Название: Zjawa
Автор: Max Czornyj
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
isbn: 978-83-8195-173-9
isbn:
Na parkingu znajdowało się niewiele aut. Dwie naczepy tirów, stare kombi i kilka innych pojazdów.
– Ciii… – Rylska błagalnie zwróciła się do synka. Chłopiec jakby wyczuł jej emocje i płakał coraz głośniej. – Antoś, ciii…
– Jeszcze kilka metrów – nakazał rozmówca.
Minęła rząd kolumn, za którymi znajdowały się puste miejsca postojowe, oznaczone numerami tablic rejestracyjnych, i wyszła na otwartą przestrzeń w narożniku parkingu. Obok niej znajdowała się ubłocona biała furgonetka.
Angelika zadrżała.
Cała dygocąc, rozejrzała się i zaczęła nasłuchiwać. Powinna była uciec. Powinna była zabrać synka i rzucić się do ucieczki już na górze.
Nagle zrodził się w niej bunt.
– Tak, to właśnie do niej musisz wejść. – Usłyszała cichy głos. – Drzwi są otwarte. Śmiało. Przypominam, jeden fałszywy ruch i wiesz, co się stanie. Bum-bum. Po wszystkim.
Rylska pokręciła głową. Zacisnęła dłoń na uchwycie wózka.
– Nie, nie wejdę. Pieprz się!
– Nie wygłupiaj się.
– Powiedziałam, że nie wejdę!
Gwałtownie pochyliła się nad wózkiem, wyciągając dłonie w kierunku synka. Była gotowa biec. Zdecydowała się podjąć ryzyko.
Zbyt późno.
– Wejdziesz.
To słowo usłyszała nie przez telefon, ale tuż za sobą. Sekundę później ktoś chwycił ją od tyłu i zasłonił jej usta.
– Grzeczna dziewczynka.
3
Usiadł przy biurku i przysunął sobie krzesło. Przez chwilę siedział po ciemku. Wreszcie pochylił się i zapalił bankierkę z zielonym kloszem. Niewielkie pomieszczenie wypełniło się światłem. Cień postaci przesunął się po ścianie.
Poza biurkiem w pokoju znajdował się reflektor fotograficzny na trójnogu, w rogu leżała blenda, a pod zasłoniętym oknem stara, poobtłukiwana kuweta służąca do wywoływania zdjęć.
Obrócił w dłoni polaroid. Aparat robił kolorowe fotografie, które niemal natychmiast można było zobaczyć. Cud techniki sprzed czterech dekad. Marzenie całego pokolenia i symbol luksusu. Teraz był jedynie śmieszną zabawką.
Ale jakże praktyczną.
Podniósł się i odłożył polaroid na bok biurka. Otworzył szufladę. Wyciągnął z niej czerwoną bibułę, którą po chwili starannie okręcił klosz lampy.
Pomieszczenie wypełniło rubinowe światło. Kontury przedmiotów wydawały się w nim mniej ostre, a cień przesuwający po ścianie – niepokojący.
Uśmiechnął się. Był dumny z pośpiesznie zaaranżowanej ciemni fotograficznej. Nie kosztowało go to zbyt wiele wysiłku.
Podszedł do kuwety i wyjął z kieszeni kliszę fotograficzną. Szybko przyklęknął, jego kolana trzasnęły. Obrócił się w stronę lampki, po czym zaczął przeglądać kolejne slajdy. Stare zdjęcia, które znalazł u kogoś w piwnicy. Zapomniane wspomnienia.
A może wcale nie zapomniane?
Tyle że cudze.
Obce uśmiechy, obce spojrzenia i obce gesty. Obce twarze.
Doskonałe, aby przetestować swoje umiejętności. Na przyszłość. Na kolejny raz. Polaroid nie mógł mu służyć zawsze. Robił zbyt nieostre zdjęcia. Format również był nieco za mały, a kolory…
Kolory pozostawiały wiele do życzenia. Już lepsze wrażenie robiły czerń i biel lub sepia. Przynajmniej od razu było wiadomo, że nie są naturalne.
Nie udawały czegoś, czym nie były.
Opadł na kolana i włożył dłonie do wypełniającej kuwetę wody. Poruszył nimi. W tym świetle wydawało się, że przez palce przelewa się krew.
Czerwona, krwista ciecz.
– Nie. Jeszcze nie teraz – szepnął do siebie. – Jeszcze nie.
Należało się wiele nauczyć. Tyle że najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Dlatego na razie polaroid musiał wystarczyć.
Obmył ręce i powoli się podniósł. Ponownie sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej dwa pomięte zdjęcia. Usiadł na podłodze, po czym wbił w nie wzrok. Trzymał je w drżących dłoniach i zachłannie chłonął kolejne szczegóły.
Szczerość. Prawda.
Odpowiednio uchwycone detale.
To był fragment wspomnień, których nigdy nie zapomni. Czystej rozkoszy. Nikt przed nim nie wykonał równie dobrych zdjęć.
To nie budziło żadnych wątpliwości.
Naprawdę żadnych.
Zdjęcia po prostu były zabójczo doskonałe.
4
W ostatnich latach większość pustostanów w centrum Lublina zostało zlikwidowanych. Tak zwany Teatr w Budowie – pozostałość czasów socjalizmu – po kilku dekadach trwania w stanie surowym otwartym stał się nowoczesnym Centrum Spotkania Kultur. Budynek, choć architektonicznie kontrowersyjny, stanowił jedną z nowoczesnych wizytówek miasta, czasem mrugającą iluminacjami, a czasem mogącą robić za schron przeciwatomowy na planie filmowym albo za tor przeszkód dla skaterów.
Na Starym Mieście proces rewitalizacji przebiegał z problemami, lecz jego efekty było widać, już kiedy przechodziło się przez Bramę Krakowską. W ostatnich latach odremontowano jej ceglany mur oraz zamontowano średniowieczną bronę. Dalej było jeszcze lepiej. Kolejne kamienice odzyskiwały dawny urok i życie. Zaniedbane fasady odnawiano, a ponure niegdyś okolice przyciągały turystów. Restauracje pojawiały się nawet w zaułkach cieszących się przed dekadą najgorszą sławą.
Wciąż jednak istniało kilka opuszczonych kamienic, których stan prawny zniechęcał do działania. Włożenie kilku milionów w generalny remont cudzego lokalu stanowiło ryzykowną inwestycję.
Sierżant Monika Krzyska obrzuciła wzrokiem jeden z takich pustostanów. Dwupiętrowa kamienica miała okna zabite dyktą. Na jej podwórzu piętrzyły się zaś śmieci. Połamane meble, puszki po piwie, gnijące ubrania, stare wózki dziecięce oraz milion innych rzeczy, których z powodu upływu czasu nie dałoby się już zidentyfikować.
Spod obłupanego tynku przebijała się rdzawa czerwień cegieł, a stalowa rynna oderwała się od dachu i niebezpiecznie zwisała nad bramą. Nikt nie kwapił się do jej podwieszenia. СКАЧАТЬ