Zjawa. Max Czornyj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zjawa - Max Czornyj страница 5

Название: Zjawa

Автор: Max Czornyj

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-8195-173-9

isbn:

СКАЧАТЬ uspokoił. Haler pochyliła się i pogładziła jego dłoń. Przez ostatnie miesiące zżyła się z komisarzem jak z bratem. Albo raczej – jak z ojcem. W końcu Deryło był od niej starszy o blisko dwie dekady. W jej uczuciu do niego nie było nawet cienia napięcia seksualnego, a jedynie czysta, głęboka zażyłość. Zrozumienie bez słów – choć w obecnej sytuacji to sformułowanie zakrawało na ponury żart.

      Wydawało się jej nieprawdopodobne, że poznali się niespełna rok wcześniej. Tamara przeniosła się do Lublina z Krakowa, by odciąć się od porażek z przeszłości. Trafiła do zespołu legendarnego komisarza Deryły, który sprawił, że szybko zadomowiła się w nowym mieście. Stał się nie tylko jej przełożonym i zawodowym partnerem, lecz także mentorem i duchowym przewodnikiem. Przez rok zdążył ocalić jej życie, a także na jej oczach poświęcić swoje w imię roty policyjnego ślubowania.

      Deryło od ponad tygodnia przebywał w śpiączce. Uwięziony w chłodni przez sadystycznego psychopatę, okrył niemal całym swoim ubraniem ranną kobietę. Choć ją udało się uratować, on doznał głębokiego wychłodzenia organizmu. Przez jakiś czas jego funkcje życiowe przełączyły się w stan zawieszenia. Ciało czerpało ciepło z najgłębszych zakamarków i z najważniejszych organów. Nikt nie był w stanie przewidzieć, czy i kiedy się wybudzi. Poza tym nieznany był stopień uszkodzeń, które wychłodzenie poczyniło w jego mózgu.

      Haler czekała, aż z sali wyjdzie pielęgniarz. Wynajęli go rodzice Deryły, swego czasu zajmował się jego bratem. To była wystarczająca referencja, by zdobyć jej zaufanie, większe niż stały personel kliniki. Teraz mężczyzna poprawił kroplówkę i odszedł bez słowa. Był zaskakująco dyskretny.

      – Brzeski kazał cię wyściskać – odezwała się podkomisarz, spoglądając w nieruchomą twarz przełożonego. – Miał dzisiaj przyjść, ale jego żona ściągnęła go do domu pod pretekstem romantycznej kolacji. Dobrze wiesz, jaki mają klimat… Zresztą od niej też miałam przekazać uściski. Jak i od całego wydziału. Posterunkowa Gestapo zagroziła, że jeżeli do piątku się nie obudzisz, przyjdzie i da ci takiego kopa w dupę, że natychmiast wstaniesz.

      Posterunkowa Gestapo, czyli Nowak, słynęła z dosadnego języka i żołnierskiej postawy. Na myśl o jej słowach Tamara smutno się uśmiechnęła.

      – Powiedziała też, że jeśli będziesz stawiał opór, pojawi się tu z bronią.

      Głos jej zadrżał. Zamilkła i przeniosła wzrok z twarzy Deryły na żółtą ścianę. Wisiał na niej kiczowaty obraz przedstawiający galeon walczący ze sztormem. Wielkie fale przelewały się przez pokład, a jeden z masztów był w połowie złamany. Iskierkę nadziei dawało załodze niewielkie przejaśnienie, widoczne na niebie w rogu dzieła.

      Przed dwoma dniami komisarz został przeniesiony do kliniki wybudzeń. Uznano, że w szpitalu już nic więcej nie można zrobić, a w klinice opieka była ukierunkowana właśnie na pacjentów, którzy zapadli w śpiączkę. Placówka mogła się pochwalić wysokim odsetkiem udanych rehabilitacji – jak nazywano specjalne sesje nastawione na wybudzenie.

      Haler ukradkiem otarła łzę. Odezwała się ponownie, wciąż nie patrząc na komisarza.

      – Pewnie interesują cię nowe sprawy… Na Bronowicach siedemnastolatek wyrzucił przez okno swoją dziewczynę. Z ósmego piętra. To najnowsza nowość. Oprzytomniał, chciał uciekać, ale zaciął się w windzie. Rozumiesz? To chyba fatum. Albo karma. Idiota zaciął się między piętrami i wybił dziurę w suficie kabiny. Wylazł na nią, zaczął się szarpać z mechanizmem, a wtedy dźwig ruszył do góry. Nogawka jego spodni wplątała się w jakieś tryby i voilà. Gnojek skończył jako mielonka. Ponoć jego wrzaski było słychać z podwórka…

      Tamara wreszcie ponownie zerknęła na Deryłę. Miała wrażenie, że wyraz jego twarzy minimalnie się zmienił. Kąciki ust jakby drgnęły.

      – Eryk…

      Komisarz nie znosił, gdy zwracano się do niego po imieniu, lecz Haler co jakiś czas wystawiała jego cierpliwość na próbę. Zdawało się, że Deryło całkiem to polubił. Tym razem jednak nawet nie drgnął.

      – Poza tym jest zaskakująco spokojnie. Nudziłbyś się jak mops. Ominęło cię, farciarzu, wypełnianie całej góry makulatury. Jesteśmy tak wydajni jak Komisja Europejska. A premier wciąż gada o ekologii i o…

      Haler zamilkła, czując na udzie wibrację telefonu. Westchnęła i wyciągnęła z kieszeni komórkę. Numer, z którego dzwoniono, zapowiadał kłopoty.

      – Halo?

      Przez kilka sekund uważnie słuchała. Nagle poderwała się ze stołka, klepnęła Deryłę w ramię i pocałowała go w szorstki, nieogolony jeszcze policzek.

      – Trzymaj się, tatuśku… – wyszeptała, po czym rzuciła do słuchawki: – Już jadę!

      7

      Mimo że doroczny zlot na zakończenie sezonu motocyklowego odbył się już kilka tygodni temu, Tamara Haler nie zamierzała przerzucić się na inny środek transportu. Jeżeli nie padał śnieg, jeździła przez cały rok. Nie przeszkadzały jej nawet ujemne temperatury. Uwielbiała prowadzić swojego przeszło trzystukilogramowego potwora, zawsze wyposażonego w ogromne kufry, w których nierzadko przewoziła jedynie powietrze. Traktowała je jednak jako bagażnik, w którym mogła zostawić kask oraz rękawice. No i siatkę z zakupami.

      Niestety, gabaryty motocykla nie pozwalały jej lawirować między stojącymi w korku samochodami. Dlatego pod Bramą Krakowską przejechała niemal pół godziny po telefonie od dyżurnego.

      Chociaż nie miała nastawionej nawigacji, bez problemu trafiła pod właściwą kamienicę. Przed jedną z bram na Rybnej stało już kilka radiowozów oraz pojazd techników. Teren ogrodzono policyjną taśmą, a w okolicy zebrał się tłum mieszkańców. Dołączyła do nich grupka turystów z Azji. Ci ostatni bezmyślnie fotografowali wszystko, co się wokół nich działo.

      Tamara zaparkowała motocykl obok obłupanego muru, który okalał sąsiednią parcelę. Zdjęła kask oraz rękawiczki. Odruchowo przeczesała palcami włosy. Poczuła na sobie wzrok młodego policjanta, który stał przed bramą, i ruszyła w jego stronę.

      Nim zdążyła wyciągnąć legitymację, zauważyła Brzeskiego. Aspirant rozmawiał z młodym posterunkowym siedzącym w jednym z radiowozów. Gdy tylko dostrzegł Haler, pomachał do niej. Był blady, miał nietęgą minę, zmierzwione blond włosy, a na twarzy rzadki, wczorajszy zarost. Mimo to sprawiał wrażenie pobudzonego. Wyglądał jak poseł po całonocnych, korzystnie zakończonych głosowaniach. Najwyraźniej został sprowadzony w teren w trybie pilnym.

      – To on był tu pierwszy. – Wskazał na posterunkowego w radiowozie.

      – A ty? – dopytała Tamara. – Wchodziłeś tam?

      – Nie. Wolałem nie grać technikom na nerwach. Tym bardziej że wiedziałem, że ty będziesz chciała się tam wepchnąć.

      Haler uśmiechnęła się ponuro.

      – Ponoć jest bardzo źle.

      Posterunkowy Zalewski wychylił się z radiowozu. Jego młoda twarz była napięta, a oczy – przeszklone. Wciąż oddychał w przyśpieszonym tempie.

СКАЧАТЬ