Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja. Joanna Tekieli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja - Joanna Tekieli страница 3

Название: Magiczne chwile w Pensjonacie Leśna Ostoja

Автор: Joanna Tekieli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-366-5

isbn:

СКАЧАТЬ rudawych włosach od razu przypadł Emilce do gustu: był wesoły, dużo wiedział o zwierzętach i tak jak ona lubił spacerować po drzewieckiej puszczy. Był zupełnie inny niż chłopcy w jego wieku. Wcześniej widywali się w kościele i Emilka jakoś specjalnie nie zwracała na niego uwagi – w szkole zresztą też, bo chłopak był dwie klasy wyżej niż ona. Teraz jednak, kiedy bliżej się poznali, czuła, że znalazła swoją bratnią duszę.

      – Dzień dobry! – zawołała, wchodząc do pracowni. Poczuła zapach drewna, który uwielbiała.

      Mistrz podniósł wzrok znad stołu i uśmiechnął się.

      – O, proszę, jak od razu się jaśniej zrobiło w naszym warsztacie! Zapraszamy!

      Piotrek wyprostował się i popatrzył z zachwytem na Emilkę, która w swej zielonej sukience wydała mu się nagle śliczna jak jakaś królewna. Wpatrywał się w nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, a przecież widywali się niemal codziennie i już wcześniej myślał niekiedy, jakie ona ma piękne oczy albo jak promiennie się uśmiecha. W tej chwili jednak miał wrażenie, jakby jej uroda i rozkwitająca kobiecość ujawniły się z podwójną mocą i trafiły prosto w jego serce.

      Mistrz zauważył spojrzenie chłopaka i uśmiechnął się wyrozumiale.

      – Chociaż właściwie to akurat chciałem sobie przerwę zrobić, coś zjeść, odpocząć, napić się kawy – powiedział. – Wróć za godzinę – dodał, zwracając się do pomocnika.

      Piotrek kiwnął głową, uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł wraz z Emilką z warsztatu. Lekkie buciki Emilki zapadały się w głębokim śniegu i trochę marzły jej stopy. Wyszła z domu tak szybko, że nie pomyślała o tym, żeby się przebrać. Narzuciła tylko krótki kożuszek na zwiewną sukienkę i wymknęła się do przyjaciela, z którym zawsze miała tematy do rozmowy.

      – Jak tam książę? – zapytał niby od niechcenia Piotrek, choć tak naprawdę denerwował się, czy arystokrata nie zawróci w głowie jego przyjaciółce. Emilka od tygodnia mówiła o tej wizycie i nie ukrywała podekscytowania na myśl o poznaniu kogoś, kto zwiedził prawie cały świat, a Piotrka zżerała zazdrość, do której nawet przed sobą nie chciał się przyznać.

      „Ona zasługuje na księcia” – przekonywał samego siebie, widząc, ile emocji wywołuje w niej ten nieznany jeszcze człowiek, który rozbudzał jej wyobraźnię światowym życiem i licznymi podróżami. „Powinna mieszkać w pięknym domu, mieć piękne stroje, bywać na balach i mieć bogatego męża, który kupowałby jej elegancką biżuterię”.

      Jakiś głos w jego głowie odpowiadał mu wprawdzie, że takie życie zanudziłoby Emilkę na śmierć, ale Piotrek zagłuszał go, nie chcąc robić sobie nadziei na coś, co i tak nie miało szans powodzenia.

      – Co tak milczysz? – dociekał, patrząc na jej twarz, która nagle spochmurniała. – Aż taki wspaniały ten książę? Jak z bajki? No, powiedz!

      – Z bajki, ale o starym nudziarzu! – odparła Emilka, a Piotr poczuł, jak z serca spada mu olbrzymi ciężar. Sam się zdziwił sile tego uczucia, bo przecież on i Emilka byli tylko dobrymi przyjaciółmi. – „Co tu można robić, w tym waszym Drzewiu?” – powiedziała, przedrzeźniając manierę księcia z francuskim „r”.

      Zaśmiali się oboje.

      – W kółko tylko gadał o Francji, jakby na niej kończył się świat! No i o tym, jak u nas jest beznadziejnie i nudno.

      – Głupek.

      – I snob.

      Z wnętrza dworku dobiegła ich cicha muzyka. Kuzyn Ignacy najwyraźniej też miał już dość bezczynnego siedzenia przy stole i oddał się swojej wielkiej pasji.

      – To Wiosenny walc Szopena! – zawołała Emilka i ukłoniła się elegancko Piotrkowi. – Czy można pana prosić do tańca?

      Zanim zdołał odpowiedzieć, że przecież on nie umie, oparła dłonie na jego ramionach i zaczęła odliczać takt, pokazując mu kroki. Nie było to zbyt skomplikowane, choć trudno było mu się skoncentrować, kiedy miał ją tak blisko siebie, że czuł świeży zapach jej włosów. A może to były perfumy? Objął ją w talii i pozwolił się prowadzić. Starał się poruszać tak płynnie jak ona, ale w swoich ciężkich śniegowcach i grubej kurtce ruchy miał niezdarne i raz po raz deptał dziewczynie po stopach. Mimo wszystko jednak taniec sprawiał mu ogromną przyjemność. Po raz pierwszy w życiu trzymał Emilkę w ramionach i zaglądał z tak bliska w jej śliczne zielone oczy, które błyszczały jak klejnoty. Uśmiechnęła się do niego, a on poczuł, że jego serce fika koziołka. W tej sekundzie uświadomił sobie, że to, co czuje wobec tej dziewczyny, to nie jest takie zwyczajne lubienie, tylko coś znacznie większego.

      „Ja chyba zwariowałem!” – pomyślał. „Ona przecież mogłaby mieć prawdziwego księcia, a nie pomocnika stolarza, prawie bez grosza przy duszy”.

      Piotrek nigdy do nieśmiałych nie należał. W końcu gdy do Drzewia przybył słynny krakowski Mistrz, któremu wszyscy w pas się kłaniali, poszedł do jego pracowni i poprosił o przyjęcie go na praktyki. „Najwyżej mi powie, żebym się wynosił” – myślał sobie. Ryzyko się opłaciło, bo Mistrzowi spodobał się ten pewny siebie młodzieniec, a gdy jeszcze odkrył u niego wielką pasję do stolarki, z chęcią przekazywał mu tajniki swego zawodu, które chłopiec chłonął z wielkim zapałem.

      Jednak w towarzystwie Emilki pewność siebie Piotrka znikała całkowicie. Gdy była blisko, czuł się jakiś wielki i niezdarny, a jedno spojrzenie jej zielonych oczu potrafiło – tak jak teraz – wywołać rumieniec na jego policzkach.

      „Nic z tego nie będzie!” – mówił sobie, próbując za wszelką cenę zagłuszyć to uczucie, które wypełniło mu serce.

      Nie miał pojęcia, że w tej samej chwili Emilka, patrząc w jego oczy, także poczuła tę iskrę, która aż rozświetliła ją od środka.

      „Gałązki wiśni to przewidziały! Spotkałam tego, który jest mi przeznaczony, tylko do tej pory byłam ślepa jak kret, nie widząc, kogo mam przed samym nosem!”.

      Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, uświadamiając sobie, ile ma szczęścia, że zakochała się w chłopaku, którego może spotykać każdego dnia i z którym łączą ją wspólne zainteresowania. Popatrzyła na niego i dostrzegła w jego oczach zachwyt, który sprawił, że poczuła się lekka jak piórko i miała ochotę śmiać się i śpiewać.

      „Tak bym chciała, żeby mnie pocałował” – pomyślała.

      W spojrzeniu, jakim obdarzyła Piotra, był taki żar, że chłopak pomylił kroki i znów nadepnął jej na stopę, tym razem tak mocno, że spadł jej bucik. Magiczna chwila minęła, Emilka roześmiała się i schyliła, żeby założyć zupełnie już przemoczony pantofelek.

      – Emilko! – Z okna dworku wychyliła się Maria Drzewiecka. – Chodź do nas, kochanie!

      – Eee, muszę wracać do tego nudziarza – jęknęła dziewczyna.

      Pomachała Piotrowi i niechętnie wróciła do salonu. Chłopak stał jeszcze przez chwilę pośrodku ogrodu, wspominając dotyk jej dłoni na swoich ramionach i bliskość jej ślicznej twarzy. Kiedy sylwetka Emilki zniknęła mu z oczu, СКАЧАТЬ