Название: Zbawiciel
Автор: Leszek Herman
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
isbn: 978-83-287-1442-7
isbn:
– Mam wrażenie, że myśmy już przekroczyli jakiś próg… – Paulina spojrzała w zamyśleniu na wodę.
– To znaczy? Kto my? – Oderwany od urzędniczych realiów Igor spojrzał na nią zdezorientowany.
– My, ludzie.
Paulina pokrótce streściła mu swoją ostatnią rozmowę z Piotrem.
– Stopień zniszczenia środowiska, wymieranie gatunków, pożary w Australii, ten nieszczęsny ostatni biały nosorożec w Kenii, dzień i noc pilnowany przez uzbrojonych strażników. A i tak trzeba było go uśpić. Przekroczyliśmy pewien próg, za którym jest już tylko reakcja łańcuchowa. Nie da się jej zatrzymać.
Nad ich głowami Trasą Zamkową z hałasem przetoczyła się jakaś ciężarówka, a obok pogrążeni w rozmowie przeszli, trzymając się pod ręce, jacyś starsi państwo.
Niebo było już całkiem czarne, a w Odrze odbijały się światła bulwarów.
Rozdział 8
środa 31 lipca
Igor zaparkował samochód na parkingu podziemnym Galaxy, wjechał na parter. Do spotkania zostało mu dziesięć minut, więc wraz z tłumem ludzi, którzy nie wiadomo co właściwie robili o tej porze w sklepach, przespacerował się po ogromnym wnętrzu galerii i wyszedł w końcu wprost na stojący obok hotel Radisson Blu.
Wszedł do środka, odpowiedział uśmiechem dziewczynie w recepcji budynku i skierował się do hotelowego lobby. Rozejrzał się po wnętrzu baru i od razu zwrócił uwagę na dwóch mężczyzn siedzących przy stoliku pod oknem.
Skądś znał jednego z tych facetów. Blondyn o bardzo sympatycznej powierzchowności, z jasnymi, pogodnymi oczami.
Mężczyzna także go zobaczył, podniósł się i skinął do niego ręką. Ten siedzący do Igora tyłem dźwignął się z fotela, co, biorąc pod uwagę jego tuszę, łatwe nie było. Odwrócił się i uśmiechnął jowialnie.
– Witam, Igor! – Blondyn z uśmiechem podał Igorowi dłoń. – Miło mi cię widzieć.
– Daniel Ratajczak – przedstawił się korpulentny facet i wskazał ręką brązowy skórzany fotel.
W tym momencie Igor dopiero przypomniał sobie, skąd zna sympatycznego blondasa. To wspólnik Szymona. Jarost. Romek Jarost.
Jakieś dwadzieścia minut zajęła im niezobowiązująca rozmowa na tematy ogólnie i z grubsza tylko związane z budowlanką. Igor przez cały czas się zastanawiał, jak to możliwe, że Jarost siedzi teraz z nimi, skoro Docklands Developer zrezygnowało z ich usług. Zakładał, że za chwilę się dowie.
– Panie Igorze. – Ratajczak odsunął od siebie pustą filiżankę i wyjął ze skórzanego neseserka plik dokumentów. – Żeby już nie marnować pana czasu, przejdźmy do rzeczy.
Igor pokiwał głową i wypił ostatni łyk swojego soku grejpfrutowego.
– Niestety, musieliśmy się pogodzić z dużą obsuwą, jeśli chodzi o termin. Pan Rogala nie podjął z nami rozmów i jak pan wie, nie wiadomo, co się z nim dzieje. Ale to już nie nasza sprawa. Na szczęście udało nam się porozumieć z panem Romanem. Doszliśmy do wniosku, że zmiana koni w czasie jazdy to kiepski pomysł, a pan Jarost zaproponował nam dobrą formułę dalszej współpracy. Sytuacja wygląda tak…
Igor obrzucił dyskretnym spojrzeniem Jarosta. Szymon rzeczywiście potrafił być uparty i nieprzejednany. Ciekawe, jak daleko musiał ustąpić jego wspólnik, żeby uratować ten kontrakt. Finansowo oczywiście.
– W przyszłym tygodniu planujemy wykonać roboty strzałowe w pierwszym spichlerzu. Trzecim w kolejności od strony biurowca Lastadia.
– W przyszłym tygodniu? – Igor spojrzał z powątpiewaniem na mężczyznę. – A dokumentacja i zgoda na te prace?
– Panie Igorze. – Grubas się uśmiechnął. – My nie traciliśmy czasu. Do tego typu robót rozbiórkowych nie potrzeba dokumentacji, wystarczy zgłoszenie do nadzoru oraz metryka strzałowa.
– Uproszczona dokumentacja rozbiórkowa z danymi dotyczącymi obiektu, rodzajem materiałów wybuchowych, obliczeniami wytrzymałościowymi i tak dalej – wtrącił Jarost.
– Dokładnie – przedstawiciel poznańskiej firmy przytaknął, z lekko widocznym niezadowoleniem, że Jarost mu przerywa. – Budynek Lastadii jest w odległości stu dwudziestu metrów od naszego terenu, więc teoretycznie nie musimy wykonywać pomiarów drgań…
– Zgodnie z przepisami musielibyśmy, gdyby stał w odległości mniejszej niż sto metrów – ponownie uzupełnił Jarost.
– Dokładnie – przytaknął Ratajczak ze zniecierpliwieniem. – Ale i tak zrobimy te badania dla świętego spokoju. Zgodnie z wymogami konserwatora najpierw dokonujemy rozbiórki spichlerza numer dwadzieścia siedem, a tydzień później, po przeprowadzeniu oględzin, spichlerza środkowego numer dwadzieścia sześć. Roboty oczywiście przeprowadzimy w nocy z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa.
Mężczyzna postukał w leżący przed nim podkład geodezyjny.
Igor powędrował wzrokiem za jego palcem. Ostatni spichlerz został jeszcze przed wojną przebudowany na kamienicę czynszową i już wtedy utracił cechy stylowe, natomiast środkowy, bardzo stary, renesansowy, był jednym z najpiękniejszych na Łasztowni. Pierwszy od strony Lastadii był w ogóle jakimś zupełnie nowym budynkiem.
– A kto wykona te roboty strzałowe? – spytał.
– My – powiedział Jarost z uśmiechem.
Ratajczak przytaknął.
– Tak. Po naradzie uznaliśmy, że firma panów zna jednak obiekt najlepiej i jest najbardziej w tym zakresie kompetentna. Kolejny wykonawca straciłby następne tygodnie na rozeznanie tematu. A teraz jesteśmy przy pana zadaniu…
Mężczyzna wyjął z torby kolejny dokument, na którym były naszkicowane rzuty fundamentów wszystkich trzech spichlerzy.
– Zaraz po robotach strzałowych przy spichlerzu numer dwadzieścia siedem, szóstego lub najpóźniej siódmego sierpnia, trzeba od razu przystąpić do pomiarów zachowanych ścian piwnicznych oraz do wykonania badań.
Igor skinął głową. Wyjazd miał zaplanowany na poniedziałek dwunastego, zdąży zatem wprowadzić ludzi w tę robotę i zdoła nawet dokonać oględzin i rozpocząć prace w terminie.
– Za dwa tygodnie po stwierdzeniu przez nadzór autorski i rzeczoznawców, że roboty strzałowe nie wyrządziły szkód w zachowanych zabytkowych ścianach, szesnastego sierpnia dokonujemy rozbiórki następnego spichlerza.
СКАЧАТЬ