Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie wygrasz - Karolina Wójciak страница 5

Название: Nigdy nie wygrasz

Автор: Karolina Wójciak

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381780377

isbn:

СКАЧАТЬ u niej na taką złość. – Od zawsze ci pomagam, bo nie masz nikogo, bo nikomu na tobie nie zależy, bo beze mnie byś zgniła. Co dostaję w zamian? Kłopoty. Żaden pracownik mi tak nie podpadł jak ty.

      Chciałam ją ponownie przeprosić, ale ugryzłam się w język. Jej słowa, choć prawdziwe, bardzo mnie zraniły. To, że nie miałam nikogo, nie było tajemnicą. Nie twierdziłam, że mam grono znajomych i przyjaciół. Rzucanie mi w twarz takich słów miało jedynie na celu zranienie mnie. I nawet nie chodzi o to, co powiedziała, a jak to zrobiła. Ona jednak tego nie dostrzegała. Jej pozycja pozwalała na obrażanie mnie, podczas gdy ja nie miałam prawa się sprzeciwić. Musiałam słuchać, jak się na mnie wyżywa, bo gdybym tylko śmiała odezwać się słowem, wściekłaby się do tego stopnia, że od razu wyleciałabym z pracy. Mimo że chciałam jej powiedzieć, jak bardzo mnie rani, nie odezwałam się.

      – W każdym razie – podjęła na nowo – od dziś pracujesz za utrzymanie.

      Otworzyłam usta z szoku.

      – Choćbyś nie wiem jak pracowała, nie będziesz w stanie pokryć strat spowodowanych zamknięciem baru. Jeśli nie otworzę zajazdu przez kilka dni, pochłonie to twoją pensję raz-dwa.

      – Dobrze – zgodziłam się, spuszczając głowę.

      Nie miałam innego wyjścia. Oszczędziłam trochę, ale nie tyle, by wyjechać gdzieś i zacząć wszystko od nowa. Pamiętam, jak tu trafiłam i jak wiele musiałam poświęcić, by w końcu ktoś mi zaufał i dał pracę. Bez lepszego wykształcenia, bez środków do życia nie stanowiłam dobrej kandydatki do pracy, zwłaszcza przy pieniądzach. Anka doskonale zdawała sobie sprawę, że byłam zdesperowana, i wiedziała, że przystanę na wszystko, co mi zaoferuje. Tak też stało się teraz. Pozbawiona alternatywy musiałam pozwolić na ten wyzyskujący układ pracy za miskę i łóżko.

      – Daj ją na parter – rzuciła już do managerki, a ta skinęła głową.

      Machnęła ręką, dając nam w ten sposób do zrozumienia, że skończyła, a my mamy czym prędzej zejść jej z pola widzenia. Skierowałyśmy się do drzwi, ale Anka zatrzymała nas, rzucając w powietrze:

      – Nie wywaliłam cię i nawet mi nie podziękowałaś.

      – Dziękuję…

      To słowo prawie ugrzęzło mi w ustach. Ta wredna baba nie mogła pozwolić mi odejść bez upokorzenia mnie. Czuła nade mną przewagę, bo nie miałam gdzie pójść. Mogła mnie wykorzystywać, potrącać mi z pensji albo nawet zabrać mi ją całkowicie, a na koniec zmusić mnie, żebym okazała jej za to wdzięczność. Kiedyś ten mobbing sprawiał, że gotowało się we mnie. Płakałam, narzekałam albo krzyczałam w poduszkę. Po pewnym czasie przywykłam. Nadal mnie to bolało, ale – tak samo jak z bólem nóg – dawało się znieść to dręczenie.

      Nie zareagowała. Zasiadła za biurkiem i zajęła się pracą. To podziękowanie nie było jej do niczego potrzebne, wymusiła je, by się nade mną pastwić. Tak jak kot, który złapie mysz, ale nie zjada jej od razu. Bawi się nią, dręcząc swoją ofiarę.

      Managerka skinęła na mnie głową i otworzyła drzwi. Przeszłyśmy do skrzydła, gdzie po obu stronach korytarza znajdowały się pokoje. Szłyśmy w milczeniu. Jedna z jarzeniówek umieszczonych tuż przy suficie syczała, na co managerka zwróciła od razu uwagę. Stanęła pod nią i ze skwaszoną miną słuchała jednostajnego dźwięku. Zaraz potem wznowiła marsz.

      – Będziesz pracować z Marleną – zakomunikowała, przenosząc na mnie wzrok.

      Zatrzymała się przy wózku pełnym ręczników i innych przyborów. Zawołała Marlenę. Znałam tę dziewczynę z widzenia, ale nigdy nie byłyśmy blisko. Nasze kontakty ograniczały się do machnięcia ręką, gdy mijałyśmy się, jak przywoziła brudy do pralni.

      Dziewczyna wyłoniła się z pokoju. Miała zaczerwienione policzki, jakby walczyła z gorączką. Zdałam sobie sprawę, że przed chwilą płakała. Nawet managerkę to zainteresowało, ale poza gapieniem się na nią nie zrobiła nic. Nie zapytała, czy może jej jakoś pomóc. Chwilowy szok minął, a ona szybko zebrała się w sobie.

      – Majka będzie ci pomagać – zwróciła się do niej. – Dziś skup się na tym, żeby nauczyła się, jak sprzątać pokoje. Jutro dostanie strój i będziecie sprzątać we dwie.

      – Dziękuję – odezwała się z wdzięcznością Marlena. – Nawet pani nie wie, jak mi ciężko samej. W końcu…

      – Nie wiem, czy to na stałe, czy tymczasowo, więc się tak nie ciesz – zgasiła momentalnie jej entuzjazm. Tak jakby nawet na chwilę nie chciała jej pozwolić na coś pozytywnego. – Bierzcie się do roboty! – poleciła na odchodne.

      Obserwowałyśmy, jak oddalała się korytarzem w przeciwną stronę do tej, z której przyszłyśmy. W połowie drogi obejrzała się i położyła sobie rękę na biodro, wyczekując od nas reakcji. Marlena pociągnęła mnie do pokoju.

      – Gorzej niż gestapo – powiedziała, a ja skinęłam głową, nie mając odwagi na otwartą krytykę. – Kiedyś mi się wydawało, że to normalna kobieta, ale jednak czas, jaki spędziła z szefową, wpłynął na nią tak bardzo, że stanowi jej wierną kopię. Chce być taka sama jak Anka. Tak samo wredna.

      – Wiem – szepnęłam.

      Nieraz słyszałam, jak u nas w zajeździe dziewczyny mówiły, że my mamy to szczęście, że Anka przyjeżdża tylko na kilka godzin i nie stoi nad nami jak ta managerka tutaj w hotelu nad sprzątaczkami.

      – Sprzątałaś kiedyś? – zapytała.

      – Tyle co u siebie.

      – Czyli nie – podsumowała. – Nie wiesz nic. Jak się ścieli łóżko, jak się zmienia pościel, jak…

      Wyliczała czynności, które wykonywało się w specyficzny sposób. Pokazywała mi, jak wszystko zrobić, a na koniec kazała niczego nie dotykać i poleciła mi, bym odkurzyła podłogi. Wykonałam zadanie, a potem przeszłyśmy do pokoju obok. Gdy tylko otworzyła drzwi, zaniemówiłam. Poprzednie pomieszczenie musiało być już posprzątane, bo to wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado.

      – Co tu się stało?

      – Impreza – rzuciła. – Pod wózkiem na korytarzu znajdziesz rękawiczki. Włóż je. Te białe. Nie żółte.

      Wyszłam i znalazłam od razu opakowanie białych rękawiczek.

      – Te jednorazowe? – krzyknęłam z holu.

      – Cicho – syknęła z pokoju, a potem szybko do mnie podeszła. – Tutaj są ludzie. Zaraz na ciebie doniosą.

      – I co z tego? – zapytałam.

      – I polecą ci po premii.

      Uśmiechnęłam się na myśl, że tutaj managerka też karała dziewczyny w taki sam sposób jak nas Anka w barze. Nie czułam jednak potrzeby, by mówić jej o tym, że pracuję za darmo. Nie, nie za darmo. Za miskę i łóżko. Jak niewolnik.

      – Pozbieraj śmieci z podłogi, a ja idę do kibla.

      Podała mi czarny worek, СКАЧАТЬ