Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja. Joanna Tekieli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja - Joanna Tekieli страница 5

Название: Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja

Автор: Joanna Tekieli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-366-5

isbn:

СКАЧАТЬ mi zabroni się spotykać z Piotrem! Już i tak kręciła nosem, kiedy wracałam z lasu uszargana i brudna” – pomyślała, a głośno powiedziała:

      – Lepiej mnie już postaw. Bo jak mama zobaczy, to pomyśli, że coś mi się stało, i jeszcze zawału dostanie!

      Zanim chłopiec ją postawił, Emilka zebrała się na odwagę i delikatnie pocałowała go w zmarznięty policzek. Piotrowi zrobiło się tak gorąco, jakby była pełnia lata, a nie sam środek wyjątkowo mroźnej zimy.

      – Dziękuję – szepnęła, zaczerwieniona z emocji.

      Wiedziała, że powinna jak najszybciej pobiec do domu, przebrać się i rozgrzać, ale mimo to stała przed nim, drżąc z zimna i patrząc w jego oczy, z których nawet jej niedoświadczone serce wyczytało prawdziwe, silne uczucie. Piotr pochylił się w jej stronę, w kierunku lekko drżących ust. Emilka miała wrażenie, że za moment zemdleje.

      Nad ich głowami zaskrzeczała sroka i to przywróciło oboje do rzeczywistości. Piotrek cofnął się o krok i odchrząknął, ganiąc się w myślach za tę chwilę słabości, która mogła zepsuć wszystko pomiędzy nimi.

      „Przecież Emilka uważa mnie tylko za kolegę. Nie mogę ryzykować, że się ode mnie odwróci przez moje durne mrzonki. Nie wytrzymałbym, nie mogąc jej co dzień spotykać”.

      – Jutro nigdzie nie pójdziemy – stwierdził stanowczo, nie patrząc jej w oczy. – Ryś może poczekać, a ty lepiej porządnie się wygrzej w domu. Mam nadzieję, że nie będziesz chora!

      Spojrzała na niego ze smutkiem. Przed chwilą była pewna, że nareszcie przytuli ją i pocałuje, a on znowu się wycofał. A przecież widziała w jego oczach, że bardzo tego chciał.

      „Czy mogłam się aż tak pomylić?”.

      Rzuciła mu jeszcze jedno spojrzenie, kiwnęła głową i poszła szybko w stronę domu, mając nadzieję, że nie spotka nigdzie mamy ani taty. Na szczęście oboje byli zajęci i nie zauważyli powrotu córki, bo na pewno nie obyłoby się bez awantury. Emilka rozebrała się, założyła ciepłe ubranie i wskoczyła pod pierzynę. Wkrótce dreszcze minęły, ale ona nadal leżała w ciepłym łóżku, wspominając bohaterskie zachowanie Piotra.

      „Nawet nie pomyślał o sobie, nie bał się, że mu się coś stanie, tylko pobiegł mi z pomocą! A przecież lód mógł się załamać i oboje byśmy utonęli”. Ta wizja, niemal jak z Romea i Julii, rozczuliła ją. Wyobraziła sobie swoich rodziców, jak rozpaczają nad brzegiem jeziorka, widząc zamarznięte ciało córki. To była tak piękna i wzruszająca scena, że Emilce aż łzy stanęły w oczach.

      Piotrek tymczasem poszedł do domu. Mistrz dzisiaj wyjeżdżał z powrotem do Krakowa i miał wrócić dopiero po Nowym Roku, więc chłopak zajrzał tylko na moment do warsztatu, żeby się pożegnać, a potem nie miał już żadnego zajęcia. Szedł przez zaśnieżone Drzewie, martwiąc się o Emilkę.

      „Żeby tylko się nie rozchorowała! Nigdy bym sobie tego nie wybaczył!”.

      Obok tej troski pojawiła się jednak inna myśl – błogie wspomnienie dotyku jej dłoni i delikatnego jak tchnienie wiatru pocałunku. Choć tak nieśmiały i lekki, wciąż jeszcze palił zmarznięty policzek Piotra i sprawiał, że uśmiech nie schodził z twarzy chłopca.

      Emilka także rozpamiętywała tę krótką chwilę, dziwiąc się własnej odwadze. Potem oboje przypomnieli sobie moment, gdy stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, a odległość między ich twarzami robiła się coraz mniejsza.

      „Co by było, gdybym się nie cofnął?”.

      Zamyślony Piotr nie zauważył zamarzniętego fragmentu drogi, pośliznął się i klapnął z rozmachem na ziemię, boleśnie wracając do rzeczywistości. W tym samym czasie Emilkę, która właśnie wyobrażała sobie ich pocałunek, zawołała mama.

      – Obiad na stole!

      Dziewczyna zeszła na dół, ale gdyby ktoś ją zapytał, co zjadła, nie byłaby w stanie odpowiedzieć. Jej myśli krążyły wokół romantycznej przygody i odważnego chłopca, który już od dawna zajmował ważne miejsce w jej sercu, a teraz został jego niepodzielnym królem. Wieczorem, zanim położyła się do łóżka, wyjrzała przez okno, jak to miała w zwyczaju. Ku swemu zdumieniu ujrzała na dole znajomą sylwetkę. Piotr stał w ciemnym ogrodzie, patrząc prosto w jej okno. Otuliła się pierzyną i otworzyła, czując, jak serce próbuje wyskoczyć jej z piersi.

      – Chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku – zawołał Piotr, starając się, żeby nie było go słychać w całym dworku.

      Emilkę zalała fala błogości na myśl o tym, że tak się o nią martwił.

      – Tak, czuję się zdrowa, więc może jednak pójdziemy jutro…

      Pokręcił głową stanowczo.

      – Jeśli wszystko będzie z tobą dobrze, to pojutrze! Jutro lepiej zostań w domu. Zamknij już okno, bo zmarzniesz!

      – Dobrze… Dobranoc!

      Pomachała mu i zamknęła okno. Trochę się martwiła, że następnego dnia obudzi się z gorączką, ale nie dostała nawet kataru. Najwyraźniej jej letnie i jesienne wyprawy do lasu w towarzystwie Piotra nieźle ją zahartowały.

      „Pojutrze jest Wigilia!” – uświadomiła sobie. „Tym łatwiej mi będzie opuścić niepostrzeżenie dom, bo wszędzie będzie zamieszanie”.

      Rozdział 4

      W wigilijny poranek Emilka wymknęła się z dworku, kiedy za oknami było jeszcze szaro. Nawet nie wspominała mamie o planowanej wyprawie, uznając, że w przedświątecznym rozgardiaszu i tak nie zauważy jej nieobecności. Nie miała racji – Maria Drzewiecka akurat się obudziła i stanęła przy oknie, żeby spojrzeć na złote rozbłyski wschodzącego słońca. Uwielbiała takie chwile, gdy miało się wrażenie, że świat dopiero powstaje, wyłania się z nicości, a ona mogła się temu przyglądać, stojąc bezpiecznie w swoim domu.

      „Gdzież ta Emilka znowu idzie?” – pomyślała, ale była już przyzwyczajona do takich eskapad córki, więc tylko westchnęła. „Dobrze chociaż, że się solidnie ubrała”.

      Początkowo ta przyjaźń z wiejskim chłopakiem, na dodatek starszym od Emilki, budziła jej obawy, ale gdy Maria Drzewiecka kilka razy podsłuchała ich rozmowę, przekonała się, że Piotr Wysocki to mądry chłopak, pełen ambicji i marzeń dość nietypowych jak na nastolatka.

      „Kto w tym wieku już wie, co chce w życiu robić?” – myślała. „A on z taką pewnością mówi o tym stolarskim warsztacie, że nie mam wątpliwości, iż kiedyś naprawdę go otworzy. Może dobrze Emilce zrobi ta znajomość, bo ta moja wciąż mała dziewczynka chciałaby tylko po lasach biegać albo opowieści o wielkim świecie słuchać”.

      Miłość jedynaczki do przyrody i wielka pasja, z jaką ją poznawała i obserwowała, w sumie podobały się pani Marii, dlatego patrzyła przez palce na te poranne lub wieczorne wypady do lasu. Emilka wracała z nich taka szczęśliwa, pełna wrażeń, a potem opowiadała z przejęciem o tym, jak udało im się podejść СКАЧАТЬ