Название: Sybirpunk – tom 2
Автор: Michał Gołkowski
Издательство: PDW
Жанр: Историческая фантастика
isbn: 9788379645879
isbn:
– Saszka, gapisz się – rzuciła z uśmiechem, nie patrząc na mnie.
– Zgadza się.
Pokręciliśmy się po foyer, kupiłem nam po kieliszku szampana. Przyznaję, że spoglądałem w każde lustro tylko po to, żeby móc zobaczyć ją w całości.
– Poczekaj, ustawmy się – zarządziła. – Ty nieco bokiem, jedna noga na wykroku, o tak... Wyprostuj się, głowa wysoko! Widzisz, od razu lepiej.
Stanęła obok, objęła mnie i wsparła głowę na ramieniu. Wysunęła nogę w bok tak, że rozcięcie otworzyło się aż powyżej uda.
– Jesteś piękna. – Uśmiechnąłem się.
– I nie mam bielizny.
– ...co?
– Chodź, pora już iść, znajdziemy miejsca.
Puściłem ją przodem, próbując zachować spójność myślenia. Zerknąłem na zegarek: okej, pierwszy akt, czy jak to się nazywa, mogłem zostać na spokojnie. A potem... potem będę musiał się zebrać.
Zeszliśmy na dół, android pokazał nam kierunek, przepchnęliśmy się do foteli. Po lewej i prawej, przede mną i za mną było pełno ludzi ubranych tak porządnie, że aż mi się dziwnie zrobiło. Nieswojo tak. W końcu to nie mój świat...
Ale dla niej mógłbym się tego nauczyć.
– Olga, czy ty nie mówiłaś, że zakładasz dziś coś... innego? – nachyliłem się i szepnąłem jej do ucha. Skinęła głową, nadal nie patrząc na mnie, a ja po raz kolejny zachwyciłem się profilem jej noska.
– Mhm. Ale zdecydowałam, że tamto wzbogacę o kilka innych fajnych dodatków z tej samej linii. Podobało ci się przecież?
– Jasne!
– No więc kupiłam cały zestaw, ale zostawiłam go na drugą część wieczoru.
Uśmiech spłynął mi z twarzy.
– Olʹg, ja przecież...
– Ćśś, zaczyna się.
Holokurtyna straciła wyrazistość i rozwiała się, światła przygasły, ludzie zaczęli bić brawo. Poprawiłem się w fotelu, splotłem dłonie na brzuchu.
To powinno być naprawdę interesujące, ubogacające duchowo doświadczenie.
Po kwadransie poczułem, że przysypiam.
Nie to, że było to nudne. Bynajmniej. Na scenę wychodzili poprzebierani aktorzy, zmieniały się dekoracje, było nawet trochę efektów specjalnych, no ale... Ale wszystko było śpiewane! I to głosami takimi, że nijak nie można było odróżnić nie tylko słów, ale nawet języka.
Może powinienem przeczytać załączone do biletów materiały? – mignęła mi myśl.
Żeby nie zasnąć, zacząłem wbijać sobie paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni – prawej w lewą, lewej w prawą, potem zaciskać pięści, lewą, następnie prawą.
Niestety, popełniłem tutaj pewien błąd logiczny, bo moja proteza przecież nie miała czucia, więc na tym ostatnim urwał mi się film.
Obudziły mnie oklaski, więc też zacząłem klaskać.
Zerknąłem z ukosa na Olgę: dziewczyna właśnie ocierała łzę z policzka. Oho, więc musiało być coś ładnego.
– Piękne! – szepnąłem jej na ucho.
– Podoba ci się? Och, Saszka, tak się cieszę... Naprawdę?
– No pewnie! Normalnie odleciałem pod koniec teraz...
– Tak, aria Vladimira! Cudo, niesamowite!
Oklaski ucichły, kolejny aktor zaczął śpiewać swój kawałek. Ująłem dłoń Olgi, ona zacisnęła palce. Ała, miała krzepę w ręku, nie ma co...
To powinno mi pomóc nie zasnąć.
Nie pomogło.
Kiedy obudziłem się trzeci raz, pomyślałem: dość.
Wywołałem soczewkę bojową, odszukałem dawno nieużywaną opcję, ustawiłem wartość na koma zero zero jeden procent i zatwierdziłem polecenie, które od razu popłynęło do zbiorniczka w prawej ręce.
W moje żyły zaczęła sączyć się czyściutka syntadrenalina.
Świat nagle nabrał wyrazistości konturów, w barwach jak gdyby ktoś podkręcił kontrast i wysycenie. Dźwięki uderzyły mnie całą gamą, a ja słyszałem, czułem każdą osobną nutkę! Nagle do tej pory jednolita ściana muzyki rozszczepiła się na poszczególne cegiełki syntezatorów, mikserów i bardziej tradycyjnych instrumentów.
Aż podniosłem się w fotelu i przymknąłem oczy, gdy głos śpiewaczki napłynął falą, otulił mnie i pogrążył w sobie niczym w ciepłym, przejrzystym morzu.
Płynąłem, unosiłem się zawieszony wśród pływów melodii.
Kiedy utwór dobiegł końca i ludzie zaczęli bić brawo, zerwałem się i zacząłem klaskać tak, że typ dwa rzędy przed nami aż się obrócił, wyszukując wzrokiem, kto tak mocno wyraża swój zachwyt.
– Brawo! – krzyknąłem, a potem zagwizdałem na palcach. – Brawooo...!
– No już, już, Saszka, nie popisuj się.
Spojrzałem na Olgę, nie rozumiejąc. Ludzie zbierali się ze swoich miejsc, kurtyna znów zasłoniła scenę: przerwa pomiędzy dwoma aktami.
– Ej, ale mi się naprawdę...
– Nie wciskaj mi kitu, szary wilku, bo to poniżej twojego poziomu. Przecież wiem, że zaraz sobie pójdziesz i mnie tu zostawisz, więc starasz się nadrobić na zapas.
Potrząsnąłem głową, przewróciłem oczami.
– Olga, naprawdę, naprawdę mi się podobało. Nie okłamuję cię, słyszysz? Nie okłamałem do tej pory i nie okłamię.
Coś się zmieniło w jej twarzy. Rysy pozostały niezmiennie gładkie i delikatne, uśmiech nawet nie drgnął... Ale zimna stal w oczach nagle zamieniła się w coś bardzo puchatego, miękkiego i różowego.
– Saszka, ale... ale dlaczego? – Rozłożyła ręce.
– Bo nie, bo tak sobie postanowiłem. Bo muszę mieć kogoś, СКАЧАТЬ