Długa noc w Paryżu. Dov Alfon
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Długa noc w Paryżu - Dov Alfon страница 18

Название: Długa noc w Paryżu

Автор: Dov Alfon

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 9788381431842

isbn:

СКАЧАТЬ od generała Rotelmanna. Ma pani zakaz współpracy z Zeevem Abadim.

      – Słucham?

      – Ma to pani w skrzynce mejlowej, oficjalny list. Zawiesił mianowanie Zeeva Abadiego, bo ogłoszenie nie zostało wypuszczone zgodnie z protokołem, więc na razie sekcja specjalna ma rozkaz wstrzymania się od współpracy z nowym szefem sekcji, dopóki nie dostaniemy od generała Rotelmanna informacji, że mianowanie Abadiego zostało zaakceptowane.

      – Żartujesz, prawda?

      – Nie. Jego adiutant nawet do mnie zadzwonił, żeby się upewnić, czy dostałam wiadomość. Mówił, że próbował się z panią skontaktować, ale pani nie odbierała. Wyjaśniłam, że wyłącza pani telefon podczas jazdy i że mnie też to doprowadza do szału, bo czasami mam dla pani pilną wiadomość, ale muszę czekać, aż zatrzyma się pani na stacji benzynowej albo coś.

      – Rachel?

      – Tak, dowódco?

      – Odczytujesz te wiadomości od najstarszej do najnowszej czy według stopnia nadawcy?

      – Już pani mówiłam, że to jedno i to samo.

      – Rachel, czy to znaczy, że trzecia wiadomość przyszła od kogoś wyżej niż szef wywiadu?

      – Tak. Piętnaście minut temu dostała pani mejla od wiceszefa Sztabu Obrony.

      – Słucham?

      – No. Napisał, że ma pani współpracować z naszym nowym srebrnym lisem i zignorować list generała Rotelmanna, bo to wiceszef Sztabu Obrony całego Cahalu zdecydował o zmianie dowództwa w sekcji specjalnej i wyznaczył Abadiego zgodnie ze standardowymi przepisami Sztabu Obrony czy czymś takim, dalej była cała szczegółowa lista uprawnień i przepisów. Krótko mówiąc, Abadi jest mianowany i zaczyna pracę. A przy okazji, generał Rotelmann też został skopiowany w mejlu, pewnie najadł się wstydu.

      – Najadł się wstydu – powtórzyła Oriana, bo w świetle najnowszych wydarzeń trudno było jej się skupić, a Rachel doskonale podsumowała sytuację.

      – Rozkaz przyszedł też w oficjalnym liście, miał nawet pieczęć zabezpieczającą. Naprawdę wysłali go z biura wiceszefa Sztabu Obrony. Ale to nie jego adiutant zadzwonił.

      – Nie?

      – Nie. On sam to zrobił. No, sekretarka go przełączyła.

      – Mówisz poważnie?

      – No. Wiceszef Sztabu Obrony, Noam Zeel we własnej osobie. Zapytał, kim jestem, a ja wyjaśniłam, że sierżantem na służbie w sekcji specjalnej jednostki osiem dwieście. Potem chciał wiedzieć, kiedy będzie pani w biurze, to powiedziałam, że właśnie wyszła pani z centrali i za niecałą godzinę pani przyjedzie, bo ma pani wideokonferencję. I jeszcze dowiadywał się, czy dostałam mejla, ja na to, że dostałam, a on, żebym go pani pokazała, kiedy tylko wejdzie pani do biura. No to ja do niego, że jasne, dowódco, może pan na mnie liczyć.

      – Rachel?

      – Tak, dowódco?

      – Rozmawiałaś z wiceszefem Sztabu Obrony Cahalu?

      – Nie do uwierzenia, co? Kto wie, co jeszcze dzień przyniesie!

      – Kto wie – zgodziła się rozkojarzona Oriana.

      Na ekranie pojawił się sygnał zabezpieczonego połączenia. To dzwonił pułkownik Zeev Abadi, nowy dowódca sekcji, mianowany, jak się okazało, w wyjątkowym trybie przez wiceszefa Sztabu Obrony, i ich nowy srebrny lis, jeśli wierzyć słowom Rachel. „Czy chcesz przyjąć połączenie?” – spytał komputer.

      Oriana pożałowała, że nie poprosiła o kawę. Wyprostowała się w fotelu, popatrzyła w obiektyw kamery i kliknęła TAK.

      Rozdział 22

      Rue Rabelais, na której znajdują się tylko cztery budynki, to jedna z najmniejszych uliczek w Paryżu. Jest położona w pobliżu Pól Elizejskich, w jednej z najdroższych okolic w Europie.

      – Pierwszy budynek, przy rue Rabelais jeden, był kiedyś własnością Gustave’a Eiffela – powiedział agent nieruchomości gościom, licząc, że rozpoznają to nazwisko, ale nie doczekał się reakcji. No dobrze, może to nie takie dziwne. – Eiffel mieszkał tu do śmierci, ale jak państwo widzą, oryginalna konstrukcja została zburzona, a na jej miejscu postawiono niezbyt interesujący biurowiec. Ale za to drugi budynek był jednym z hôtels particuliers, należących do baronessy Gerard – dodał, kładąc nacisk na słowa particuliers i „baronessa”. To też nie zrobiło wrażenia na gościach, więc pospiesznie sięgnął po imponujące szczegóły. – Jej wujem był sam François Gérard, oficjalny portrecista Napoleona i króla Ludwika XVIII. – Cisza już wytrącała agenta z równowagi, ale pospiesznie wypełnił próżnię kolejnymi informacjami. Ci ludzie płacili za każdą perłę historycznej wiedzy, jaką miał do zaoferowania.

      – Po śmierci baronessy jej córki odkryły, że zapisała im w spadku posiadłość, ale nic poza tym. Oczywiście sprzedały nieruchomość, a na jej miejscu stanął ten budynek. Ze względu na rozmiar jest teraz zapisany jako dwa, oznaczone numerami dwa i cztery. – Zero zainteresowania. Postanowił mimo to zakończyć swoim pièce de résistance. – Od tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku mieścił się tu arystokratyczny Le Jockey Club, jedna z wylęgarni dziewiętnastowiecznego antysemityzmu we Francji. A naprzeciwko, pod numerem trzecim, jak na ironię, znajduje się ambasada Izraela.

      Czyżby to wreszcie wzbudziło cień reakcji?

      Tracący resztki opanowania agent nie miał najmniejszego zamiaru dzielić się z klientami ostatnim szczegółem: właściciele przeszklonego biurowca, w którym właśnie się znajdowali, nie mógł za diabła znaleźć chętnych na wynajem tego miejsca, między innymi dlatego, że dostęp do ulicy dzień i noc blokowała ochrona izraelskiej ambasady. Z okna naprzeciwko roztaczał się doskonały widok na instytucję przysparzającą mu tyle kłopotów. Jego uwaga jednak skupiała się teraz na trzymanym w rękach kontrakcie. Musiał go uważnie przeanalizować.

      Nie mógł uwierzyć we własne szczęście.

      Najemcami byli przedstawiciele dużej sieci komórkowej z Hongkongu. Ze względu na wzrost liczby chińskich turystów w Paryżu musieli poprawić zakres działania sieci w stolicy Francji. Agent próbował zainteresować ich innymi lokalizacjami w ósmej dzielnicy, ale oni chcieli zacząć od biura przy rue Rabelais.

      W jego zawodzie od właściwego doboru stroju zależało niemal wszystko. Do pracy zawsze wkładał nierzucające się w oczy szare garnitury, by klienci nie czuli się ubrani gorzej od niego – choć były dopasowane na miarę przez doskonałego krawca. Z tymi ludźmi jednak nic nie ryzykował.

      Kobieta, może pod pięćdziesiątkę, miała na sobie kostium Chanel z kolekcji vintage. Nie mówiła po francusku; właściwie to w ogóle się nie odzywała. Nie zdjęła ogromnych okularów przeciwsłonecznych, nawet podając mu rękę na powitanie, a złote logo migotało do niego za każdym razem, kiedy kiwała głową.

      Mężczyźni byli młodsi. СКАЧАТЬ