Obietnica. Ewa Pirce
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Obietnica - Ewa Pirce страница 20

Название: Obietnica

Автор: Ewa Pirce

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378898153

isbn:

СКАЧАТЬ powinien okazać zrozumienie. – Z sekundy na sekundę twarz Trevora ciemniała z irytacji i chyba zawstydzenia tym, że zdobył się na taką odwagę, a równocześnie donoszenie.

      – Bzdura! – zaprzeczył Henrix, przeskakując wzrokiem z Trevora i Johnsa na mnie.

      Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, co z tym fantem dalej począć.

      – Czy to prawda, co powiedział Trevor? – skierowałem pytanie do Johnsa.

      Stał prosto, nie odzywając się ani słowem. Widać było, że toczył ze sobą walkę, ale brakowało mi cierpliwości i czasu, żeby znosić jego wewnętrzne rozterki.

      – Zadałem pytanie! Czy to cholerna prawda, Johns? – Uderzyłem pięścią w stół dla podkreślenia swojego stanowiska.

      – Tak – przytaknął w końcu, na co twarz Henriksa wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.

      – Henrix, wypad. Już dla mnie nie pracujesz. – Wskazałem mu dłonią drzwi.

      – Ale…

      – Nie zrozumiałeś czegoś?

      Spojrzał na swoich towarzyszy, potem na mnie, aż w końcu odwrócił się powoli i ze zwieszonymi ramionami opuścił mój gabinet.

      – Wy zostajecie – powiedziałem do pozostałych mężczyzn, gdy zamknęły się za nim drzwi. – Johns, przejmiesz chwilowo stanowisko Henriksa. Jeśli się spiszesz, to je zatrzymasz. Powstał wakat, więc musisz go zapełnić. To będzie twoja próba. Aha, na teraz znajdź kogoś, kto cię zastąpi, póki twoja żona nie poczuje się lepiej. A teraz zejdźcie mi z oczu. – Odprawiłem ich gestem ręki.

      – Dziękuję panu – przemówił po raz kolejny Johns, w jego głosie słychać było ulgę. Zbliżył się o krok do mojego biurka i wyciągnął dłoń, którą mocno ścisnąłem.

      – Dziękuję – zawtórował mu cicho Trevor.

      Obydwaj skłonili się lekko, po czym zostawili mnie samego.

      Opadłem na miękkie, skórzane oparcie fotela, uniosłem głowę i utkwiłem wzrok w suficie. To dopiero początek dnia, a już musiałem zmierzyć się z pieprzonym syfem i zwolniłem jednego pracownika. Zostało mi wiele do zrobienia, ale pierwszy raz od dawna nie miałem ochoty siedzieć w czterech ścianach gabinetu. Postanowiłem, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Podniosłem słuchawkę telefonu, żeby połączyć się z Margaret.

      – Margaret, odwołaj resztę moich spotkań, na dziś kończę – poinformowałem, gdy odebrała. – I zadzwoń, proszę, do Michaela Clarksa, by przygotował na dziś Shadowa i Lady – poprosiłem, nim przerwałem połączenie.

      Piętnaście minut później wyszedłem z firmy i udałem się do domu. Po szybkim prysznicu i lekkim obiedzie przygotowanym przez moją gosposię ubrałem się w ciemne jeansy, czarny T-shirt i sportowe buty. Rzadko pozwalałem sobie na taką modową nonszalancję, ale niespodzianka przygotowana dla Olivii Henderson wymagała wygodnego stroju.

      Pogratulowałem sobie w duchu pomysłowości. Wiedziałem, że jeżeli jeszcze nie zapałała do mnie głębszym uczuciem, to po dzisiejszym wieczorze z całą pewnością to się zmieni. Później już pójdzie z górki, doprowadzę ją do takiego stanu, że nie będzie w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o mnie. Stanę się dla niej centrum wszechświata i wtedy wykonam kluczowy ruch, dzięki któremu zemszczę się na starym Hendersonie.

      Zgarnąłem z konsoli kluczyki do land rovera i zjechałem windą do garażu. Odblokowałem samochód, wsunąłem się na siedzenie kierowcy, włączyłem radio i dopiero po tym obudziłem pojazd do życia. Łagodne wibracje silnika i jego przyjemne mruczenie działały na mnie odprężająco. Spojrzałem we wsteczne lusterko. Kiedy je poprawiałem, zatrzymałem na kilka chwil wzrok na swoim odbiciu. Uniosłem dłoń i przeczesałem ręką mokre jeszcze włosy. Uśmiechnąłem się do siebie z aprobatą i ruszyłem na spotkanie ze słodkim narzędziem mojej wyrafinowanej, skrupulatnie zaplanowanej zemsty. Pięknym, kruchym i zabójczym jednocześnie instrumentem, jakim była Olivia Henderson.

      Ulice jak zwykle o tej porze w Nowym Jorku tonęły w korkach. Sznury prywatnych samochodów, poprzetykane żółtymi taksówkami i autobusami miejskimi, ciągnęły się przez cały Manhattan. Piesi gdzieś spieszyli, ocierając się o siebie i nie zwracając uwagi jeden na drugiego. Turyści błąkali się po ulicach jak zagubione szczeniaczki, chłonąc tutejszą atmosferę. Uliczni sprzedawcy zachwalali swoje towary, zachęcając do zakupu. Kolorowe neony biły po oczach, błagając o uwagę, a w powietrze wdzierały się zapachy z okolicznych knajpek i food trucków zmieszane ze smrodem wielkiego miasta. Chaos, gwar i rozgardiasz stanowiły kwintesencję Wielkiego Jabłka, które kochałem i nienawidziłem zarazem.

      Z głośników sączyła się melancholijna muzyka, a ja analizowałem, czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nie znosiłem, kiedy coś szło nie tak, jak zaplanowałem. Lubiłem mieć całkowitą kontrolę nad wszystkim, nie uznawałem potknięć, niedociągnięć, niedopracowanych ruchów. Począwszy od umów, a skończywszy na kupnie bielizny – wszystko musiało być perfekcyjne.

      A co, jeśli Olivia nie zamierzała się nawet ze mną spotkać? Nie, to nie wchodziło w ogóle w grę. Ona jest kluczem do wszystkiego, moim złotym biletem. Od niej się zacznie, ale na niej nie skończy.

      Na Long Island dotarłem kilkadziesiąt minut później. Brama otworzyła się od razu, a ironią okazała się piosenka zespołu AC/DC, która wypełniała wnętrze samochodu, gdy przekraczałem granice posiadłości Hendersonów. Bon Scott śpiewał o autostradzie do piekła. Ten kawałek idealnie pasował do mojego aktualnego położenia.

      – No to dotarliśmy do piekła – powiedziałem do siebie, wjeżdżając na podjazd. – Tylko ciekawe czyjego… – Kąciki moich ust uniosły się w zadowoleniu.

      Zgasiłem silnik samochodu.

Olivia

      Siedziałam przy toaletce, czekając na spotkanie z Brianem Wildem. Miałam na sobie boyfriendy z dziurami na kolanach i luźną koszulkę z wizerunkiem Franka Sinatry na przodzie. Zawiązałam ją z boku w niewielki węzeł, tak że odsłaniała kawałek skóry na biodrze i kilka centymetrów brzucha.

      Mój ojciec nigdy by nie pozwolił, żebym wyszła tak ubrana z domu, a co dopiero na spotkanie z kimś takim jak Wild, o którym od dnia przyjęcia nieustannie mówił. Kiedy tylko mama mu przekazała, że zaprosił mnie na spotkanie, jego telefony do mnie stały się nagminne. Ciągle słyszałam: „Nie przynieś mi wstydu”, „Zachowuj się jak należy”, „Pamiętaj, że jesteś moją wizytówką”. Nie dzwonił po to, by życzyć mi miłej zabawy, bym na siebie uważała czy żebym nie wróciła zbyt późno. Nie, jego interesowało tylko to, żebym zrobiła dobre wrażenie.

      Jedynym plusem był fakt, że wyjechał, inaczej miałabym przechlapane, gdyby mnie teraz zobaczył. Z pewnością kazałby mi wrócić do pokoju, bym się przebrała, a później nie omieszkałby mnie ukarać za możliwość przyniesienia mu wstydu nieodpowiednim strojem. Na szczęście wróci dopiero za dwa dni i nawet nie dowie się o moim małym przejawie buntu.

      Wbiłam wzrok w swoje lustrzane odbicie. Lubiłam tę zwykłą dziewczynę po drugiej stronie szkła. Nie byłam zwolenniczką makijażu, nie uważałam go za konieczność, poza tym nie widziałam w tym nic pociągającego. Nie chciałam być jak lalka leżąca na parapecie w moim pokoju: pusta, sztuczna, СКАЧАТЬ