak należy – nakazał.

      Facet zesztywniał.

      – Przecież przeprosiłem – wymamrotał.

      – Spójrz, człowieku, co zrobiłeś z jej sukienką. Nie uważasz, że należy zwrócić pieniądze za zniszczenie? Te kilka plamek u ciebie jest niczym w porównaniu z tym, co stało się z jej ubraniem.

      Spojrzałam na sukienkę, żeby szybko ocenić swój wygląd. Miał rację, była kompletnie zniszczona.

      Grubas zaczął głośno sapać. Unikałam jego wzroku, ale na całym ciele czułam mordercze spojrzenie, które mi posyłał. Ból, jaki odczuwałam do tej pory, z każdą minutą stawał się coraz silniejszy.

      Zamierzałam odejść, kończąc to przedstawienie, kiedy grubas zaczął machać mi przed nosem pięćdziesięciodolarowym banknotem.

      – Czy to wystarczająca kwota za zniszczoną sukienkę? – zapytał mój obrońca, przyglądając mi się uważnie.

      Spojrzałam na mężczyzn, poruszając głową w zaprzeczeniu.

      – To za dużo – powiedziałam zgodnie z prawdą. Kupując ją w niewielkim butiku w Nashville, nie zapłaciłam więcej niż dziesięć dolarów.

      Wyraźnie zadowolony z przebiegu sprawy gbur odsunął dłoń z banknotem, by na powrót ukryć go w portfelu. Nieznajomy zrobił krok do przodu i wyrywał zielony papierek, zanim ten zdołał go schować.

      – Ale przecież… – zaczął, zbulwersowany, jednak zamilkł, napotkawszy surowy wzrok potężnego przeciwnika.

СКАЧАТЬ