Marysieńka Sobieska. Tadeusz Boy-Żeleński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Marysieńka Sobieska - Tadeusz Boy-Żeleński страница 13

Название: Marysieńka Sobieska

Автор: Tadeusz Boy-Żeleński

Издательство: Public Domain

Жанр: Мифы. Легенды. Эпос

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ ująć w swe ręce. Co więcej, sam pan, zamiast wesprzeć powagą swoją pretensje żony, częściej będzie cichym poplecznikiem opozycji.

      Nie było jeszcze w Polsce znane pojęcie „kobiety niezrozumianej”; ale to pewna, że jeżeli kto mógłby sobie rościć prawa do tego tytułu, to pani wojewodzina. Oblubieniec sprawił zawód i jej, i jej protektorce. Dzielny żołnierz, ale bez większych talentów, jako głowa był raczej zerem. Wesoły kompan, hojny, rozrzutny nawet, niedbały, kochający się w grubym zbytku, popularny, ordynarny, klnący rubasznie, pijak, podagryk – niestety i coś więcej – nie był pan Jan Zamoyski miłym towarzyszem dla wykwintnej kobiety. Praktyczną Francuzkę drażniło jego marnotrawstwo; pannie chowanej na dworze przykry był dom pełen pijatyk i hałasu. Dzieci też nie miały jej dać pociechy; niewydarzone, marły w wieku niemowlęcym. Zamość obrzydł jej niebawem; gdy mogła, pomykała do Warszawy, gdzie zawsze była mile widziana na dworze.

      Bo nawet gdy nie dokuczają drobne kłopoty gospodarskie, w Zamościu jest dość nudno. Grywa się w karty, w ciuciubabkę i w inne zabawy, podczas gdy pan domu zabawia się w swojej kompanii dzbanem; od biedy urządza się szarady i maskarady. Niebawem nastręcza się pani Zamoyskiej w tych wiejskich nudach rozrywka, która z czasem staje się czymś więcej niż rozrywką.

      Wspomnieliśmy już, że nie dalej niż o kilka mil od Zamościa znajdował się jeden z majątków młodego chorążego koronnego, Jana Sobieskiego: Pielaszkowice albo Pieleskowice. Sobieski, którego z Zamoyskim, zaledwie o parę lat starszym od niego, łączyła dawna zażyłość, zaglądał tam coraz chętniej; stąd oczywiście sąsiedzkie stosunki, drobne przysługi, z tych znowuż – korespondencja. Sobieski pisał po polsku, z lekka makaronizując francuszczyzną, pani Zamoyska pisała po francusku, dość często mieszając słowa polskie i zwroty. Ale z tej pierwszej fazy korespondencji zachowały się jedynie listy Marysieńki.

      Pierwszy list, jaki znamy (przypuszczalnie z r. 1659), daje ton ówczesnego stosunku dwojga młodych. Nie, to nie jest ton dramatu miłosnego; nie dźwięczą tu żadne echa jakiejś przeszłości; to raczej na wpół przyjacielski i wesoły flirt, coraz bardziej nabrzmiewający przyszłymi możliwościami. Sam rozmiar tego listu – kilkanaście ćwiartek pisma, a jeszcze brakuje końca – świadczy, jak skuteczną ta korespondencja jest ucieczką od wiejskich nudów. Jest tam o wszystkim po trosze: o tym że Moskale zapuszczają się często niemal pod Lublin; że mieszkańcy Lublina chronią się do Zamościa; i wpół ironiczna kondolencja z powodu tego, że Jaworów – jedna z rezydencyj Sobieskiego – spłonął, a w nim jakoby łaźnia wraz z Czerkieskami (votre62 lasznia avec plusieurs63 Czerkieski), które się tam schroniły z Ukrainy wiedząc, że Sobieski lubi być protektorem płci słabej, „a to nie byle co, taka reputacja”! Te przyjacielskie sekatury64 kończą się ruskim cytatem: „Niech pan uważa, żeby panu nie śpiewano jeszcze raz: Czy ja toby nie mówiła, ne bery Wołoszki… (Wołoszki czy Czerkieski miały reputację osób ładnych, ale niespokojnych, burzliwych, a także niebezpiecznych dla zdrowia: aluzja byłaby w ustach młodej mężatki dość śmiała!) Potem, wciąż w lekkim tonie, zagaduje pani Zamoyska Sobieskiego o panią podkanclerzynę (Leszczyńską) i dopytuje się go, czy się żeni i kiedy. Rada by, aby się ożenił prędko; to będzie miło mieć tak ładną sąsiadkę! Żałuje, że nie mogłaby być na ślubie, ale za to sama się zaprasza na „przenoszyny”. Mimochodem dość żywa wymówka; gdzie on miał głowę, aby sprzedawać posiadłość, jaką miał tuż koło Zamościa; „to była zawsze siedziba pańskiego ojca” – dodaje Marysieńka, nagle patriarchalna. Niech się koniecznie stara, aby to jakoś odrobić! Potem następuje zawiła historia pieska, którego chciano otruć na złość jej i to jakoby z poduszczenia jej męża; ot, małe niedole pożycia małżeńskiego… „Piszę panu o tych drobiazgach, bo pan sobie tego życzy” – dodaje Marysieńka. Potem prośba o poszukanie obrusów holenderskich i koronek i zlecenie, aby doręczył królowej garnitur szmaragdów, przeznaczony dla jubilera; ale niech dobrze uważa na liczbę kamieni, bo panny dworskie lubią zwędzić jakiś kamyczek…

      W drugim z kolei liście, jaki znamy, czuć rosnącą konfidencję, już jakby poczucie wspólnoty. „Niech mi pan doniesie co królowa panu pisze, a ja panu napiszę to co mnie pisze; ale przypuszczam, że to samo: o cesarzu, o elektorze, o carze Moskwy”. Dołącza pani Zamoyska nowiny paryskie i francuskie gazety.

      W inny list (1660) miesza się trochę rycerskiej kokieterii: siodło jest niezłe, młoda pani jeździ co dzień konno i strzela czy też fechtuje się: chciałaby znaleźć takiego, co by jej stanął w pojedynku!

      Tuż potem wymowniejszy szczegół: giermek Sobieskiego przywiózł dla niego dość duży pakiet; nie zastawszy swego pana (zapewne w Warszawie), oddał pakiet pani Zamoyskiej, z czego jest bardzo rada: listy spaliła. Dowodzi to niewątpliwie daleko już posuniętej zażyłości. Dalej łaje pani Zamoyska Sobieskiego za jakieś zaniedbanie; ale nie rości sobie – pisze – więcej praw do jego względów niż wszelka inna spośród dam, dla których znany jest z uprzejmości…

      Ten ciągły system drażnienia, przypiekania, charakterystyczny jest dla Marysieńki i będzie doprowadzał Sobieskiego do rozpaczy jeszcze w czasie wyprawy wiedeńskiej. Ale skutkuje zawsze.

      Zresztą trzeba zaznaczyć, że ponawiane aluzje do małżeńskich planów Sobieskiego nie były całkiem bezpodstawne. Była na horyzoncie i owa pani podkanclerzyna Leszczyńska, Radziwiłłówna z domu, młoda i piękna wdowa; były i inne kombinacje. Pod koniec r. 1660 Caillet, przybyły do Warszawy jako agent Kondeusza, donosi swemu panu:

      Królowa powiedziała mi, że pan Sobieski, wielki chorąży koronny, młody, bogaty i z wielkiego domu, bardzo by pragnął zaślubić jakąś Francuzkę, krewną Waszej Wysokości. Królowa pytała się mnie, czy nie znam takiej, i dodała, że nie chodzi o to czy ma majątek i czy jest ładna…

      Trochę styl drobnych ogłoszeń: „wiek i uroda obojętne”.

      Znaleziono w klasztorze we Francji taką ubogą kuzynkę książęcą i na gwałt kazano malować jej portret, aby go przesłać do Warszawy. Ale niebawem Caillet doniósł, że rzecz jest nieaktualna, bo pan Sobieski kocha się jakoby w podkanclerzynie Leszczyńskiej. Marysieńka dobrze zwietrzyła rywalkę: ujrzymy niebawem, do jakich heroicznych ucieknie się środków, aby się zabezpieczyć przed tego rodzaju możliwościami. Nie wie jeszcze, co z tym swoim kawalerem zrobi, ale to wie, że jest jej, prawem zdobyczy, i że nie ma go ochoty nikomu odstąpić.

      Czas jest wciąż wojenny. Kamieniec, Zamość spustoszone. Sobieski przeważnie jest w polu. W marcu 1660 r. dostał regiment piechoty cudzoziemskiego zaciągu; pisze się pułkownikiem Króla Imci. Potem, z hetmanami Potockim i Lubomirskim, ciągnie na Ukrainę i walczy skutecznie pod Cudnowem (7 październik 1660). Na tę wyprawę, sądząc z dat listów, posyła mu pani Zamoyska szkaplerz i złoty krzyżyk „z piękną relikwią, aby, w razie gdyby go zabito, znaleziono przy nim znak chrześcijanina”. Niechaj ceni ten dar nie dla ofiarodawczyni, ale dla relikwii: wie, że on nie dba o jej łaski, ale też to jest rzecz, którą by zrobiła dla każdego.

      Naraz – dość niespodzianie – z innego tonu: ma do niego żal, że w ostatnim liście żądał czegoś, czego ona nie może mu użyczyć bez obrazy i co on sam osądziłby surowo. Błaga go, aby jej nie stawiał takich żądań, których ona nie może wysłuchać, a których przykro jej jest odmówić. Dosyć go traktuje jako swoje dziecko – pisze ta 19-letnia kobieta do 31-letniego mężczyzny – skoro mu daje swój ulubiony szkaplerz. Adieu, vivons contants dedans la vertu – żyjmy zadowoleni w cnocie.

      Potem znów drobne wiadomostki: uzyskała u pana męża pozwolenie, СКАЧАТЬ



<p>62</p>

votre (fr.) – wasza, pańska. [przypis edytorski]

<p>63</p>

avec plusieurs (fr.) – z kilkoma. [przypis edytorski]

<p>64</p>

sekatura – dokuczanie, łajanie. [przypis edytorski]