Название: Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja
Автор: Joanna Tekieli
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-8195-366-5
isbn:
„Może to znak, że jeszcze w tym roku poznam tego, kto jest mi przeznaczony?” – pomyślała i westchnęła, kiedy jej wzrok padł na rozłożoną w okiennym wykuszu świąteczną wioskę. Emilka uwielbiała Boże Narodzenie i każdego roku znosiła ze strychu tę drewnianą dekorację, która była w ich rodzinie od wielu lat.
„Aż do teraz” – pomyślała, patrząc na miejsce, gdzie zawsze stawiała drewniany kościółek z prostą wieżą zakończoną krzyżem.
Tego ranka, gdy przyszła na strych, przekonała się, że tragarze, których tata wynajął, żeby zanieśli na górę kilka niepotrzebnych ciężkich sprzętów, nie należeli do zbyt solidnych osób. Wielką skrzynię okutą żelazem postawili byle jak, nie zwracając uwagi na to, że ciężka żelazna noga przygniotła róg szarego pudła ze skarbami Emilki. Aby wydobyć świąteczną wioskę, musiała podrzeć twarde wieczko.
„Chyba nic nie ucierpiało” – pomyślała w pierwszej chwili, ale potem jej wzrok padł na kościół i przekonała się, że budynek jest zniszczony. Ze zmiażdżonej wieży zostały tylko drzazgi, a korpus kościoła pękł i rozpadł się.
„To przecież tylko drewniane zabawki” – próbowała się pocieszać Emilka, przełykając łzy, ale wiedziała, że to nieprawda. Ta drewniana wioska pamiętała czasy jej prababci, stała w oknie, gdy w Drzewiu nie było jeszcze elektryczności. Rozkładając ją w swoim pokoju, zawsze miała wrażenie, jakby zapraszała tutaj duchy wszystkich wcześniejszych Gwiazdek – wraz z ich radością, pięknem i atmosferą wyczekiwania na coś cudownego.
„Bez kościółka też będzie ślicznie” – uznała, układając na rozłożonych w wykuszu jodłowych gałęziach kolejne budynki. Pomiędzy nimi ustawiła małe lichtarzyki ze świecami. Było ślicznie – ale jednak brakowało jej tej wieży, tego krzyża i tego symbolu, jakim był drewniany kościół.
– Emilko, chodź do nas! – Głos mamy wyrwał ją z zamyślenia.
„To już!”. Zerknęła ostatni raz w lustro i pobiegła na dół, ale ku jej rozczarowaniu w korytarzu zamiast oczekiwanego księcia stała ciotka Izabela i kuzyn Ignacy.
– Och, jak ta nasza Emilka wyrosła! – zawołała jak zwykle ciocia, po czym uszczypnęła policzki Emilki, jakby dziewczyna była jakimś małym dzidziusiem.
Kuzyn tylko machnął z daleka ręką na przywitanie i od razu zniknął w salonie, gdzie stał fortepian. Uwielbiał grać, a w domu miał tylko stare pianino, więc zawsze korzystał z wizyt u Drzewieckich, co właściciele dworku bardzo sobie chwalili. Dzięki temu ich przyjęcia miały piękną oprawę muzyczną, nawet w czasach, gdy niewielu mogło sobie na to pozwolić. Po chwili z salonu dały się słyszeć pierwsze takty Preludium deszczowego, a jednocześnie za oknem rozległ się warkot silnika samochodu.
„To on!”. Serce Emilki mocniej zabiło.
Parę minut później do salonu wkroczył Zygmunt Drzewiecki w towarzystwie pulchnego, łysawego mężczyzny z bujnym wąsem.
„Taki stary?!”. Emilka przełknęła rozczarowanie nieciekawą aparycją księcia. Jego wiek równie nieprzyjemnie ją zaskoczył. Wydawało jej się, że książę – miłośnik podróży – powinien być piękny i młody. „On ma ze trzydzieści lat albo nawet więcej!”.
Panna Drzewiecka nie była jednak małostkowa i gotowa byłaby wybaczyć księciu zarówno „podeszły” wiek, jak i brak fizycznej atrakcyjności, gdyby te wady zrekompensowały światowe maniery i ciekawa osobowość. Także i w tym względzie czekało ją jednak duże rozczarowanie. Książę bowiem nawet się z nią nie przywitał, łaskawie kiwnął tylko głową pani domu i ciotce Izabeli, a potem zasiadł ciężko za stołem i w kółko narzekał na banalność życia w Polsce, brak perspektyw, zaściankowość.
– Wszędzie banał, wszystko takie przaśne, takie pospolite! No, choćby to wasze Drzewie! – Wykonał szeroki gest dłonią, wskazując na salon Drzewieckich. – Co tu można robić? Jakich rozrywek może człowiekowi dostarczyć to miejsce? Nie mam pojęcia, co wy tu całymi dniami robicie!
Nikt nie odpowiedział na tę nietaktowną uwagę, ale jemu to nie przeszkadzało – nie oczekiwał partnerów do rozmowy, tylko słuchaczy.
– Nie mógłbym tu żyć! No po prostu człowiek w takim miejscu więdnie jak niepodlewana roślina! – Kręcił głową z niedowierzaniem, jednak te gderania nie przeszkadzały mu wkładać do ust ogromnych porcji przysmaków przygotowanych przez gospodarzy.
Emilka straciła cały zapał i poczuła ogromne rozczarowanie. Miała nadzieję na ciekawą rozmowę, na znajomość z intrygującym człowiekiem, a tymczasem spotkała snoba i malkontenta. Chciała posłuchać o wielkim świecie, bo ciekawiły ją podróże, ale nigdy nie uważała, że jej wioska jest gorsza i niewarta uwagi. Kochała to zaściankowe Drzewie z całego serca i nigdy się tu nie nudziła, chyba że musiała – tak jak teraz – siedzieć na przyjęciu.
„Ech, najchętniej poszłabym połazić po puszczy, może by się trafiła jakaś sarenka albo nawet jeleń…” – pomyślała i zerknęła błagalnie na mamę.
Maria Drzewiecka, która nie obiecywała sobie po księciu aż tak wiele jak jej córka, też czuła niesmak i rozczarowanie. Rzadko zjawiali się w Drzewiu nowi goście, zazwyczaj Drzewieccy spędzali czas w kręgu starych znajomych i krewnych, więc miała nadzieję na jakieś ożywienie i interesujące rozmowy, a wyglądało na to, że wizyta nie dostarczy ani jednego, ani drugiego. Popatrzyła w oczy Emilki i kiwnęła głową, mrugając porozumiewawczo.
„Po co dziewczyna ma tu siedzieć i wysłuchiwać tego nudziarza? Wystarczy, że my się męczymy” – pomyślała.
Książę został zaproszony właściwie przez ciotkę Izabelę, której wszelkie tytuły arystokratyczne szalenie imponowały, mimo że w czasach, w których żyli, lepiej było nie przyznawać się do takich korzeni. Książę był znajomym jej dalekiej kuzynki i łaskawie zgodził się odwiedzić ją przy okazji pobytu w Polsce, a ona, uznawszy, że jej mieszkanie w kamienicy jest za małe dla takiego znakomitego gościa, zaprosiła go do Drzewia. Drzewieccy zostali postawieni przed faktem dokonanym i pozostało im tylko zaakceptować pomysł krewnej, która teraz próbowała za wszelką cenę wtrącić choć słowo w niekończący się monolog księcia.
Rozdział 2
Emilka skończyła obiad i wymknęła się po cichu z salonu. Książę, zajęty właśnie krytykowaniem polskiej sztuki, nawet tego nie zauważył.
W wielkiej służbówce stojącej obok dworu miał swój warsztat i tymczasowe mieszkanie Mistrz zaproszony przez Zygmunta Drzewieckiego, aby dokonać renowacji dworku. Wiele pięknych, zabytkowych mebli wymagało naprawy, a Mistrz – bo tak wszyscy do niego mówili – nie miał sobie równych w dziedzinie obróbki drewna i renowacji antyków.
– Przywracam duszę drewnianym meblom i leczę ich ciała – mówił z dumą.
Drzewieccy chcieli, aby nocował w pokoju gościnnym w dworku, jednak wolał skromny pokoik w służbówce. Zaprosili go też na dzisiejsze przyjęcie, ale odmówił, twierdząc, że lepiej czuje się w swoim warsztacie stolarskim niż na salonach. Emilka też lubiła w nim przebywać, bo pięknie tam pachniało drewnem, a Mistrz potrafił СКАЧАТЬ