Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie wygrasz - Karolina Wójciak страница 6

Название: Nigdy nie wygrasz

Автор: Karolina Wójciak

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381780377

isbn:

СКАЧАТЬ zjadła, zwróciłabym to od razu.

      – Co jest? – Marlena, zainteresowana odgłosem, wychyliła głowę z łazienki.

      – Znalazłam…

      – I co z tego, że coś obrzydliwego znalazłaś? – weszła mi w słowo. – Podnoś śmieci.

      – Ale tu jest guma – i to zużyta.

      – A ja tutaj walczę z obrzyganą porcelaną. Chcesz się zamienić?

      Pokręciłam przecząco głową. Chwyciłam w dwa palce prezerwatywę, ale targało mną tak, jakby coś mi dolegało. Jakaś dziwna choroba objawiająca się niekontrolowanymi konwulsjami ciała. Przez to, że nie mogłam nad sobą zapanować, upuściłam ją na podłogę. Część zawartości się wylała. Beżowy dywan zrobił się ciut ciemniejszy od cieczy. Mimo trudności podniosłam ją znowu. Sperma ciągnęła się jak gile z nosa, więc szybko wrzuciłam ją do czarnego worka. Odetchnęłam, gdy zniknęła mi z pola widzenia.

      – Ściągnij też pościel, a ja pomogę ci z posłaniem – usłyszałam z łazienki Marlenę.

      – Okej – potwierdziłam, skanując pomieszczenie.

      Podnosiłam chusteczki, które zapewne też były wykorzystywane w wiadomym celu. Obok łóżka znalazłam kolejne dwie prezerwatywy. Znowu walczyłam z odruchem, ale tym razem zdecydowałam się na szybkie działanie. Zadowolona, że znalazłam metodę, uśmiechnęłam się sama do siebie. Liczyłam, że to doświadczenie już za mną. Tymczasem następne czekały na mnie po drugiej stronie łóżka. Poza tym wszędzie walały się puste opakowania po piwie, po chipsach, jednorazowe styropianowe pojemniki z resztkami jedzenia na wynos. Pościel była tak utytłana, jakby zawartość wszystkich opakowań wywalili na łóżko i tarzali się w tym. W najśmielszych wyobrażeniach nie sądziłam, że można zostawić po sobie taki syf.

      – Parter i pierwsze piętro są najgorsze – odezwała się Marlena, wychodząc z łazienki. – To najtańsze pokoje. Zwykle ludzie przychodzą albo się przespać, gdy są w podróży i zależy im na tanim noclegu, albo właśnie na seks. Żonaty facet z kochanką albo z prostytutką. Gówniarze, co to się boją w domu, bo starzy mogą ich nakryć, albo miejscowe gangusy imprezują.

      – Nie stać ich na lepszy pokój?

      – Pewnie, że ich stać, ale tutaj przywożą sobie nastolatki. Takie cizie, co to w centrum handlowym za parę butów albo jeansy oferują loda. Potem taka zalicza kilku w pokoju i wychodzi z plikiem kasy. Popracuje jedno popołudnie i ma tyle, co my przez miesiąc zapierdzielania.

      – Wow – wydobyło się z moich ust. – Nikt nie donosi o tym policji?

      – No coś ty – prychnęła. – Przynieś pościel. Komplet.

      Wyszłam na zewnątrz, do wózka. Tym razem dłużej mi zeszło, bo nie wiedziałam, co wchodziło w skład kompletu. Marlena musiała się domyślić, że polecenie mnie przerosło, i dołączyła do mnie. Zaczęła odkładać sobie na ramię po jednej sztuce wszystkiego. Pokazała też, gdzie wyrzuca się brudną pościel.

      – Myślisz, że Anka wie, co oni tutaj wyprawiają?

      – Ale ty jesteś naiwna, taka stara i taka głupia. Czy ty w ogóle wiesz, jak wygląda świat poza tym zajazdem i norą, w której mieszkasz? Wiesz, że ludzie się bawią, używają życia?

      – Łatwo ci powiedzieć – zaprotestowałam. – Nie mam tu nikogo.

      – Faceta też nie masz? – Uniosła brwi zaskoczona moją odpowiedzią.

      – Nie mam.

      – Nikt w zajeździe nie poprosił cię o numer telefonu? Nawet te miejscowe głąby?

      – Kiedyś prosili, ale ja…

      – Aaa… czekasz na księcia z bajki. Takiego, co to w garniturze i z kwiatami pojawi się w ekstrawozie, z pierścionkiem w pudełku.

      – Wcale nie.

      – A właśnie, że tak. Jesteś żałosna, jeśli sądzisz, że jesteś lepsza niż te głąby. Spojrzałaś kiedyś na siebie tak krytycznie i obiektywnie? Masz cokolwiek do zaoferowania? Nawet własnego kąta nie masz.

      – To nie jest miłe i nie wiem, po co mi to mówisz.

      – Bo wydaje ci się, że to, co robisz teraz, to tylko przejściowe. Nie, moja droga. Muszę cię oświecić. Nic poza tym hotelem nie osiągniesz. Może dostaniesz awans i będziesz sprzątać ostatnie piętro, gdzie są te superpokoje i klient lepszy, ale jak patrzę na twoją gębę, to wiem, że nie starczy ci sprytu. Trzeba mieć – o, tu. – Pokazała na swoją skroń.

      – Ty widocznie też nie masz, skoro sprzątasz to piętro i ten syf – odgryzłam się.

      Odwróciła się na pięcie i weszła do pokoju. Pozostawiona bez wyboru ruszyłam za nią. Skupiła się jedynie na tym, jak należycie przygotować łóżko dla następnego gościa. Gdy skończyłyśmy pracę, pokój wyglądał naprawdę normalnie. Jedyną pozostałością po tym, co tu zastałyśmy, był ten ciemniejszy punkcik na dywanie – tam, gdzie upuściłam prezerwatywę. Tuż przed wyjściem Marlena zamknęła okno, wróciła do wózka po odświeżacz powietrza i spryskała nim tak obficie, jakby chciała odkazić ten pokój.

      Przez resztę dnia sprzątałyśmy pozostałe pokoje na piętrze. Marlena ograniczyła się jedynie do wydawania mi poleceń i syczenia na mnie, jeśli weszłam jej niechcący w drogę. Nie rozmawiałyśmy aż do momentu, kiedy pchałyśmy wózek do pralni. Wtedy tak od niechcenia wspomniała, że przykładałam się do pracy. Zrozumiałam, że chyba właśnie mi podziękowała, choć nie miałam co do tego pewności. Wcześniej nie miała problemów, by przedstawić jasno, co myśli. Zauważyłam, że ludziom łatwiej mówić złe rzeczy niż komplementy. Łatwiej jest skrytykować, niż podziękować. Potępić, niż pomóc. Doświadczałam tego codziennie. Bardzo chciałam, by ludzie mnie doceniali, ale nie miałam dla nich żadnej wartości, więc się nie wysilali. Nawet jeśli zrobiłam coś dobrze, nawet gdy im zaimponowałam, pozostawali obojętni.

      – Jak jutro przyjdziesz – kończyła – to spotkaj się ze mną tutaj. Zapakujemy razem wózek, przygotujemy się do pracy.

      – Okej – potwierdziłam, ruszając do swojego pokoju.

      – Mam nadzieję, że nie ukradłaś niczego podczas sprzątania.

      – Słucham? – Zatrzymałam się w połowie kroku. – A co ja niby miałam ukraść? Przecież to samo mam u siebie w pokoju. Nie rozumiem.

      – No tak – prychnęła i zaczęła się śmiać. – Chujowe masz życie.

      DAREK

      Obracałem mięso na grillu i patrzyłem na ogródek. Pilnowałem, by dzieciaki nie zrobiły sobie krzywdy. Od czasu do czasu musiałem krzyknąć, żeby ktoś kogoś puścił albo żeby usiedli na chwilę, zamiast szaleć jak na prochach. Skąd te dzieci czerpały energię? Upocone, z wypiekami, ale nie zatrzymały się nawet na moment.

      – Daruś – usłyszałem z kuchni głos żony. – Jak mięso?

      – Dobrze! СКАЧАТЬ