Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie wygrasz - Karolina Wójciak страница 11

Название: Nigdy nie wygrasz

Автор: Karolina Wójciak

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381780377

isbn:

СКАЧАТЬ niego alkohol. Nie widziałam sensu prowadzenia dyskusji z kimś takim jak on. Zupełnie nie interesowało go, co mówiłam, forsował swoje, będąc zupełnie głuchym na moje argumenty.

      Zostawiłam butelkę z piwem, którego nawet nie upiłam, i skierowałam się do wyjścia. Sprzedawca zaoferował mi papierową torebkę do jej owinięcia. W ten sposób policja nie zorientowałaby się, że to alkohol. Odmówiłam. Straciłam zupełnie ochotę. Pijak nie przepuścił okazji. Zadowolony chwycił piwo i wypił duszkiem.

      Wracając do siebie, zastanawiałam się, czy wydarzenia z poprzedniego dnia zmuszą mnie do wyprowadzenia się z tego zapyziałego miasteczka. Od dawna potrzebowałam powodu, czegoś, co by mnie zmusiło do działania. Nie sądziłam jednak, że może to być ucieczka. Ryzyko było ogromne i jeśli teoria sprzedawcy była słuszna, powinnam zacząć planować, gdzie pojadę. Strach przed nowym, przed zmianą powodował, że na niczym nie mogłam się skupić. Nagle wszystkie nazwy miast wypadły mi z głowy. Nie pamiętałam miejsc, o których gdzieś usłyszałam lub przeczytałam. Wszystko spowite było mgłą. Przerzuciłam myśli na inny tor. Może powinnam pojechać do kogoś? Przypomniała mi się moja przyjaciółka, z którą spędziłam wiele wspaniałych chwil. Potem jednak jak żywy pojawił się obraz przyjęcia urodzinowego jednej z koleżanek. Nie zostałam zaproszona, ale nauczycielka, dowiedziawszy się przypadkowo o imprezie, skorzystała z autorytetu i nakazała Kindze zaprosić mnie do siebie.

      Na przyjęciu było gwarno, a każde z dzieciaków przyprowadziło rodzica. Moich zupełnie nie interesowało marnowanie czasu na pogawędki nad grillem. Problemy zaczęły się w momencie, gdy tylko weszłam do niej do domu. Nie miałam prezentu. Z jednej strony nie dysponowałam własnymi funduszami, z drugiej zaś byłam świadoma, że moi rodzice zastępczy, choćbym ich błagała, nie daliby mi grosza. Skłamałam im prosto w twarz, że miałam prezent, ale grupa starszych chłopaków mnie napadła i odebrali mi pakunek. Nie uwierzyły. Choć wtedy wydawało mi się, że brzmiałam bardzo przekonująco. Nikt jednak nie skomentował mojego kłamstwa. Zostałam zaciągnięta do środka. Przez jakiś czas włóczyłam się po mieszkaniu, jadłam jedzenie wysypane na talerzykach i oglądałam zdjęcia szczęśliwej rodziny, rozmieszczone po całym domu. W końcu mama Kingi wygoniła mnie do ogródka, gdzie główną atrakcją były pistolety wodne. Nigdy się czymś takim nie bawiłam, więc chwyciłam jeden zadowolona, że w końcu nadarzyła się okazja. Dziewczyny zaproponowały walkę. Miałyśmy się schować w różnych miejscach ogródka i strzelać wodą, gdy kogoś zobaczymy. Całkiem jak na prawdziwej wojnie. Podobało mi się, że włączyły mnie do zabawy, i niczego nie podejrzewałam. Przez długi czas skradałam się pomiędzy drzewkami, ale nikogo nie było w pobliżu. W końcu udało mi się namierzyć jedną z dziewczyn dalej, za domem. Pobiegłam tam. Jak się okazało, wszystkie tam na mnie czekały i gdy tylko pojawiłam się w polu rażenia, zaczęły na mnie pryskać. Na początku chciałam się bronić, ale liczba strumieni była zbyt duża. Dostawałam w twarz. Głównie w twarz. Gdy oberwałam w usta, poczułam dziwny, kwaśny smak. Dziewczyny śmiały się w najlepsze. Okazało się, że nasikały w swoje zbiorniki i oblały mnie swoim moczem. Wybiegłam z przyjęcia przemoczona i śmierdząca. Ich szczyny spływały z mojego ciała, kapały z włosów, z ubrań. Nie pomagało wycieranie się, bo nawet dłonie miałam mokre. Było mi tak przykro jak nigdy w życiu. Nawet to, czego doświadczyłam w domu zastępczym, nie było tak upokarzające jak ta sytuacja. Głównie dlatego, że tego, co działo się w domu, nikt nie widział. Wszystko odbywało się za zamkniętymi drzwiami, a tu na oczach wszystkich dziewczyn z klasy. Miałam wtedy niewiele ponad dziesięć lat. Tym jednym wydarzeniem zniszczyły kompletnie moją pewność siebie. Nawet moja najlepsza przyjaciółka przestała ze mną rozmawiać. Choć przysięgała, że ona na mnie nie pryskała, nie miałam co do tego pewności. I mimo że minęło od tego czasu ponad dwadzieścia lat, nadal nie czułam się na siłach, by wrócić do tamtego miasta. Niestety przez moje trudne dzieciństwo i ogólnie życie wiele miejsc opuściłam, paląc za sobą mosty.

      – Hej, podrzucić cię? – zapytał gość, który zatrzymał się tuż przede mną.

      Pogrążona w myślach, zupełnie go nie zauważyłam. Nauczyłam się już ignorować samochody. Wiedziałam jednak, że taka oferta nic dobrego nie wróży. Pamiętając, jak zakończył się wczorajszy wieczór, postawiłam na bycie stanowczą, ale bardzo uprzejmą. Podziękowałam mu grzecznie i pokazałam na hotel, do którego brakowało mi może pięćdziesiąt metrów. Facet otworzył drzwi, a mnie zrobiło się gorąco. W sekundę oszacowałam swoje możliwości i rzuciłam się biegiem. Najpierw musiałam przeskoczyć rów. Przewróciłam się, ale adrenalina dodała mi sił i odwagi. Podniosłam się w mgnieniu oka i tak szybko jak mogłam przebierałam nogami. Wpadłam do hotelowej recepcji, dysząc i oglądając się za siebie. Nawet nie wiedziałam, czy mnie gonił. Samochodu już jednak nie było.

      – A ty co? – zapytała managerka, która stała przy ladzie.

      – Jakiś… dupek… – Nie mogłam złapać oddechu.

      – Nie wiem, jak ty to robisz. Jak to możliwe, że taką niezdarę jak ciebie zawsze ktoś zaczepi? Tylu ludzi tu mieszka, mamy tylu gości i jest tak spokojnie. Może ty celowo to robisz, co? Może to dla ciebie taka frajda, jak igrasz z ogniem? Tylko wiedz, że ten, kto igra, w końcu się doigra.

      – Przepraszam – wydusiłam z siebie i odeszłam.

      Tłumaczenie jej czegokolwiek nie miało sensu. Oni wszyscy zdawali się mieć wyrobione o mnie zdanie i dyskutowanie z tym nie wchodziło w grę. Nie dlatego, że nie chciałam. Wiedziałam po prostu, że to niemożliwe. Po części sama byłam sobie winna. Wszystko przez to, że kiedy tu przyjechałam, pozwalałam im, by mówili, co im ślina na język przyniesie, dokuczali mi i pomiatali mną. Wymuszenie teraz na nich szacunku wobec mnie było równoznaczne ze zdobyciem Mount Everestu. Stanowiło to dla mnie kolejny powód do wyniesienia się stąd. Obiecywałam sobie, że w nowym miejscu wykażę się asertywnością. Postawię wyraźne granice. Nie pozwolę, żeby mi umniejszano i traktowano mnie jak jakąś nierozumną istotę.

      DAREK

      W poniedziałek jechałem do firmy i słuchałem durnego nagrania motywującego do działania. Kupiłem sobie tę płytę jakiś czas temu, licząc, że zmieni moje nastawienie. Jednakże hasła rzucane przez tego pokręconego specjalistę od rozwoju wewnętrznego sprawiały, że co chwila wypuszczałem powietrze poirytowany jego teoriami. W końcu wyłączyłem tę żałosną paplaninę. Wybrałem stację radiową i zacząłem słuchać wiadomości. Facet ekscytował się na antenie, że od wielu lat nie było takiej kumulacji wygranej w lotka. Zachęcał do grania każdego. Podawał dane i statystyki. Potem prawił o prawdopodobieństwie. Wszystko po to, by zachęcić do wzięcia udziału w grze. Jego gadanie bardziej mnie zmotywowało niż CD, na które wydałem majątek. Choć nigdy nie byłem typem gracza, zrodziła się we mnie chęć zagrania. Być może dlatego, że postrzegałem brak pieniędzy jako blokadę uniemożliwiającą rozpoczęcie lepszego życia. Gdybym dysponował dużym majątkiem, rozmowa z Dagmarą o przeniesieniu się poszłaby w innym kierunku.

      Wszedłem do biura z uśmiechem na ustach. Widząc jednak szefa czekającego przy moim biurku, pomyślałem, że nic dobrego mnie nie czeka. Nie straciłem jednak humoru.

      – Dzień dobry – przywitałem go spokojnym, ale miłym głosem.

      – Słuchaj, Darek – zwrócił się do mnie, pomijając formy grzecznościowe. – Jest taka sprawa. Chciałbym, żebyś pojechał do Warszawy. Tam będzie spotkanie w ministerstwie rolnictwa, a jego efekt wpłynie na nas bezpośrednio.

      – Jasne! – ucieszyłem się, że jego wizyta wcale nie oznaczała kłopotów i że wyrwę СКАЧАТЬ