Название: Czarny świt
Автор: Paulina Hendel
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-6651-797-4
isbn:
Tosia zrobiła to, o co prosił, schowała telefon do kieszeni i wróciła do jadalni.
– Kochanie, wszystko w porządku? – zaniepokoiła się mama.
– W jak najlepszym. – Pokiwała głową. – Ona wróciła. – Spojrzała na Pierwszego, ale na jego twarzy nie drgnął żaden, nawet najmniejszy mięsień.
– Będę się już zbierał – powiedział, wstając od stołu. – Bardzo dziękuję za gościnę. – Skinął głową w stronę gospodyni, a potem ruszył do drzwi.
Nastolatka popędziła za nim.
– Jadę z tobą – oświadczyła.
– Nie, moja droga, czas, żebyś posiedziała trochę w domu.
– Muszę się z nią zobaczyć! Muszę ją przeprosić! To przeze mnie ona… to moja wina, że…
– Zginęła? Nie, sama dała się zabić przez własną nieuwagę.
– Przydam wam się w Wiatrołomie!
– Przydasz się tutaj własnym rodzicom. I tu będziesz bezpieczniejsza. Tylko na wszelki wypadek zabezpiecz dom.
– Ale…
– Zostajesz. – Poklepał ją po głowie.
Tosia gwałtownym ruchem objęła go w pasie.
– Uważaj na siebie – powiedziała.
– Bez takich zażyłości. – Wyswobodził się z objęć, po czym wsiadł do samochodu. – Zabawa dopiero się zaczyna – mruknął pod nosem.
Tosia nachyliła się jeszcze do otwartego okna.
– Pozdrów ją ode mnie – poprosiła.
Skinął głową, zapatrzony już przed siebie.
– Nikt tej dziewczyny nie docenia. Nawet ona sama – usłyszała jeszcze nastolatka, zanim Pierwszy odpalił silnik.
¢
Magda usiadła na schodkach wiodących do domu i wystawiła twarz do zachodzącego słońca. Na jej kolanach leżał łuk. Tuż obok stał kołczan ze strzałami. Każdy grot był nasmarowany trucizną. Gdy była w Nawii, nawet nie wiedziała, jak bardzo brakowało jej świata żywych. Tutaj wszystko inaczej smakowało, inaczej pachniało, nawet było inne w dotyku. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w świecie zmarłych tkwiła w zawieszeniu pomiędzy śmiercią a życiem. Czuła ból, strach, a czasem nawet radość, lecz to nie było życie – nie dla niej.
Z wnętrza domu dobiegło ją gniewne sapnięcie, ciężkie kroki i po chwili tuż obok niej pojawił się Feliks.
– Co to ma znaczyć? – zapytał, pokazując jej telefon.
Włączył dość niewyraźny filmik nagrany trzęsącą się ręką. Widać na nim było biegającą po ulicy końską czaszkę na pajęczych nóżkach. Ktoś na chwilę zasłonił kadr, później pojawiła się w nim Magda, która wyjęła z oczodołu czaszki strzałę.
– Mają takie dobre telefony, a nie potrafią porządnie nic nakręcić – stwierdziła.
– Że co proszę? Przecież jak byk widać nawiego i ciebie! – zdenerwował się Feliks. – Co to w ogóle za stwór?
– Koński łeb. Nie jest zbyt groźny.
Feliks opadł na schody i zwiesił głowę.
– Czy ja niczego cię nie nauczyłem przez te wszystkie lata?
– Żniwiarzom trudno jest iść z duchem czasu – podjęła, ostrożnie ważąc słowa. – Doskonale to rozumiem. Rozumiem też twoją niechęć do ogłaszania wszem wobec, kim jesteś i czym się zajmujesz. Kiedyś była konieczna. Jednak po raz setny powtarzam, że od trzynastego księżyca wszystko się zmieniło.
– Magda, nic się nie zmieniło oprócz liczby demonów – jęknął. – Nadal możesz być aresztowana za…
– Za co? Za zastrzelenie końskiej czaszki?
Feliks sapnął cicho, nie mogąc najwyraźniej znaleźć riposty.
– Po prostu bądź ostrożna, dobrze? I uwierz, że przerabiałem już niejeden lincz.
– Bo nie masz takiego uroku osobistego jak ja. – Mrugnęła do niego okiem.
¢
Anna Chruszczyńka naparła całym barkiem na drzwi, aż te wreszcie się otworzyły. W twarz buchnął jej fetor stęchlizny i rzadko pranych ubrań. Natychmiast weszła do środka i otworzyła wszystkie okna. Wciąż zżerały ją wyrzuty sumienia. Od lat robiła wszystko, żeby zapomnieć o Waldemarze, i od lat czuła się winna jego upadku. A przecież starała się być dobrą żoną, chciała go słuchać… ale on nie chciał mówić. Topił smutki w alkoholu, a ona nie wiedziała, co go gnębiło. Odsuwał się od niej, jakby jedną nogą był w zupełnie innym świecie, do którego ona nie miała wstępu. Aż pewnego dnia uznała, że jeżeli sama nie chce stoczyć się na dno, powinna zakończyć to małżeństwo.
– Odchodzę – tak mu wtedy powiedziała.
Siedział nad pustą szklanką i nawet nie podniósł głowy. Miała nadzieję, że ją zatrzyma, powie cokolwiek, ale on tylko wzruszył ramionami, tak jakby była dla niego nikim. Do tej pory pamiętała to palące poczucie straty, żal i wściekłość.
Pociągnęła nosem i otarła wierzchem dłoni łzę. Była kobietą sukcesu, miała przed sobą zadanie – odejście z firmy i założenie własnego biura geodezyjnego – a wspominanie przeszłości nic jej nie da. Jednak to nie było takie proste. Z daleka od Czarnej Wody potrafiła zapomnieć o tamtym życiu, lecz w tym domu ono wręcz krzyczało do niej z każdego kąta. A to, że Waldemar nie zmienił tu nic przez ostatnie dwadzieścia lat, wcale nie pomagało.
Zabrała się do sprzątania. Skoro chciała sprzedać dom, musiała doprowadzić go do porządku. W jednej z szuflad znalazła stary album i skończyło się na tym, że wylądowała w fotelu, roniąc nad nim łzy. I kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi, z pewnym zaskoczeniem uświadomiła sobie, że znów jest w domu swojej młodości, tylko teraz ma prawie pięćdziesiąt lat. Pewnie jakiś koleżka wpadł na popijawę – pomyślała z ironią. Zignorowała pukanie, ale przez kolejne kilka minut było tak natarczywe, że musiała zebrać się w sobie, wstać z fotela i uświadomić pijaczka, że w tym miejscu już nie spożywa się alkoholu.
Przechodząc przez przedpokój, zerknęła na swoje odbicie w lustrze, otarła zaschnięte na policzkach łzy, przygładziła włosy i otworzyła drzwi.
– Panie Walde… – zaczął stosunkowo młody, rosły mężczyzna. – Kim pani jest? – zapytał oskarżycielskim tonem.
– СКАЧАТЬ