Sybirpunk – tom 2. Michał Gołkowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sybirpunk – tom 2 - Michał Gołkowski страница 14

Название: Sybirpunk – tom 2

Автор: Michał Gołkowski

Издательство: PDW

Жанр: Историческая фантастика

Серия:

isbn: 9788379645879

isbn:

СКАЧАТЬ grawiloty odleciały, migające błękitem lampy zniknęły pomiędzy blokami. Sąsiedzi bliżsi i dalsi rozeszli się po swoich mieszkaniach.

      Na miejscu został tylko cieć, twardo zamiatający rozsypane wszędzie szkło dowszczepianymi na barkach robokończynami.

      Wreszcie, dobrych kilka godzin po pierwszym podejściu, wdrapałem się na swoje piętro. Popatrzyłem na czarny, wypalony ślad, który został po wycieraczce. Na osmalony, podziurawiony sufit, w którym nadal tkwiło kilka ostrych niczym żyletki loftek. Na drzwi posiekane idealnie równym, węższym u dołu i rozszerzającym się ku górze wachlarzem.

      – Kusto, właź. No właź, mówię. – Popchnąłem kolanem kundla, potem sam władowałem się do środka, zamknąłem i zaryglowałem na wszystkie spusty.

      Technicy od Kojota stwierdzili, że ładunek raczej nie miał być śmiertelny. Czy urwałoby mi nogę? Niewykluczone. Zamieniło w kalekę? Tak, chociaż pewnie nie do końca życia. W każdym razie nie przy dzisiejszym poziomie medycyny.

      Poza tym, gdyby chcieli mnie zabić, to tamten typ w czerwonej czapce po prostu by mi strzelił w plecy. A to miało być ostrzeżenie: nie fikaj, typie, bo wiemy, gdzie mieszkasz.

      – Akułow – warknąłem pod nosem.

      Komunikator migał nieodebranymi połączeniami, ale nie miałem teraz siły oddzwaniać. Wyświetliłem tylko wiadomość od Kulasa: „Chudy, to grubszy temat. Wpadnij do mnie, pogadamy”. Tyle to już sam wiedziałem.

      Ech. Miałem nadzieję, że po tym, jak poszczułem FSB na ludzi braci Zarnickich, tamci dwaj się odczepią. Zresztą chwilowo wyszedłem z handlu nielegalną syntą – po pierwsze dlatego, że sam produkowałem teraz legalną; po drugie, po aresztowaniu Cesarza i tak nie miałem z kim handlować, bo Walera i Wołk raczej nie życzyli mi dobrze.

      No właśnie, Walera. Gdzie ona była podczas strzelaniny na Zaporze? Bo Wołk obok mnie, w pierwszej linii, a ona? Ktoś musiał przecież podkablować psiarni, że tam będziemy...

      Nieważne, a w każdym razie nie teraz.

      Byłem nieludzko zmęczony, niewyspany, obolały i głodny. Dzień już się zaczął, ja miałem do załatwienia kilka spraw, trzeba było niedługo pojechać na zakład, więc... więc po prostu walnąłem się na kanapę, przykryłem kocem i zasnąłem.

      Obudził mnie dzwonek komunikatora. Oczywiście dzwonił kto? No kto? Tak jest, Daniłow.

      – Towarzyszudowódco... – wymamrotałem, usiłując podnieść się do pionu.

      Oligarcha wyglądał na radosnego i świeżutkiego. Zresztą też bym tak wyglądał, leżąc sobie gołą dupą do góry na stole do masażu, z pochylającymi się nade mną dwiema młodziutkimi, skośnymi dziewczynami o dłoniach aż lśniących od oliwki.

      – He, he, pobudka, towarzyszu kapitanie! – zapiał Daniłow, mrużąc te swoje półburiackie, wąskie oczka. – Nie ma co spać, kolejny dzień czeka, żeby go zdobyć i powiesić na ścianie! Co to za lenistwo do południa?!

      – Skończyłem zmianę o czwartej... A jest... – Zerknąłem na godzinę. – O cholera.

      – Nooo, dobrzeście to ujęli, towarzyszu kapitanie! Ja wam już spotkanie umówiłem w ministerstwie, czekają tam na was. No już, migiem rozgrzewka, zdrowe śniadanie, prysznic i biegiem! Adres i namiary człowieka wam zrzucam tekstem, nie każcie na siebie czekać!

      – Ale ja...

      – Za ojczyznę, za Stalina, bez odbioru!

      Rozłączył się. Po chwili zegarek zawibrował, otworzyłem ostatnie powiadomienie: no tak, adres w samym centrum, nazwisko, imię, otczestwo, link do połączenia. Ech, trzeba będzie się ruszyć.

      Siadłem na klopie, przejrzałem i posortowałem całą resztę połączeń oraz wiadomości. To z zakładu, to od szefa zaopatrzenia, to od Mykoły, to od Kulasa, znów z Baryszewa... Kilkanaście nieodebranych, bo zawczasu wyciszonych połączeń z sekretariatu.

      Opa, a to było coś ciekawego. Krótkie, z oficjalnego adresu jednej z kancelarii prawnych, które pojawiały się u nas z pogróżkami, że komuś coś niby zabraliśmy. Wysłane dosłownie minutę po tym, jak pod moją wycieraczką pieprznął ładunek wybuchowy.

      – „Pan Akułow przesyła pozdrowienia i zaprasza do stołu negocjacyjnego” – przeczytałem krótką wiadomość.

      No dobra, czyli wszystko nabierało jasności. Firma, w której imieniu do nas pisano, bracia Zarniccy, cała reszta – wszystko wiązało się z tym nazwiskiem.

      Pousuwałem jakiś spam, reklamy, zaproszenie na przegląd techniczny samochodu, mailing sklepów z erotyczną bielizną, oferty środków na potencję... Zasrane reklamy kontekstowe, wystarczy czegoś w Strumieniu raz poszukać i od razu czują słabość!

      Myjąc zęby lewą ręką i goląc się prawą, wszedłem pod prysznic. Nadal czułem, jak coś się we mnie trzęsie w środku, w uszach miałem huk detonacji i rezonujący echem głos człowieka w czerwonej czapeczce.

      Zamrugałem, odłożyłem maszynkę na półkę i wyplułem pastę. Wyłączyłem wodę.

      – „Pan Akułow przesyła pozdrowienia” – powtórzyłem słowa posłańca spod klatki.

      Ja znałem ten głos, teraz byłem więcej niż pewien. Może nie to, że głos nawet, ale sposób mówienia, pracy oddechem, nie wiem! Wydawał mi się znajomy, mimo że nie byłem w stanie umiejscowić go w czasie ani przestrzeni. Na pewno kojarzył się z czymś traumatycznym, z jakimś otarciem się o śmierć.

      Takim jak wtedy, gdy mnie otruli w lobby Ojczyzny.

      O cholera jasna. Tamten typ, co mi dolał coś do drinka, miał okulary. Ten był w przeciwsłonecznych. Jak gdyby czuł, że oczy są jedynym, co może go zdradzić. I ta czerwona czapka, żeby odciągnąć uwagę od twarzy.

      Głos się nieco różnił tembrem i odcieniem, jak gdyby przepuszczony przez wbudowany w krtań modulator. Natomiast wzrost, budowa ciała, nawet ruchy – większość była ta sama.

      Nie no, nie, nie. Niemożliwe.

      No dobra, nie niemożliwe, ale na pewno mało prawdopodobne. Że niby co, ten sam człowiek? Przecież włosy, rysy twarzy, wiek się nie zgadzał! Nie można...

      Saszka, halo, tu Ziemia, pomyślałem. Przypomnij sobie, staruszku, w którym roku żyjesz i co jest możliwe. Naprawdę posrani ludzie zmieniali płeć jak rękawiczki, odmładzali się i postarzali, robili sobie światłoczułe panele pod skórą... Co za problem, żeby zamontować sobie elektrycznie stymulowane obwody w twarzy, żeby modyfikować wygląd?

      Niby możliwe. Głupie, obłąkane, ale w pełni możliwe. Tylko że co, wtedy wychodziłoby na to, że po raz drugi natykałem się na tego samego, ahem, wykonawcę?

      No tak, to częściowo tłumaczyłoby tamten epizod – chcieli mnie stuknąć przez wzgląd na syntadrenalinę, a sprawa Valenty była jedynie pretekstem. Nie pasował tylko СКАЧАТЬ