Nigdy nie wygrasz. Karolina Wójciak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie wygrasz - Karolina Wójciak страница 19

Название: Nigdy nie wygrasz

Автор: Karolina Wójciak

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788381780377

isbn:

СКАЧАТЬ dłońmi twarz tak, jakby ją umył chwilę temu.

      – Wie pani, co sobie myślałem, wracając dzisiaj z trasy? – zaczął, przysuwając sobie taboret bliżej blatu. Oparł łokieć o blat. – Zastanawiałem się, co by było, gdybym się rozpędził i wjechał w las. Gdybym się zabił na drzewie. Żona by pewnie dociekała, co się stało. Wyszłoby na jaw, że oszukiwałem, ale pewnie założyłaby, że to pracodawca mnie zmuszał. Dostałaby pewnie duże pieniądze za wypadek przy pracy, potem nawet rentę. Może byłoby jej lepiej beze mnie.

      – Niech pan tak nie mówi! – Odwróciłam się do niego od razu. – To niedorzeczne. Dostał pan życie i nie może go pan zmarnować, bo jest ciężko. Myśli pan, że mnie jest łatwo? Myśli pan, że to proste rozwiązanie? Dla pana tak, ale dla rodziny najgorsze z możliwych.

      – Myślę, że byłoby im lepiej, naprawdę.

      – Niech mi pan teraz obieca, przysięgnie, że dojedzie pan bezpiecznie do domu. Zobaczy pan narodziny dziecka, pomoże pan żonie w domu.

      – Niech pani na mnie zerknie – powiedział i złapał za koszulkę na piersi. Była brudna, pognieciona, a pod pachami żółta od zaschniętego już potu. – Nawet nie zatrzymuję się na chwilę. Gnam jak wariat, jedyne, co robię, to zjeżdżam tu na posiłek. Jak nie zjem dobrze, to nie dotrwam.

      Zrobiło mi się go żal. Zrozumiałam też, że życie ma różne oblicza. Wydawało mi się wcześniej, że ten człowiek to szukający guza niechluj. Cwaniaczek, który swoim zachowaniem zmusza ludzi do robienia czegoś wbrew ich woli. Dopiero gdy usłyszałam jego historię, zrozumiałam, jakie miał powody, by tak wyglądać. Z okropnego, obrzydliwego stał się dobrym i wrażliwym. Oceniłam go tak pochopnie i tak surowo.

      – Ta golonka – wskazałam na mięso skwierczące w tłuszczu – jest na mój rachunek. Niech pan zje, nabierze sił i wraca do żony.

      – Nie, dzieciaku. Nie będziesz za mnie płaciła. Jakbyś dobrze zarabiała, nie siedziałabyś tutaj. Jedziemy na tym samym wózku. To, że mi otworzyłaś i zrobisz mi jedzenie, jest wystarczające.

      Uśmiechnęłam się do niego.

      – Gdybym miała jak, pomogłabym panu.

      – Kiedyś mi się wydawało, że zawodówka to koszmar. Potem wojsko. Okazało się, że chujowe jest dorosłe życie, a to, z czym kiedyś walczyłem, to pestka.

      – To, że pan ciężko pracuje…

      – A wiesz, co myślę? – Przerwał mi. – Przychodzi mi do głowy, że jak będę już stary, taki wiesz, schorowany, cierpiący i samotny, to powiem, że nic nie było takie chujowe jak starość.

      – Być może, ale skoro będzie pan miał zaraz czworo dzieci, nie będzie pan samotny. Schorowany pewnie tak, cierpiący – być może, ale nigdy samotny. Mówi to panu ktoś, kto nie ma nikogo. Co ja bym dała za trójkę rodzeństwa… Mogliby się ze mną kłócić, spierać, ale ta myśl, że mam kogoś, znaczyłaby dla mnie bardzo dużo.

      – To też nie zawsze tak jest – dodał po chwili. – Czasami rodzina jest gorsza niż obcy. A wiesz, kiedy z człowieka wychodzi największe gówno? Największa podłość? – zapytał, ale nie czekał, aż zacznę zgadywać, i sam sobie odpowiedział: – Jak w grę wchodzą pieniądze. Tak jakby kasa miała nadprzyrodzoną moc niszczenia.

      Umieściłam posiłek w opakowaniu. Sięgnął do kieszeni po pieniądze. Nie chciałam przyjąć należności, ale powiedział, że się obrazi, jeśli tego nie zrobię. Zaoferowałam mu w zamian, by zjadł w kuchni. Zgodził się nawet na herbatę. Jadł, a ja dotrzymywałam mu towarzystwa. Zapytał wtedy, czemu potrzebuję ochrony. Streściłam mu więc ostatnich kilka dni. Gdy zjadł, podziękował i obiecał, że wróci niebawem. Zawsze jeździł tą samą trasą. Ucieszyłam się. Nie dlatego, że jego powrót miał zapewnić ruch i ochronę, ale dlatego, że odpuścił z myślami samobójczymi.

      Nie minęło pół godziny, jak ktoś znów zapukał w okno od strony zaplecza. Przygotowana na trudną rozmowę z pijakami, którzy zapewne przebudzili się i upominali o więcej alkoholu, podeszłam do okna. Ukazał się mężczyzna, którego nie znałam ani z okolicy, ani nie przypominałam sobie, by kiedykolwiek był moim klientem. Jego złowrogie spojrzenie sprawiło, że się wycofałam. Może to był ten zabójca? Może strzeli do mnie albo wrzuci kolejną butelkę.

      – Niech pani otworzy! – zawołał.

      Po moim trupie – pomyślałam.

      – Witek mówił, że potrzebuje pani ludzi, by się tu kręcili. Tankowałem nieopodal, więc jak powiedział przez CB, że pomoc potrzebna, to od razu przyjechałem. Co można u pani zjeść?

      Uśmiech powrócił mi na usta. Nie spodziewałam się, że tak szybko zmieni się moja sytuacja. Ustaliłam z nim, że każdy nowy kierowca, który dowie się o mnie przez CB, ma używać hasła jako kodu, żebym wiedziała, że mogę mu zaufać. Dla nich nie było to dziwne, ze zrozumieniem przyjmowali moje prośby i tłumaczenia. Z czasem już nic nie musiałam mówić, bo każdy z nich znał dobrze moją historię. Przez kolejne kilka dni kierowcy przyjeżdżali non stop. Byli nawet tacy, którzy parkowali auta na nocleg tuż obok zajazdu. Przygotowałam stolik z dwoma krzesłami na zewnątrz. Mogli tam sobie usiąść, zjeść – nawet swoje jedzenie, bo niektórzy zatrzymywali się tylko na herbatę. Byłam im taka wdzięczna, bo po raz pierwszy w życiu nie czułam się samotna. Widziałam, jak bardzo chcieli mi pomóc i jak poruszył ich mój strach.

      Anka oczywiście szybko zorientowała się, że ruch na parkingu był zbyt duży jak na zamknięty na cztery spusty zajazd. W asyście managerki hotelu pojawiła się u mnie kilka dni później. Przekonywałam ją, jak umiałam, że ci kierowcy nam pomagają, że za darmo pilnują zajazdu. Ona początkowo krzyczała na mnie. Miała mi za złe podejmowanie decyzji bez uprzedzenia jej. Owszem, powinnam była iść do niej i zapytać o zgodę, ale czułam podświadomie, że bez potwierdzenia, że ich pomoc przynosi wymierny efekt, odmówiłaby mi od razu. Teraz nikt podejrzany się nie kręcił, nie było wypadków ani ataków. Prychnęła na mnie jak kot i poszła na zaplecze. Wypuściłam wtedy powietrze, spodziewając się armagedonu. Naczynia wyjęte i przygotowane produkty do przyrządzania posiłków. Bigos rozmrożony w garnku. To był ten moment, w którym powinnam się przyznać, że sprzedaję jedzenie. Anka jednak się nie domyśliła. Kazała mi notować, ile jem, żeby potem wiedziała, jaki poniosła koszt. Na moje szczęście nie wyjrzała za okno. Gdyby zobaczyła stolik, domyśliłaby się, w jaki sposób kierowcy przekonali się do pomagania mi. Wydawało jej się, że przez lata pracy w zajeździe zdobyłam takie znajomości. Nawiązałam przyjaźnie. Zaskoczyła mnie tym. Stwierdziłam, że nie będę jej wyprowadzać z błędu. Niech myśli, że mnie też ktoś lubi.

      DAREK

      Wróciłem do domu w przednim humorze. Dostałem zlecenie. Miałem po raz pierwszy zrobić coś tak dużego i coś tak imponującego jak krajowa telewizja nadająca dla milionów widzów. Zastanawiało mnie, jak przyjmie to Dagmara. Czy będzie dumna, czy też będzie się złościła, że zrobiłem coś bez uzgadniania z nią.

      Wszedłem do domu. Zaskoczyła mnie cisza. Zawołałem ją, a potem dziewczynki. Nikt nie odpowiedział. W sekundę zjeżyły mi się włosy na głowie, bo coś mogło im się stać w trakcie mojej nieobecności. Co prawda dzwoniłem do Dagmary z pociągu i brzmiała normalnie. Nic nie sugerowało kłopotów, ale może w tym czasie którejś stała się krzywda i musiały jechać СКАЧАТЬ