Córki smoka. Andrews William
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córki smoka - Andrews William страница 19

Название: Córki smoka

Автор: Andrews William

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788378896371

isbn:

СКАЧАТЬ w szpitalu w Pushun. Przejechałam palcem po stoliku.

      – Pułkowniku, dostał pan już list od swojej rodziny w Nagasaki? – zapytałam.

      – Przyszedł wczoraj.

      – To wspaniale. Co u nich słychać?

      – Nic, co powinno cię obchodzić.

      Narzuciłam na siebie yukatę i ułożyłam się wygodnie w pościeli.

      – Kiedy ich pan znów zobaczy? – dopytywałam.

      – Nie wiem – odparł. – Nie jestem wróżką. Pewnie nieprędko. Dlaczego pytasz?

      – Słyszałam, że wojna się kończy.

      Pułkownik zgromił mnie wzrokiem.

      – Kto tak powiedział?

      – Przepraszam, pułkowniku – powiedziałam. – To tylko głupia plotka.

      Skierował wzrok z powrotem na sufit. Założył ręce na nagiej piersi.

      – Zjedz trochę amanatsu – rozkazał. – Przywieźli je z Kumamato specjalnie dla oficerów. Na pewno w stacji nie macie takich rzeczy.

      Położyłam mu rękę na nodze. Była wilgotna od potu i biło od niej ciepłem.

      – Dziękuję, że się pan o mnie troszczy. – Wzięłam do ręki jeden z owoców. – Co się stanie po zakończeniu wojny? To znaczy kiedy Japończycy pokonają Amerykanów?

      – To jasne, będziemy rządzić całym kontynentem.

      – Oczywiście. Ale co będzie z kobietami do towarzystwa, gdy wojska wrócą do Japonii?

      Pułkownik podniósł głowę z poduszki.

      – Skąd przychodzą ci do głowy takie pytania? Wyglądam na jasnowidza? Skąd miałbym wiedzieć, co się z kimś stanie po wojnie?

      Miał rację. Znowu zadawałam zbyt wiele pytań. Schyliłam głowę.

      – Niech pan przebaczy głupiej dziewczynie – powiedziałam.

      Pułkownik znów opadł na poduszkę.

      – Nie zjadłaś żadnego amanatsu. Jedz śmiało. Jesteś za chuda.

      – Dziękuję, pułkowniku.

      Gdy obierałam owoc, yukata się rozchyliła, odsłaniając moją pierś. Pułkownik wpatrywał się w nią w milczeniu, więc słyszałam tylko szum wentylatora.

      – Nie jem amanatsu o tej porze roku – rzekł, wbijając we mnie wzrok. – Są kwaśne. Zjedz, ile chcesz.

      Ponownie zapatrzył się w sufit. Zjadłam kolejny kawałek owocu. Rzeczywiście był kwaśny, ale nie przeszkodziło mi to w zjedzeniu całego.

      – Pułkowniku – zaczęłam wreszcie – czy mogę o coś spytać?

      – Tak.

      – Moja siostra jest w ciąży. Aborcję ma przeprowadzić doktor Watanabe. Proszę, niech ją pan wyśle do szpitala w Pushun. Tam lepiej się nią zajmą.

      Pokręcił głową.

      – Nie zrobię tego.

      – Proszę, niech pan to dla mnie zrobi.

      Zamachnął się i zrzucił mnie z łóżka. Upadłam z łomotem na podłogę, a resztki amanatsu potoczyły się po chińskim dywanie.

      – Dlaczego miałbym przejmować się losem jakiejś Koreanki? – zdziwił się. – Moim jedynym obowiązkiem jest służyć cesarzowi.

      Wstałam na kolana i podpełzłam do niego. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, gdy uniosłam się lekko i zaczęłam pieścić jego penisa. Nie zadziałało, więc postanowiłam spróbować ustami. Przysunęłam twarz i poczułam odpychający zapach po odbytym wcześniej stosunku.

      Pułkownik przechylił się do tyłu i wziął butelkę sake ze stolika.

      – To nic nie da – skwitował ze spokojem.

      – Proszę, pułkowniku – błagałam. – Zrobię, co pan zechce.

      Wyciągnął korek z butelki i sięgnął po szklankę, zupełnie mnie ignorując.

      – Zostaw mnie samego. Natychmiast – rozkazał.

      Podczas gdy nalewał sobie alkohol, pokłoniłam się, założyłam tabi i zori, a potem wyszłam.

      Wlokłam się ze zwieszoną głową, klucząc pomiędzy niskimi tynkowanymi budynkami. Wybrałam tę drogę, by przejść wąską ścieżką obok lecznicy. Zatrzymałam się i przyłożyłam rękę do ściany, za którą prawdopodobnie czekała na aborcję Soo-hee.

      Próbowałam. Byłam gotowa na wszystko. Ale zawiodłam i teraz życie onni zależało od sprawności rąk grubego doktora Watanabe.

      – Jesteś czysta – powiedział lekarz. Siedziałam z rozłożonymi nogami na łóżku w lecznicy. – Nie mam pojęcia, jak ty to robisz. Jesteś jedyną, która do tej pory nie zaszła w ciążę ani nie złapała żadnej choroby. Masz wyjątkowe szczęście.

      Byłam na wizycie kontrolnej. Co miesiąc gruby doktor zakładał lniany kitel, a potem badał mnie, szukając śladów choroby. Żołnierze, gdy korzystali z naszych usług, mieli obowiązek używać prezerwatyw, ale przez problemy z zaopatrzeniem zmuszano nas do ich mycia i używania, dopóki nie pękły. Zwykle starczały tylko na dwa albo trzy razy i wszystkie dziewczęta oprócz mnie były na coś chore. Może grzebień matki jednak mnie ochronił.

      – Proszę pana – poprosiłam, wstając z łóżka i zakładając bieliznę – czy mogę spotkać się z moją siostrą przed jutrzejszym powrotem żołnierzy? Będę wtedy już zbyt zajęta, żeby ją zobaczyć. Leży piętro wyżej, to zajmie tylko chwilę. Proszę, niech mi pan pozwoli.

      – Nie. Czuje się bardzo źle i nie może nikogo widzieć – odparł lekarz znad umywalki.

      – Proszę pana, to moja siostra.

      – Nie dyskutuj, mała – rzucił przez ramię. – Powiedziałem „nie”.

      Schyliłam głowę.

      – Wszystko z nią w porządku? Wyzdrowieje?

      – Ma krwawienie wewnętrzne – odrzekł, wycierając w ręcznik dłonie. – Nie mam czasu, żeby przeprowadzić operację. Umrze, jeśli samo jej nie przejdzie.

      Czułam, jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch. Zamarłam.

      – Musi pojechać do szpitala w Pushun! – krzyknęłam. – Błagam, niech ją pan tam wyśle.

      Odwrócił СКАЧАТЬ