DZIEŃ ROZRACHUNKU. John Grisham
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу DZIEŃ ROZRACHUNKU - John Grisham страница 16

Название: DZIEŃ ROZRACHUNKU

Автор: John Grisham

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8215-073-5

isbn:

СКАЧАТЬ Tak, Wysoki Sądzie. Jeżdżę ciężarówką u pana J.P. Leatherwooda.

      – Czy pan Leatherwood jest obecny na sali?

      – Och, raczej wątpię. Jest bardzo zajęty.

      – Wysoki Sądzie – wtrącił Nance. – Rozmawiałem z panem Leatherwoodem, który chętnie wystawi poręczenie za mojego klienta. Gdyby Wysoki Sąd chciał skontaktować się z panem Leatherwoodem, mogę to umożliwić.

      – Znakomicie. Proszę zabrać podejrzanego z powrotem do aresztu, a ja zadzwonię po południu do jego szefa.

      Manleya wyprowadzono z sali rozpraw niespełna pięć minut po tym, jak tam wszedł. Sędzia złożył podpis na różnych papierach i wziął do ręki kolejne dokumenty.

      – Sprawa wniesiona przez stan Missisipi przeciwko Pete’owi Banningowi – oświadczył.

      John Wilbanks zerwał się z miejsca i podszedł do stołu sędziowskiego. Pete również wstał, skrzywił się lekko i stanął obok swojego obrońcy.

      – Nazywa się pan Pete Banning? – zapytał Oswalt.

      Pete skinął głową.

      – Tak.

      – I reprezentuje pana mecenas John Wilbanks?

      Kolejne kiwnięcie głową.

      – Został pan aresztowany i oskarżony o zabójstwo pierwszego stopnia na osobie wielebnego Dextera Bella. Rozumie pan, że zabójstwo pierwszego stopnia oznacza działanie z premedytacją i że jest ono zagrożone karą śmierci, podczas gdy za zabójstwo drugiego stopnia grozi kara długoletniego więzienia?

      – Rozumiem.

      – Przyznaje się pan do winy?

      – Nie przyznaję się.

      – Sąd przyjmuje do wiadomości pańskie oświadczenie i dołącza je do akt. Coś jeszcze, panie Wilbanks?

      – Owszem, Wysoki Sądzie. Z całym szacunkiem proszę, by sąd rozważył możliwość zwolnienia mojego klienta za rozsądną kaucją. Zdaję sobie oczywiście sprawę z wagi oskarżenia i nie traktuję go lekko. Ale zwolnienie za kaucją jest w tym przypadku dopuszczalne. Kaucja nie jest niczym innym jak gwarancją, że oskarżony nie ucieknie, lecz stawi się w sądzie, gdy tylko zostanie wezwany. Pan Banning posiada plantację o powierzchni dwustu sześćdziesięciu hektarów, nieobciążoną żadną hipoteką, i pragnie złożyć akt własności tej ziemi w charakterze zabezpieczenia. Do jego siostry należą sąsiadujące ziemie i jest ona gotowa zrobić to samo. Mogę dodać, Wysoki Sądzie, że Banningowie są właścicielami tej ziemi od przeszło stu lat i ani mój klient, ani jego siostra nie uczynią niczego, co mogłoby narazić plantację na straty.

      – Mówimy o zabójstwie pierwszego stopnia, mecenasie Wilbanks – przerwał mu sędzia Oswalt.

      – Rozumiem, Wysoki Sądzie, ale mój klient jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy. Co zyska stan albo ktokolwiek, trzymając go w areszcie, skoro może być zwolniony za kaucją i pozostać na wolności aż do procesu? Mój klient nigdzie się nie wybiera.

      – Nigdy nie słyszałem, by zwolniono za kaucją kogoś, na kim ciążą tak poważne zarzuty.

      – Ja też, Wysoki Sądzie, ale kodeks stanu Missisipi tego nie wyklucza. Jeśli Wysoki Sąd się zgodzi, jestem gotów przedstawić na piśmie uzasadnienie w tej sprawie.

      Podczas całej tej wymiany zdań Pete stał na baczność, sztywny i nieruchomy jak wartownik. Patrzył prosto przed siebie, jakby nic do niego nie docierało, lecz w rzeczywistości pilnie wszystkiego słuchał.

      – Dobrze – powiedział po chwili sędzia Oswalt. – Przeczytam pańskie uzasadnienie, ale musi być bardzo przekonujące, żebym zmienił zdanie. Więzień może tymczasem wrócić do celi w biurze szeryfa.

      Szeryf Nix Gridley wziął delikatnie Pete’a pod łokieć i wyprowadził go z sali rozpraw. Mecenas Wilbanks podążał tuż za nimi. Dwaj fotoreporterzy czekający na zewnątrz, przy samochodzie szeryfa, szybko pstryknęli zdjęcia podobne do tych, które zrobili, kiedy oskarżony wchodził do sądu. Jeden z reporterów zadał pytanie Pete’owi. Ten zignorował je i pochyliwszy głowę, zajął miejsce z tyłu auta. Po kilku minutach siedział już z powrotem w celi, bez kajdanek i butów, paląc papierosa i czytając Zstąp, Mojżeszu.

      * * *

      Uroczystości pogrzebowe Dextera Bella miały przejść do legendy. Zaczęły się już w czwartek, dzień po zabójstwie, kiedy stary Magargel otworzył o szóstej po południu drzwi domu pogrzebowego i wpadł tam cały tłum. Pół godziny wcześniej zwłoki mogli obejrzeć Jackie Bell i trójka jej dzieci. Zgodnie z panującym wówczas w tamtej części świata zwyczajem trumna była otwarta. Widoczny od pasa w górę Dexter w czarnym garniturze leżał niemy i nieruchomy na lśniącej kapie. Na jego widok Jackie zemdlała, a dzieci zaczęły płakać, krzyczeć na całe gardło i poprzewracały się na siebie. Obecni tam Magargel i jego syn próbowali im jakoś pomóc, ale okazało się to niemożliwe.

      Nie było żadnego rozsądnego powodu, by otwierać trumnę. Nie wymagało tego żadne prawo ani święte księgi. Ludzie robili to, żeby dodać całemu rytuałowi dramatyzmu. Więcej emocji oznaczało większą miłość do zmarłego. Jackie uczestniczyła wcześniej w kilkudziesięciu pogrzebach odprawianych przez jej męża i trumna była zawsze otwarta.

      Magargelowie mieli raczej znikome doświadczenie, jeśli idzie o rany postrzałowe twarzy. Większość ich klientów była w podeszłym wieku i ich kruche ciała łatwo było przygotować do pochówku. Tym razem jednak już na samym początku balsamowania zwłok wielebnego Bella zdali sobie sprawę, że potrzebna będzie pomoc, i wezwali bardziej doświadczonego kolegę z Memphis. Wylatując z tyłu, pocisk numer trzy wyrwał duży kawałek czaszki, ale to nie miało znaczenia. Nikt i tak nie mógł zobaczyć tej części głowy denata. Natomiast pokaźna rana wlotowa, tuż nad nosem, wymagała wielogodzinnej fachowej rekonstrukcji za pomocą różnego rodzaju kitów, klejów i farb. Efekt końcowy był niezły, choć daleki od ideału. Dexter nadal marszczył czoło, jakby do końca świata miał zerkać z przerażeniem w lufę rewolweru.

      Po półgodzinnym, pełnym udręki prywatnym czuwaniu, w trakcie którego nawet oswojeni ze śmiercią i beznamiętni Magargelowie byli na skraju łez, Jackie i jej dzieci posadzono na krzesłach przy trumnie, otwarto drzwi i do środka weszli inni. Przez następne trzy godziny trwały niepowstrzymane gorzkie żale, lamenty i szlochy.

      Po nocnej przerwie ceremonię wznowiono nazajutrz po południu. Trumnę z ciałem Dextera przewieziono do jego kościoła i ustawiono pod amboną. Jackie, która dosyć się go naoglądała, poprosiła, by nie otwierać już wieka. Stary Magargel lekko się skrzywił, ale spełnił jej prośbę bez słowa protestu. Szkoda było mu tracić tak wspaniałą okazję, by oglądać targanych bólem ludzi. Przez kolejne trzy godziny Jackie i dzieci stali dzielnie przy trumnie i przyjmowali kondolencje od tych samych osób, które już składały je poprzedniego wieczoru. Przybyły setki ludzi, wśród nich wszyscy sprawni fizycznie metodyści z hrabstwa, wielu wyznawców innych kościołów, a także przyjaciele rodziny, z dziećmi zdecydowanie zbyt małymi, by uczestniczyć w tej żałobie, ale zaciągniętymi tam ze względu na bliskie relacje z Bellami. Wyrazy współczucia złożyło СКАЧАТЬ