Modernizm polski. Kazimierz Wyka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Modernizm polski - Kazimierz Wyka страница 25

Название: Modernizm polski

Автор: Kazimierz Wyka

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ głębiny264!

      Dla wyrażenia tych eschatologicznych pragnień czterokrotnie jawi się Dies Irae (Rydel, Żuławski, Leszczyński, Kasprowicz), Komornicka i Żuławski sięgają po motyw buntu Lucyfera, Perzyński pisze dekadencki Sąd ostateczny, pełen oczekiwania na „ten wielki, święty dzień, w którym Neron-Bóg spojrzy na pożar swej Romy265”. U Komornickiej, Żuławskiego i Perzyńskiego dobitnie widać, jakie są łączności tej eschatologii z dotychczas opisywanymi stanami. U Komornickiej jest to niemożliwość „kosmicznego użycia”, nasycenia wszelkich pożądań. Skoro pełnia użycia jest niemożliwa, poetka przybiera pozę zbuntowanego anioła:

      Dziś zrzucam z siebie łachmanną Ducha-Nędzarza powłokę!

      Świetliste skrzydła aniołów – w zniszczenia zmieniam pochodnie.

      Za włosy pochwycę ludzkość – w piekło ją z sobą powlokę!

      Niech zgrzyta! wiek mrze w płomieniach! Za nędzę swą! za swe zbrodnie!

      I wyjmę z ducha głębiny stężałą kroplę trucizny —

      Jak Kleopatra ją rzucę – jak perłę! w urnę Wszechświata!

      Wypełni Wszechświat – przeniknie w rdzeń serca, w żyły i w blizny

      I wtedy duch mój zatruty z Kosmosem strutym się zbrata266.

      Poeci bardziej świadomi, że przemawiają w imieniu ludzkości dręczonej bólem istnienia, przedstawicielstwo swoje wyrażali współczuciem Boga, rozumiejącego, skąd się narodziły te niesłychane bunty. W tych dekadenckich sądach ostatecznych Bóg jest sędzią dlatego sprawiedliwym, że smutnym. Gdy słucha skarg tłumów w cyklu sonetów Żuławskiego Dies Irae, mamy podejrzenie, że jest dobrze oczytany w Schopenhauerze i rozumie pretensje filozoficzne epoki, z jakimi zwraca się do niego rozjątrzony tłum z doliny Jozafata. W Sądzie Perzyńskiego Bóg na tronie sędziowskim zasiada „z piekącym bólem w łonie” i „smutny – przebacza najcięższe i najkrwawsze grzechy i z goryczą uśmiecha się do siebie nad sobą267”. Zupełnie tak samo zachowuje się Chrystus, wędrujący wśród nędz ludzkości, w poemacie Orkana Z tej smutnej ziemi, tak samo zna nieuleczalność tych nędz i swoją słabość, i współczucie:

      I czuje sercem, że tu na tej ziemi

      Nie ma spoczynku dlań – bo gdzie usiędzie,

      Wyjdą ku Niemu skargi, łzy i modły,

      I wszystkie krzywdy przypełzną pod nogi,

      I wszystkie płacze zejdą się wieczyste,

      I poczną wołać: „Oto nas zawiodły

      Jasne nadzieje; oto nas i Bogi

      Już opuściły… Chryste! ratuj, Chryste!…”

           A On, wołania te słysząc płaczliwe,

           Skonałby z żalu i osrebrzył lice,

           Spokojem martwych patrząc w nieszczęśliwe.

           Jako się patrzą lodowe księżyce268.

      Odwracają się przeto role. Sądzonym jest sędzia ostateczny, sędzią tłum. Ten pomysł zostaje szeroko rozbudowany przez Żuławskiego w cyklu Dies Irae i pomnożony o zgodę Boga na tego rodzaju sąd. Tłum przywodzi przed oblicze Boga wszystkie skargi na cierpienie i ból, powtarzane przez smutne pokolenie:

      Żeś nas stworzył, a stworzył słabe i ułomne,

      żeś nam kazał być w strachu i żyć w poniewierce,

      żeś ból stworzył, a dał nam współczujące serce,

      i brzemię ponad siły dla barków ogromne.

           Żeś nam szczęścia pragnienie w smętne włożył dusze,

           a rozkosz każdą przeklął, uciechy zakazał,

           żeś nas w grzechu opuścił, żądzami nas zmazał,

           a sumienie nam dając, wydał na katusze —

      z wszystkiego tego „Panie, zdaj nam sprawę”. Na te słowa groza zdejmuje aniołów i cherubów, sam Stwórca płonie gniewem, ale kiedy biała postać Chrystusa („boleść wieków niezmierna w jej obliczu pała”) z niemym wyrzutem składa przy tronie sędziowskim swój krzyż: – „Bóg opuścił rękę269”.

      Poeta ucieka się więc do obrazu Sądu Ostatecznego, by bezmiarem bólu przytłoczyć Boga i ukazać, że na takie odczucie cierpienia, jakie znali moderniści, nawet Bóg nie posiada rzekomo żadnego lekarstwa. Poprzez marzenia eschatologiczne wracamy do punktu wyjścia: te marzenia miały być leczeniem modernistycznego bólu. Tymczasem zainscenizowane Sądy Ostateczne, smutek i rezygnacja Boga dowodzą, że ten ból jest potężny aż do nieuleczalności. Eschatologiczne koło zamyka się, zgoda Boga na te stany jest ze stanowiska modernizmu koniecznością270.

      Na tym tle zrozumiały się staje zaród Hymnów Kasprowicza, to, że pierwszym z nich jest Dies Irae. Potężna wizja poety związana jest ściśle z nastrojami pokolenia. Kasprowicz powtarza w Dies Irae argumentację występującą u Żuławskiego271, iż ludzkość nie jest winna swoim cierpieniom, tak ogromnym, że Bóg powinien wraz z nią zapłakać i zawstydzić się:

      A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili,

      odziany potępienia podartą żałobą,

      kawałem kiru, zdjętym z mar Twojego świata,

      wił się i czołgał przed Tobą,

      i martwym, osłupiałym z przerażenia okiem

      strasznego Sądu wyławiał płomienne,

      świat druzgocące rozkazy?

      —–

      Sądź, Sprawiedliwy!

      Krusz światów posady,

      rozżegnij wielki pożar w tlejącej iskierce,

      na popiół spal Adama oszukane serce

      i płacz!

      Z nim razem płacz, kamienny, lodowaty Boże272!

      Te dwa przekonania pozwalają odtworzyć związki struktury uczuciowo-etycznej tego hymnu z duchowością modernizmu. Jest tak: Bóg to sprawca zła i grzechu człowieka. Bóg stworzył człowieka skazanego na cierpienie, podobnie więc jak występki ludzkie są poniekąd grzechem Boga („Przede mną przepaść zrodzona przez winę, przez grzech Twój, Boże!”), który go stworzył ułomnym, tak i cierpienia, nędze bytu powinny sięgać aż do Boga, bo on jest winowajcą pośrednim tych cierpień. Kasprowicz do ostatecznej granicy doprowadził rozwój dwóch uczuć: przekonanie natury wierzącej, że Bóg jest stwórcą wszystkiego, co istnieje, i równolegle z nim biegnące, szczególnie dotkliwe u Kasprowicza, przeświadczenie całej generacji, iż życie człowieka jest pasmem nieustannego bólu. Skoro nie zrezygnował w niczym ani z pierwszego, ani z drugiego przekonania, skoro nie wystarczyły mu dalej półśrodki zastosowane przez innych poetów, znalazł się w położeniu bez wyjścia. Bóg sprawcą świata, w którym na ból i zło nie ma lekarstwa. Z pomocą przyszła poecie eschatologia pokolenia. Z wspólnych odczuć zaczerpnął przeświadczenie, że jedynie burzycielska wizja rozwiąże СКАЧАТЬ



<p>264</p>

Jak czarna lecę błyskawica (…) w głębiny! – T. Miciński, W mroku gwiazd, s. 51. [przypis autorski]

<p>265</p>

ten wielki, święty dzień, w którym Neron-Bóg spojrzy na pożar swej Romy – W. Perzyński, Poezje, wyd. II, Warszawa 1923, s. 53. [przypis autorski]

<p>266</p>

Dziś zrzucam z siebie łachmanną Ducha-Nędzarza powłokę! (…) I wtedy duch mój zatruty z Kosmosem strutym się zbrata – M. Komornicka, Bunt Anioła, „Życie” 1897, nr 7. [przypis autorski]

<p>267</p>

W Sądzie Perzyńskiego Bóg (…) z goryczą uśmiecha się do siebie nad sobą – W. Perzyński, Poezje, wyd. II, Warszawa 1923. [przypis autorski]

<p>268</p>

I czuje sercem, że tu na tej ziemi (…) Jako się patrzą lodowe księżyce – W. Orkan, Z tej smutnej ziemi, Lwów 1902, s. 107. [przypis autorski]

<p>269</p>

Żeś nas stworzył, a stworzył słabe i ułomne (…) Bóg opuścił rękę – J. Żuławski, Dies Irae, „Życie” 1898, nr 44. [przypis autorski]

<p>270</p>

Eschatologiczne koło zamyka się, zgoda Boga na te stany jest ze stanowiska modernizmu koniecznością (…) – siła tego wmówienia była tak wielka, że nawet poczciwy Rydel (pierwszy ze wszystkich rówieśników!) popełnił straszliwe misterium Dies Irae (pierwodruk „Przegląd Polski” 1893, t. 109, s. 75–92), które redakcja tego pisma podawała czytelnikom z całą powagą jako wprawdzie „fałszywy, nie oparty na zdrowych pojęciach i istotnych warunkach poezji” – niemniej jednak „zajmujący i podług nas niezwykły objaw tego nowego w literaturze kierunku”. Na prawach curiosum warto streścić to misterium. Pozbierał Rydel wszystkie możliwe symbole grozy i okropności. Nadmorski brzeg, wśród dymu pożarów pełen ludzi zrozpaczonych po trzęsieniu ziemi, które wyniszczyło wszystko, co ludzie zbudowali. Głód, nędza, rany. Przechodzi procesja z papieżem na czele, śpiewając Dies Irae. Wśród grzmotów hostia z monstrancji ucieka w niebo: Chrystus opuścił świat. Ktoś upija się absyntem, robotnik z kobietą w sukni balowej powiadają „użyjemy, a po tym śmierć”, filozof powtarza – nirwana, nirwana. Zjawiają się Lewiatan, Antychryst, Astarte („Zdrowaś Astarte, pożądliwości pełna”), Judasz, Eliasz. Kain zabija Eliasza, Judasz papieża, wody zmieniają się w krew, czas ustaje, przelatują wojska duchów, umarli zmartwychwstają, zjawia się Bóg w formie przerażającej jasności – tymczasem Matka Boska szatą utkaną z łez przesłania rodzaj ludzki i modli się do Syna o zmiłowanie. „Głos z góry” odpowiada: „Jam jest Sprawiedliwość i Miłosierdzie”. Zaiste, to eschatologiczne muzeum okropności było naprawdę niezwykłe! [przypis autorski]

<p>271</p>

Kasprowicz powtarza w Dies Irae argumentację występującą u Żuławskiego – to podobieństwo zauważył również Surówka w pracy Charakterystyka „Hymnów” Kasprowicza, Warszawa 1935, s. 87, niesłusznie uznając je za „przypadkową zbieżność ideowo-formalną”, chodzi tu bowiem, jak zobaczymy, o jedną z najciekawszych stron religijności, a raczej jej braku u modernistów. [przypis autorski]

<p>272</p>

A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili (…) Z nim razem płacz, kamienny, lodowaty Boże! – J. Kasprowicz, Dzieła, IX, s. 72, 74 (Dies Irae). [przypis autorski]