Zbawiciel. Leszek Herman
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zbawiciel - Leszek Herman страница 12

Название: Zbawiciel

Автор: Leszek Herman

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-287-1442-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Piotr pożegnał się z kolegą i wbił wzrok w ekran komórki, czekając na wiadomość. Po chwili rozległo się piśnięcie i ukazała się malutka koperta.

      Otworzył Messenger i pochylił się nad telefonem. Na ekranie widać było dwa rządki kresek. Właściwie znaków, które składały się z kresek. Dwa rzędy po dziewięć znaków.

      Piotr nie miał pojęcia, co znaczą. Pierwszy raz widział coś takiego.

      Odłożył komórkę i sięgnął po laptop. Otworzył Facebook i wszedł do zakładki Messengera. Skopiował fotografię i przeniósł ją na pulpit.

      Po chwili otworzył ją na całym ekranie.

      Znaki najwyraźniej napisane były w jakimś programie graficznym, a następnie wydrukowane. Były zbyt regularne jak na ręczną robotę.

      Paulina czuła, że wszystko zaczyna się w niej gotować, zaczęła więc sobie powtarzać w duchu, że każdy ma prawo do krytyki i do swojego zdania i że nie powinna mieć z tego powodu do nikogo pretensji. Zwłaszcza jeśli to nowa naczelna. Poprawka – pełniąca obowiązki naczelnej – skorygowała złośliwie w myślach.

      – To nie jest temat tego artykułu. – Przeworska patrzyła na nią takim wzrokiem, jakby miała do czynienia z wyjątkowo namolnym insektem. – To ma być tekst informacyjny.

      – To jest właśnie konkretna informacja. – Paulina wskazała brodą laptop naczelnej, na którego ekranie wciąż otwarty był jej nowy artykuł.

      – Tyle że naszą intencją w tym momencie nie powinno być kierowanie uwagi czytelników na tę problematykę. Już i tak wywołuje ona ogromne kontrowersje.

      – Na potrzeby budowy tego parkingu miasto planuje wycięcie dokładnie dwustu sześćdziesięciu siedmiu drzew. Dwustu sześćdziesięciu siedmiu! – powtórzyła Paulina z naciskiem. – To jest jeden z najważniejszych aspektów tej inwestycji. Nawet radni o tym rozmawiali.

      – Ja tego nie kwestionuję, ale w swoim artykule powinna się pani skupić wyłącznie na wypunktowaniu aspektów dotyczących tej inwestycji, na powstających z tego powodu problemach komunikacyjnych, ale i w efekcie na poprawie warunków. Kwestie ekologii są nie na temat, zwłaszcza że pani dywaguje.

      – Kto powiedział, że powinnam się skupić wyłącznie na problemach komunikacyjnych? I w jakiej niby kwestii ja dywaguję?!

      – W kwestii możliwości realizacji tego parkingu bez wycinki. Z tego, co wiem, to są gotowe koncepcje, analizy, a pani ot tak sobie teoretyzuje…

      – Projekt zakłada po prostu usunięcie wszystkich drzew i budowę miejsc postojowych. Natomiast wykonanie dokładnej inwentaryzacji dendrologicznej i naniesienie wszystkich drzew na podkład geodezyjny umożliwiłoby uratowanie znacznej ich części. Te drzewa można by było bez trudu wkomponować w parking. No ale miasto woli oszczędzić tych kilkadziesiąt tysięcy złotych i nie zlecać inwentaryzacji, prościej jest wyrżnąć pół lasu. Dzięki temu można oszczędzić wykonawcy dodatkowej roboty. No i nie trzeba wydawać pieniędzy na zabezpieczanie pni i wytyczanie miejsc postojowych pomiędzy drzewami.

      – Czy pani jest urbanistą, przepraszam bardzo? – Przeworska spojrzała na Paulinę z nieukrywaną drwiną. – A może architektem krajobrazu? Nie? Dendrologiem może?

      Paulina policzyła w myślach do dziesięciu.

      – Przecież to oczywiste, że to nie moja wiedza – odpowiedziała Paulina spokojnie. – Konsultowałam te kwestie z architektem i projektantem zieleni. To nie są żadne bezpodstawne oskarżenia ani moje prywatne dywagacje.

      – Nieważne – odpowiedziała naczelna ze zniecierpliwieniem. – Jesteśmy gazetą informacyjną, a nie jakimiś „Faktami i mitami”, nie mamy za wszelką cenę szukać sensacji. Wydaje mi się, że pani problem polega na tym, że uznała się pani za dziennikarkę śledczą i z każdej zwykłej sprawy usiłuje pani zrobić sensację. Jeśli chcemy napisać o korkach, a pani nagle pisze o wycinaniu drzew, to coś chyba jest nie halo, prawda?

      Paulina słuchała tej przemowy z opuszczoną głową, bynajmniej nie z powodu skruchy, po prostu nie chciała, żeby naczelna zobaczyła błyski wściekłości w jej oczach. Podniosła wzrok.

      – Co jest nie halo? – spytała, siląc się na spokój.

      – Łączenie własnych poglądów z artykułem na temat zupełnie neutralnego problemu, jakim są korki na ulicach oczywiście.

      – Według pani ważniejszym problemem w kontekście tej budowy jest to, że ktoś pół godziny dłużej będzie trzymał dupę w klimatyzowanym wnętrzu swojego SUV-a niż to, że miasto zamierza wyciąć trzysta starych drzew?!

      Przez dłuższą chwilę mierzyły się wzrokiem. Przeworska westchnęła.

      – Pani Paulino – powiedziała, pochylając się nad laptopem. – Proponuję skończyć tę rozmowę. Proszę zostawić w tekście informację o wycince drzew, ale w takiej formie, żeby czytelnicy mogli sami wyrobić sobie zdanie na ten temat, a te dywagacje urbanistyczne proszę usunąć. Kolejna sprawa, którą mam do pani, to tekst na następny tydzień. Chciałabym, żeby poszedł w czwartek, najpóźniej ósmego sierpnia.

      Piotr starannie wyczyścił zdjęcie z dziwaczną grafiką, wyostrzył krawędzie wszystkich symboli, z każdej strony odciął niepotrzebne fragmenty fotografii, pozostawiając jedynie same znaki, i przyjrzał się krytycznie swojemu dziełu. Pomyślał, że teraz wreszcie można spróbować poszukać czegoś w necie. Zaczął od zwyczajnej wyszukiwarki obrazów Google. W efekcie po chwili na ekranie otworzyła się kolekcja obrazków z rozmaitymi znakami, od hieroglifów z jakichś stron archeologicznych począwszy, na schematach elektrycznych kończąc. Nic w zasadzie nie odpowiadało dokładnie znakom z grafiki, choć kilka obrazków nawet je przypominało. Na szóstej stronie zaczęły już pojawiać się rzeczy coraz mniej związane z motywem ze zdjęcia, połączone jedynie luźno czarno-białą kolorystyką lub prostym zestawieniem linii.

      Piotr ściągnął zdjęcie na pulpit i uruchomił wyszukiwarkę Bing. Rzekomo Microsoft wyszukiwał bardziej użyteczne informacje, opierając się na naturalnych i prostych analogiach. Miał także przyjaźniejszy mechanizm oglądania wyników, nie trzeba było otwierać kolejnych stron, a wyszukane zdjęcia pojawiały się w jednym ciągu, jak na Instagramie. Po chwili na ekranie ukazał się ciąg ilustracji.

      Piotr przewijał powoli ekran, patrząc na pojawiające się coraz to nowe grafiki i symbole. Zatrzymał się na moment na ciągu esów-floresów, które okazały się jakimś masońskim szyfrem templariuszy. Otworzył jeden z linków, a na boku przywołał kod, który dostał od Matiego.

      Zmodyfikowany szyfr masoński, którym posługiwał się Wolnomularski Zakon Rycerski, jak natychmiast doczytał w Wikipedii, różnił się od tradycyjnego tym, że litery szyfru wpisywane były nie w kratownicę, ale w krzyż maltański. Piotr przez chwilę kontemplował znaki ze swojego szyfru, ale nawet w dużym uproszczeniu nie miały one zbyt wiele wspólnego z tym, co widział na ekranie.

      Zniechęcony zamknął wyszukiwarkę i wpatrywał się w dwa rzędy tajemniczych kresek, usiłując znaleźć w nich jakąś regularność lub zasadę. Może to ciąg arytmetyczny, czy geometryczny albo coś w tym stylu? Dumanie nad szyfrem tak go СКАЧАТЬ