2020
Projekt okładki i stron tytułowych
Łukasz Stachniak
Skład, korekta
Witold Kowalczyk
Przygotowanie wydania elektronicznego
Michał Nakoneczny, Hachi Media
Wydanie I
ISBN 978-83-66095-24-3
Wydawnictwo Arbitror spółka z o.o.
ul. Krucza 41/43 lok. 67
00-525 Warszawa
e-mail: [email protected]
WSTĘP
Sympatyczny pan Andrzej z Krakowa
Bohaterem tej książki jest człowiek, który pełni wyjątkowo zaszczytną funkcję. Mimo to jego pozycja nie jest silna. Władzę w Rzeczypospolitej Polskiej sprawuje przecież szeregowy poseł Jarosław Kaczyński, prezes partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość. Licząc na odejście Kaczyńskiego związane z wiekiem i stanem zdrowia, o przyszłe przywództwo w PiS biją się inni liderzy. O ile w tej walce uczestniczy nasz bohater, o tyle odnosi marny skutek.
A jednak dla obozu władzy rola opisywanej przez nas postaci jest ważniejsza niż jej ograniczone wpływy polityczne. Dzięki niej obóz władzy może przetrwać coraz groźniejsze burze, które sam wywołuje. Bohater tej książki jest popularny wśród milionów Polek i Polaków głosujących na PiS, mieszkających przede wszystkim (choć nie tylko) w mniejszych miastach i na wsi. Oni, gdy myślą o Prawie i Sprawiedliwości, mają przed oczyma najpierw jego, dopiero potem Kaczyńskiego. Lekceważą groźne burze, dopóki nasz bohater ich zapewnia, że wszystko jest dobrze.
Niestety, chodzi o burze groźne nie tylko dla PiS, ale także dla całego kraju i kontynentu. W latach 2015–2020 partia rządząca systematycznie, krok po kroku, oddala nasz kraj od Unii Europejskiej. Po co to robi? Po to, aby zwiększyć swą władzę. By ten cel osiągnąć, obóz władzy gotów jest na wiele. Między innymi na wyrwanie Polski ze wspólnoty Zachodu.
To w sposób oczywisty naraża nasz kraj na cywilizacyjne, geopolityczne, a nawet militarne zagrożenia. Jednak partia rządząca ma inne priorytety i inne kwestie uznaje za najważniejsze.
Jednym z celów prawodawstwa UE jest ograniczenie samowoli polityków wobec obywateli, PiS natomiast chce, żeby obywatel był wobec partii bezradny. Z tego powodu obóz władzy zwiększa uprawnienia policji i innych służb. Pozwala na szeroką, praktycznie nieograniczoną inwigilację Polek i Polaków. Stwarza służbom i prokuraturze możliwość powoływania się przed sądem na dowody uzyskane w sposób nielegalny, wręcz przestępczy. Podporządkowuje sobie prokuraturę i Trybunał Konstytucyjny. Niszczy niezawisłość sądów. Wszystko to przybiera formę licznych ustaw i nowelizacji (czyli poprawek do ustaw już uchwalonych). Większość parlamentarna wprowadza zmiany pośpiesznie, bez należytej debaty, nieraz pod osłoną nocy. Kampania walki z niezależnością sądów osiąga swoje apogeum na początku lutego 2020 r., gdy PiS wprowadza tzw. ustawę kagańcową. Ustawa zabrania sądom sprzeciwu wobec bezprawnych poczynań władzy. Celowo i jawnie gwałci prawo unijne, co prowadzi do rozbratu z Unią Europejską.
Należy bowiem pamiętać, że dzisiejsza UE jest wspólnotą prawną, dopiero potem polityczną i gospodarczą. Dzięki tej wspólnocie prawnej społeczeństwa krajów europejskich mogą żyć i współpracować bez bunkrów i drutów kolczastych na granicach. Gdy wspólnota prawna zniknie, w Europie od Bugu po Atlantyk powrócą granice. Mogą też wrócić wymierzone w siebie lufy.
Równie ważne, jeśli nie ważniejsze, jest to, że ustawa kagańcowa, podobnie jak inne ustawy antysądowe, gwałci najważniejsze ze wszystkich polskich praw, czyli Konstytucję RP. Powstał chaos prawny, który powoduje, że zwykły obywatel idący do sądu musi zadawać sobie pytania: Czy to sąd? Czyj to sąd? Z jakiego nadania jest sędzia? Czy ten sędzia naprawdę został mianowany sędzią? Czy nie powinien sądzić ktoś inny, kto został zawieszony przez władzę? Czy wyrok będzie wyrokiem? A co, jeśli za kilka lat wyjdzie na jaw, że całe postępowanie było nieważne, i wszystko się zacznie od nowa?
Powinno to budzić sprzeciw milionów Polek i Polaków, którzy w większości popierają członkostwo Polski w Unii Europejskiej, jak również pragną praworządności – czego najlepszym dowodem jest to, że partia, która się ubiegała o przejęcie władzy, nazwała się Prawem i Sprawiedliwością.
A jednak Polki i Polacy niezbyt zdecydowanie sprzeciwiają się antyeuropejskiej, antysądowej kampanii PiS. Ogromną odpowiedzialność ponosi za to pewien mężczyzna, któremu większość obywateli ufa (w niektórych sondażach zaufanie do niego wyrażało około 60 proc. ankietowanych, zatem niemal dwa razy więcej niż w przypadku partii rządzącej).
Ten mężczyzna oficjalnie pełni funkcję strażnika Konstytucji RP i porządku prawnego. Odpowiada też za kształtowanie polityki zewnętrznej wspólnie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Nieraz przemawia publicznie, a wtedy stara się okazywać dumę i pogodę ducha. Często się uśmiecha. Jego wystąpienia podobają się większości Polek i Polaków i upewniają ich, że wszystko jest w porządku. Tymczasem podpisuje antyeuropejskie, antysądowe ustawy przegłosowywane przez koalicję rządzącą, przez co nabierają one mocy prawnej. Raz jest całkowicie posłuszny, innym razem pozwala sobie na drobne ceregiele, zastrzeżenia i interwencje. Ale to jeszcze bardziej uspokaja większość obywateli. „Gdy coś jest nie tak, on to naprawia”.
Mowa o prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej. Mowa o doktorze nauk prawnych Andrzeju Dudzie.
Wszystko wskazuje na to, że Andrzej Duda nie jest politykiem samodzielnym. Wielokrotnie widzieliśmy, jak się ugina przed wolą lidera partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego. Obserwatorzy oceniają kompetencje intelektualne Dudy jako ograniczone. Unia Europejska mogła je poznać w 2018 r. podczas XIX Forum Polsko-Niemieckiego w Berlinie, gdy polski prezydent zaatakował UE za… żarówki. „Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko energooszczędną? Bo UE zakazała” – powiedział w obecności niemieckich liderów i intelektualistów1 (gościem Forum był m.in. prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier).
Czyżby Andrzej Duda uznał, że warto się wygłupić dla poklasku swych krajowych wyborców? Część z nich jest głucha na ostrzeżenia ekologów i traktuje wycofanie energochłonnych żarówek ze sklepów jak zamach na wolność. Jednak takie przypochlebianie się miałoby większy sens, gdyby Duda wygłosił swoją obronę żarówek na wiecu w którymś z polskich miast powiatowych. Dotarłby z nią wtedy do swoich wyborców i nie wygłupiał się na forum międzynarodowym.
Oglądając berlińskie wystąpienie, można odnieść wrażenie, że Duda nie udawał. Zachowywał się, jakby naprawdę nie wiedział, że odpowiedź na jego pytanie jest oczywista: Unia Europejska wprowadziła żarówki energooszczędne, gdyż chce, żeby dzieci jej obywateli miały gdzie żyć. UE nie chce planety zadymionej i przegrzanej, na której brakuje wody, żar spopiela rośliny, a ludzie umierają z głodu i pragnienia. Niemcy na pytanie Dudy odpowiedzieli sobie już w poprzednich dekadach. Dlatego w Berlinie pod niektórymi dyskutantami nogi się ugięły, gdy usłyszeli, że prezydent Rzeczypospolitej wciąż widzi symbol wolności w starej żarówce.
СКАЧАТЬ