Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman страница 15

Название: Morderców tropimy w czwartki

Автор: Richard Osman

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-287-1450-2

isbn:

СКАЧАТЬ będzie sprawny, tak jak zawsze w głębi duszy pragnął. Wyśle esemes z emotikonem – uniesionymi w górę kciukami – nowej dziewczynie, którą właśnie poznał przez internet.

      Kończy batonik i rozgląda się za chipsami.

      Chris Hudson domyśla się, że strzelanina w Black Bridge była dla Tony’ego Currana ostatnim sygnałem alarmowym. Wszystko na to wskazuje. Mniej więcej wtedy nawiązał współpracę z miejscowym deweloperem Ianem Venthamem i najwyraźniej uznał, że życie będzie prostsze, jeżeli zacznie je prowadzić zgodnie z prawem. W dodatku mógł na tym nieźle zarobić, chociaż pewnie nie były to kwoty, do jakich przywykł. Tony musiał wiedzieć, że nie da się bez końca kusić losu.

      Chris otwiera paczkę chipsów i spogląda na zegarek. Ma spotkanie i chyba powinien się zbierać. Ktoś widział, jak tuż przed śmiercią zamordowany się pokłócił, i bardzo pragnie opowiedzieć o tym osobiście. Nie trzeba jechać daleko. To osiedle dla emerytów, które Curran budował.

      Chris znowu patrzy na zdjęcie. Na trzech roześmianych mężczyzn. Tony Curran i Bobby Tanner się obejmują. A obok, z butelką w ręku, siedzi Jason Ritchie – atrakcyjny, ze złamanym nosem, jeszcze parę lat temu u szczytu kariery.

      Trzej przyjaciele popijają piwo za stołem obsypanym pieniędzmi. Po co to zdjęcie zostawiono przy zwłokach? Jako ostrzeżenie od Bobby’ego Tannera lub Jasona Ritchiego? Jako ostrzeżenie dla nich? Będziesz następny? Pewnie to fałszywy trop, mylna wskazówka. Nikt nie jest aż taki głupi.

      Tak czy inaczej Chris musi porozmawiać z Jasonem Ritchiem. I ma nadzieję, że policja zdoła odnaleźć zaginionego Bobby’ego Tannera.

      Właściwie nie tylko jego, myśli Chris, wrzucając do ust ostatniego chipsa.

      Bo kto zrobił to zdjęcie?

      18

      Donna gestem zaprasza obie panie, żeby usiadły. Są w pokoju przesłuchań B, ciasnym pomieszczeniu bez okien, z przykręconym do podłogi drewnianym stołem. Joyce rozgląda się wokoło podekscytowana niczym turystka, za to Elizabeth czuje się tutaj jak w domu. Donna patrzy na ciężkie drzwi i czeka, aż się zatrzasną. A potem spogląda prosto na Elizabeth.

      – Jest pani teraz zakonnicą?

      Elizabeth szybko kiwa głową i unosi palec, by podkreślić, że to dobre pytanie.

      – Widzi pani, jak każda współczesna kobieta mogę, zależnie od potrzeby, odgrywać różne role. Musimy być jak kameleon, prawda? – Wyciąga z wewnętrznej kieszeni płaszcza notes i długopis i kładzie je na stole. – Chociaż akurat za rolę w tym przedstawieniu uznanie należy się mojej przyjaciółce.

      Tymczasem Joyce wciąż rozgląda się po pokoju.

      – Zupełnie jak w telewizji, pani posterunkowo. Cudownie. Praca tutaj to musi być świetna zabawa.

      Donna nie podziela tych zachwytów.

      – A więc, Elizabeth, ukradziono pani torebkę?

      – Nie, kochanie – wyjaśnia zapytana. – I życzę powodzenia każdemu, kto odważyłby się ją ukraść. Może pani to sobie wyobrazić?

      – W takim razie, jeśli wolno spytać, co tu robicie? Bo mam dużo pracy.

      – Ależ proszę, to bardzo rozsądne pytanie. – Elizabeth kiwa głową. – Jestem tu, bo chciałam z panią o czymś porozmawiać. A Joyce, jak sądzę, przyjechała na zakupy. Joyce? Właśnie dotarło do mnie, że nawet cię nie zapytałam.

      – Chciałam pójść do Wszystko co Żyje. To wegańska kawiarnia, może ją znasz?

      Donna patrzy na zegarek i pochyla się ku gościom.

      – No więc jestem. Jeżeli chcą panie rozmawiać – bardzo proszę. Macie dwie minuty, potem wracam do łapania przestępców.

      Elizabeth lekko klaszcze w dłonie.

      – Wspaniale. Może zacznę od tego: po pierwsze proszę przestać udawać, że nie cieszy się pani na nasz widok, bo wiem, że tak nie jest. My też się cieszymy, że znów panią spotykamy. Będzie dużo przyjemniej, jeżeli wszystkie się co do tego zgodzimy.

      Donna nie odpowiada. Joyce nachyla się nad stojącym na stole magnetofonem.

      – Na potrzeby nagrania: posterunkowa De Freitas odmawia odpowiedzi, ale próbuje ukryć lekki uśmiech.

      – Po drugie, ale w związku z pierwszym – ciągnie Elizabeth – jeżeli od czegoś panią oderwałyśmy, to na pewno nie od łapania przestępców. Tylko od jakichś nudziarstw.

      – Bez komentarza – odpowiada Donna z kamienną twarzą.

      – Skąd jesteś, Donno? Mogę się tak do ciebie zwracać?

      – Proszę. Z południowego Londynu.

      – Przeniosłaś się ze stołecznej policji?

      Donna kiwa głową, a Elizabeth zapisuje coś w notesie.

      – Robi pani notatki? – pyta policjantka, a Elizabeth przytakuje.

      – Dlaczego? I czemu akurat do Fairhaven?

      – To długa historia. Może mi pani zadać jeszcze jedno pytanie, zanim wyjdę z pokoju. Chociaż jest tak miło.

      – Oczywiście. – Elizabeth zamyka notes i poprawia okulary. – Będzie to raczej dłuższa wypowiedź, ale obiecuję, że zakończę ją pytaniem.

      Donna gestem zachęca Elizabeth, żeby kontynuowała.

      – Otóż widzę to tak i, proszę, przerwij mi, jeżeli się w czymś pomylę. Masz dwadzieścia kilka lat i robisz wrażenie osoby bystrej i obdarzonej intuicją. Jesteś bardzo życzliwa, a jednocześnie, w razie konieczności, potrafisz użyć siły. Z powodu, najprawdopodobniej, problemów w związku opuściłaś Londyn, w którym praca i życie idealnie ci odpowiadały. Znalazłaś się w Fairhaven, gdzie przestępczość jest niska, a przestępcy drobni. Patrolujesz ulice. Może jakiś menel ukradnie rower? Może ktoś odjedzie ze stacji benzynowej bez płacenia, może w pubie pobiją się o dziewczynę? Na litość boską, co za nudy. Z powodów, których teraz nie będę wyjaśniać, pracowałam kiedyś przez trzy miesiące w barze w byłej Jugosławii i mój mózg rozpaczliwie domagał się stymulacji, pragnęłam, by wydarzyło się coś nadzwyczajnego. Brzmi znajomo? Jesteś sama, mieszkasz w wynajętym mieszkaniu, niełatwo ci się z kimś zaprzyjaźnić. Większość kolegów w komisariacie jest od ciebie starsza. Ten młody posterunkowy, Mark, na pewno zaprosił cię na randkę, ale nie ma szans, by zadowolił dziewczynę z południowego Londynu, więc musiałaś odmówić. Oboje nadal czujecie się niezręcznie. Biedny chłopak. Tobie duma nie pozwala zbyt szybko wrócić do stołecznej policji, więc na razie tu utknęłaś. Ciągle jesteś nowa i o awansie nie ma mowy, w dodatku niezbyt cię lubią, bo widzą, że popełniłaś błąd i nie znosisz tego miejsca. Nie możesz się nawet zwolnić. Po co wyrzucać przez okno tyle trudnych lat na służbie tylko dlatego, że podjęło się złą decyzję? Więc wkładasz mundur, idziesz na dyżur i z zaciśniętymi zębami czekasz, kiedy wreszcie wydarzy się coś ciekawego. Na przykład zjawi się rzekoma zakonnica, СКАЧАТЬ