Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie wygrasz - Karolina Wójciak страница 7

Название: Nigdy nie wygrasz

Автор: Karolina Wójciak

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381780377

isbn:

СКАЧАТЬ śmieci i puste opakowania.

      Siostra żony, matka dwójki dzieci, przynosiła zawsze sałatkę. W najmniejszej misce, jaką miała w domu. Chyba kotu zabierała spodek na wodę, by coś do nas przynieść. Brat żony, wieczny kawaler, kupował alkohol. Butelka, owszem, miała metkę Finlandii, ale zabezpieczenia nie było. Przelewał najtańszy, rozcieńczony syf i raczył nas tym, przechwalając się, że ze Skandynawii przyjechała. Chyba w brzuchu rybaka, który potem wyszczał się do tego, co on przelał.

      Matka żony przynosiła to, co jest najtańsze: chleb albo ziemniaki do pieczenia. Zachwalała, że to domowe, wiejskie wyroby. Chyba zapomniała, że na wsi jest też mięso i jajka. Gdyby mogła, nazbierałaby kasztanów w beret i przekonała żonę, że dała jej najlepszy prezent. Czemu wszyscy żarli na nasz rachunek? Bo jako jedyni pracowaliśmy. Żona miała ciepłą posadę w urzędzie. Była kierowniczką urzędu stanu cywilnego i udzielała ludziom ślubów. Jak na swój wiek szybko dostała posadę, ale nikt tego nie kwestionował, bo jako jedyna w tej zabitej dechami wsi miała wyższe wykształcenie. Tak się poznaliśmy – na studiach. Ona chciała zostać maklerem i pracować na giełdzie, ja marzyłem o wydaniu książki. Żadne z nas nie odniosło sukcesu. Choć jej się w jakimś stopniu udało, bo wzbudzała szacunek wszystkich. To ja poniosłem sromotną klęskę. Napisałem kilka tekstów, ale nieważne, ile razy wysłałem je do wydawnictw, nikt ich nie zaakceptował, najczęściej nie otrzymywałem nawet odpowiedzi.

      – Darek… – Teściowa stanęła w progu. – Na jakim ogniu masz mięso? Mówiłam ci, żebyś na mały ustawił.

      – Jest na małym. – Zerknąłem na pokrętło ustawione na minimum gazowego palnika.

      – Bo potem mięso jest suche, musi wolno dochodzić – pouczała mnie, mimo że przed chwilą potwierdziłem, że zrobiłem tak, jak kazała.

      – Jest na małym – powtórzyłem.

      – Dobrze, ale sprawdź, czy jest.

      Odwróciłem się do niej plecami i schyliłem się, by stanąć oko w oko z pokrętłem. Z bliska też pokazywało minimum, tak jak z daleka. Wypuściłem powietrze wściekły jak byk, a potem, nakładając fałszywy uśmiech, obróciłem się do tej starej raszpli, mówiąc:

      – Tak, mamo. Jest na małym. Sprawdziłem.

      – To już nie będę ci zawracać głowy. Pilnuj dzieci – dodała, tak jakby nie mogła odejść bez wydanego polecenia.

      Miała w sobie coś z żandarma, który musiał wszystko kontrolować. Słyszałem nieraz, jak ją żona prosiła, żeby nie wtrącała się w nasze życie, ale stara nie umiała inaczej. Wydawało jej się, że wszystko wie lepiej, a my jesteśmy głupi, że nie chcemy korzystać z jej życiowego doświadczenia.

      – Będę pilnować – zapewniłem.

      – Złoty z ciebie człowiek, moja córka nie mogła lepiej trafić – podsumowała w końcu, zostawiając mnie samego z rusztem.

      Kiedyś, na początku naszego małżeństwa, starałem się jej wytłumaczyć, że irytuje mnie jej zachowanie, jej rady, ale ona obrażała się i płakała. Wychodziło na to, że ją raniłem, a żona brała jej stronę zamiast moją. W związku z tym, że sprowadziliśmy się w rodzinne strony mojej małżonki i dostaliśmy ziemię pod budowę domu od jej starych, musiałem ustąpić. Gdy oni przyjeżdżali, zamieniałam się w wykastrowanego psa, który chodził potulny, nie wiedząc, co się dzieje. Zawsze powtarzałem sobie, że to jedno popołudnie. Dla mnie to była katorga, ale moja żona nie przestawała się śmiać. Widząc, ile sprawiało jej to frajdy, zamykałem się i pozwalałem jej się cieszyć rodziną.

      – Tato… – Podeszła do mnie starsza córka.

      – No co tam, robaku? – zapytałem.

      – Jacek mówi, że kobieta ma trzy dziury.

      Odchrząknąłem. Spojrzałem na swoją siedmioletnią latorośl, nie mogąc uwierzyć, że właśnie mi to zakomunikowała. Teraz, gdy obracałem na bok kurczaka.

      – Powiedział też, że w każdą można włożyć… – zachichotała i spuściła wzrok zawstydzona.

      – Robaku – nachyliłem się do niej – nie wierz w to, co mówi Jacek. Wieczorem, jak goście pójdą do domu, wrócimy do tego tematu. Teraz, gdy on coś zacznie mówić, proszę, powiedz mu, że nie chcesz tego słuchać i przybiegnij do mnie. Sandra też tego słucha? – zapytałem o moją pięciolatkę.

      Sonia skinęła głową, a ja potarłem dłonią twarz.

      – Zawołaj ją tu do mnie – poleciłem, a ona pobiegła od razu.

      Dzieci siostry żony, Elki, miały ewidentnie za dużo wolnego czasu. Zamiast spędzać go na czymś pożytecznym, grzebali w internecie. Już raz ich podsłuchałem, jak rozmawiali o gołych babach. Jeden drugiego zapytał, czy widział gołą kobietę. Młodszy powiedział, że matkę, a starszy rzucił, że rodzicielka się nie liczy. Miałem wtedy ochotę zabrać głos, ale stwierdziłem, że to nie moje dzieci i nie mój problem. Wtedy, gdybym powiedział żonie, może porozmawiałaby z Elką, a dzisiejsze gadanie o dziurach nie miałoby miejsca. Moja wina, że nie przewidziałem takiego obrotu spraw.

      – Darek – usłyszałem znów głos teściowej za plecami. Stała na progu jak kukułka w zepsutym zegarze, która po wykukaniu godziny nie mogła się już schować.

      – Tak? – zawołałem.

      – Obracaj mięso, bo potem będzie surowe z jednej strony.

      – Dobrze – potwierdziłem. – Obracam.

      – A gaz masz na małym?

      – Niech sprawdzę. – Nachyliłem się znów do pokrętła, wypinając jednocześnie dupę w jej stronę. – Tak, nadal na małym.

      Schowała się, a zaraz potem przybiegły dziewczynki.

      – Tato, opowiedz nam historię – poprosiły i usiadły przy moich nogach na trawie.

      Choć moja pisarska wyobraźnia zawsze szła w kierunku thrillerów, zbrodni, morderstw z premedytacją, gdzie krew lała się po ścianach, dla dzieci zmieniałem się w twórców opowieści w stylu Disneya, gdzie dobro zawsze zwyciężało i gdzie życie było piękne. Czasami wprowadzałem wątek złej teściowej albo żarcik odnośnie do małżeńskiego losu, ale one tego nie zauważały. Były zbyt małe, by dostrzec mój humor. Koncentrowały się na miłości księżniczki i przystojnego księcia, więc to im serwowałem.

      – Powiedz, jak poznałeś mamę – poprosiła Sonia.

      – Nie znudziło się wam jeszcze? – zapytałem zaskoczony. – Tyle razy wam opowiadałem.

      – Opowiedz jeszcze raz. Ostatni – zapewniła mnie, choć zawsze tak mówiły.

      – Dobrze – uśmiechnąłem się. – Mamę poznałem, jak weszła na salę. Była spóźniona na wykład i wpadła do środka, jakby ktoś ją popchnął od tyłu. Wszyscy na nią spojrzeli. Pani profesor była zła, bo nagle zapomniała, o czym mówiła. Ja natomiast zapomniałem, że świat dookoła nas istnieje. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Patrzyłem СКАЧАТЬ