Duda i jego tajemnice. Tomasz Piątek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Duda i jego tajemnice - Tomasz Piątek страница 5

Название: Duda i jego tajemnice

Автор: Tomasz Piątek

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Техническая литература

Серия: #ArbitrorFakty

isbn: 978-83-66095-24-3

isbn:

СКАЧАТЬ nawet gdy brzmiało to humorystycznie. Ot, choćby kiedy podczas debaty telewizyjnej Bronisław Komorowski zarzucił mu koniunkturalne zmiany zdania w kwestii górnictwa. Pretendent odparł wówczas, że problemy kopalń zna świetnie, bo jego rodzice pracują naukowo na krakowskiej AGH (…).

      Urodził się w maju 1972 r. Mama polityka wspomina: «Mieszkaliśmy we troje w ciasnym pokoiku w hotelu asystenckim. Na dziewięciu metrach kwadratowych! (…) Kuchnia i łazienka były wspólne, a Andrzej bawił się na korytarzu. I w ten skromny sposób żyliśmy przez 8–9 lat. Takie polskie życie w komunistycznym państwie, jakie prowadziły miliony uczciwych ludzi». Ojciec uzupełnia: «Ten korytarz w hotelu to była agora. Andrzej od najmłodszych lat przyzwyczajał się, że jest partnerem dla dorosłych. Dzięki temu zawsze był wygadany, co często denerwowało naszych gości».

      (…)

      Na wakacje Andrzej zamieniał otoczenie krakowskich inżynierów na galicyjski klimat Starego Sącza, cichego miasteczka w widłach Dunajca i Popradu – rodzinnej miejscowości ojca. Autorzy broszury podkreślają, że prócz zabawy pomagał przy żniwach i w codziennych obowiązkach, a nadto «kontynuował rodzinną tradycję służenia do mszy świętej» w tamtejszym klasztorze klarysek, w którym zresztą «wcześniej ministrantami byli jego ojciec i wujkowie».

      Osobny wątek tyczy roli dziadka Alojzego, którego najstarszy wnuk miał uwielbiać. Tu już wspomina sam Andrzej Duda: «Zawsze był ten sam rytuał: najpierw idziemy do kościoła, potem do sklepu po chleb, a na rynku dziadek kupował biały ser. W domu dziadek kroił grube pajdy, ser wrzucał do kubka, zalewał świeżą śmietaną i tak sobie jadł…»”.

      Znaczącą część artykułu stanowi opowieść ojca Andrzeja Dudy o tym, jak wychował go dziadek prezydenta. „Jan Duda opowiada, że w domu było sześcioro rodzeństwa (…) «właśnie od tamtych czasów jestem przekonany, że człowiek, który choć raz zaznał biedy, nigdy nie zostanie ekonomicznym liberałem».

      Rodzinnym obyczajem była lektura gazet w niedzielne popołudnia. Alojzy Duda czytywał WTK, czyli «Wrocławski Tygodnik Katolików» – pismo stowarzyszenia PAX, grupującego katolików o endeckich skłonnościach, którzy gotowi byli do współpracy z komunistycznymi władzami, powołując się na względy geopolityki i interes narodowy. Dzieci dostawały do czytania «Dookoła Świata», lecz Alojzy Duda miał też zwyczaj wyjaśniania im niektórych artykułów z WTK.

      (…)

      Swoich rodziców Jan Duda określa słowem «bohaterowie». Nie chodzi mu o żadne czyny z czasów okupacji – zasługą ma być wychowanie dzieci. – «Rodzice mogli być pewni, że nikomu nie oddamy duszy».

      Podaje własny przykład: «Nie musiałem mieć rozumowych argumentów przeciwko komunistycznej propagandzie, bo miałem je w sercu. Na to nakładała się silna religijność jako coś, co spaja człowieka z innymi. I patriotyzm pojmowany głównie jako wdzięczność dla tych, którzy zginęli».

      (…)

      Prof. Duda powtarza: «Nie spotkałem w życiu mądrzejszego człowieka niż ojciec (…). To, czego mnie nauczył: poszanowanie pracy, dumę, szacunek dla religii, próbowałem przekazać Andrzejowi»”.

      Z artykułu Krzysztofa Burnetki dowiadujemy się też o dalszych przodkach prezydenta Andrzeja Dudy. Najstarszym znanym z tych przodków miał być Jan Duda, wojak Ślązak, któremu austriaccy zaborcy w nagrodę za zbrojną służbę przydzielili kawałek ziemi na Sądecczyźnie. Weteran umiał czytać, więc często służył pomocą swym niepiśmiennym sąsiadom w ich kłopotach ze słynną biurokracją cesarstwa Austrii. Babka Andrzeja Dudy od strony ojca „ma czysto góralskie korzenie – wywodzi się z Sądecczyzny i Podhala” – pisze Burnetko. Omawia też genealogię prezydenta po kądzieli. Rodzina Milewskich, z których wywodzi się matka Andrzeja Dudy, to szlachta z Polski centralnej. Szlachta patriotyczna i zubożała, a to drugie wiąże się z tym pierwszym. Milewscy, jak czytamy, brali udział w polskich XIX-wiecznych powstaniach narodowych. Gdy car skonfiskował im majątek, osiedli w Warszawie. Tam pradziadek prezydenta, Aleksy Milewski, wyuczył się ślusarki. Podczas pierwszej wojny światowej, gdy armia cesarstwa niemieckiego podchodziła pod Warszawę, rodzina została ewakuowana przez Rosjan do Charkowa i Petersburga.

      Tu trzeba dodać, że to interesujący szczegół. Albowiem władze carskie ewakuowały urzędników, kolejarzy, pracowników ważnych zakładów przemysłowych. Inni uchodźcy (tak zwani bieżeńcy) ewakuowali się samodzielnie pod wpływem rosyjskiej propagandy, która opowiadała o niemieckich okrucieństwach. Przypomnijmy, że była to pierwsza wojna światowa, nie druga. Opowieści carskich propagandystów o zbrodniach ówczesnych Niemców, choć nie całkiem bezpodstawne, były ogromnie przesadzone. Ludność polska niezbyt w nie wierzyła. Tylko 13 proc. ewakuowanych było Polakami. Niemal 70 proc. bieżeńców stanowili prawosławni Białorusini, Ukraińcy-Rusini i Rosjanie.

      W Rosji syn ewakuowanego Aleksego, Nikodem Milewski, został wcielony do armii carskiej, ale zdezerterował. W 1917 r. cała rodzina przedostała się do Polski. Trzy lata później Nikodem wziął udział w wojnie z bolszewikami jako kwatermistrz (specjalista od zakwaterowania i logistyki).

      „W historii obu rodzin są i wojenne tragedie – pisze Burnetko. – W 1943 r. brat Alojzego Dudy, Franciszek, wstąpił do AK na Podkarpaciu, wpadł w ręce gestapo i zginął zakatowany w więzieniu w Tarnowie. Z kolei matka Nikodema Milewskiego została wywieziona do Niemiec i zaginęła, jego brat walczył w partyzantce, a syn w powstaniu warszawskim”.

      Przejdźmy jednak do czasów nam bliższych. Artykuł Krzysztofa Burnetki rzuca światło przede wszystkim na dzieje rodziców Andrzeja Dudy:

      „Choć prof. Jan Duda odżegnuje się od kompleksów wobec Krakowa, to dokładnie pamięta, kiedy opuścił Stary Sącz w drodze na studia: «Do autobusu wsiadłem z walizeczką w ręku 1 października 1967 r. o szóstej rano».

      Zamieszkał w akademiku Akademii Górniczo-Hutniczej. Warunki były spartańskie (piece, ciepła woda tylko dwa razy w tygodniu), ale towarzystwo świetne: żądne i wiedzy, i zabawy («przyzwoitej» – jak podkreśla dziś profesor). Były więc cotygodniowe potańcówki i koncerty jazzowe (…).

      Już po Marcu [protesty studenckie z marca 1968 r. brutalnie spacyfikowane przez komunistyczną władzę, która przeprowadziła czystkę na uczelniach i w organizacjach akademickich bojkotowanych odtąd przez opozycyjnie nastawioną młodzież – przyp. red.] zaangażował się w działalność Zrzeszenia Studentów Polskich. Został nawet przewodniczącym Rady Wydziału. «Traktowałem ZSP jako sposób na to, by przyszła kadra inżynierska zdobyła jakieś obycie obywatelskie – tłumaczy. – Ale rychło okazało się, że partia chce mieć nad nami nadzór, zwłaszcza że uznawali ZSP za konkurencję dla Związku Młodzieży Socjalistycznej». Kiedy wbrew sugestiom nie zaprosił na organizacyjne zebrania przedstawiciela PZPR, zarzucono mu negowanie roli partii i zdjęto z funkcji.

      – Postanowiłem się wycofać. Byłem już żonaty, dziecko było w drodze, chciałem dostać się na asystenturę, nie miałem ochoty znaleźć się na ulicy. Przez całe lata 70. byłem więc na tzw. emigracji wewnętrznej. Działałem tylko w kole naukowym – przyznaje (…).

      Zatrudnił się w krakowskim Instytucie Technologii Nafty, a na AGH zaczął pracować dopiero w 1977 r. (i to też nie od razu na stanowisku naukowym). Jako że posadę miała tam też jego żona, specjalizująca się w chemii i technologiach chemicznych, wiele projektów badawczych mogli realizować razem.

      Ojciec СКАЧАТЬ