Noc Sów. Jacek Karczewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Noc Sów - Jacek Karczewski страница 15

Название: Noc Sów

Автор: Jacek Karczewski

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Техническая литература

Серия:

isbn: 9788366517820

isbn:

СКАЧАТЬ mają najdłuższy sezon lęgowy ze wszystkich sów. W stercie wypluwek, które zwykle zalegają w gnieździe, samica wydrapuje małą nieckę, w której składa średnio 5 jaj. Najmniejszy zarejestrowany do tej pory lęg liczył 2, a największy 14. Widziano też gniazda z 18 jajami, najpewniej jednak należały one do dwóch samic. One też zajmują się wysiadywaniem, które trwa 32–34 dni i typowo dla sów zaczyna się od pierwszego jaja. Wiele samców oprócz dokarmiania swoich partnerek dotrzymuje im w tym czasie towarzystwa. Siedzą obok, iskają ich pióra, coś tam pohukują. Niektóre zastępują swoje wybranki na gnieździe, gdy te lecą do łazienki i rozprostować skrzydła. Raz dziennie, przez około 10 minut. Kiedy klują się pisklęta, mama płomykówka pomaga im wydostać się z jaja – obłupuje skorupę i usuwa ochronną błonę. Wiele wskazuje na to, że płomykówki w zagrożeniu zabierają swoje młode i przenoszą je w bezpieczniejsze miejsce. (Podobne zachowania zarejestrowano też u puszczyków oraz puchaczy zwyczajnych i wirginijskich). W dobrym sezonie niektóre pary decydują się na drugi lęg. Bywa, że nowe jaja znoszone są do gniazda, w którym wciąż jeszcze są dzieci z pierwszego lęgu. Płomykówki w porównaniu z innymi sowami są mało agresywne i w tłustych latach i miejscach zdarza im się gnieździć w małych grupach. Obserwowano też samce, które utrzymywały dwie rodziny, i to w tej samej stodole! Typowy model to jednak para wierna sobie i rewirowi, którego solidarnie bronią przed konkurentami. Może to być kilkadziesiąt lub nawet 750 hektarów.

      Prędzej czy później rodzice przepędzają dorosłe już dzieci ze swojego kwartału. O ile młode samice mogą związać się z jakimś wolnym, terytorialnym samcem, o tyle ich bracia, jeśli poważnie myślą o założeniu rodziny, muszą znaleźć własny rewir. (Chyba że wygrali los na loterii i wpadli na jakąś dopiero-co wdowę z ziemią. Tylko czy ona zechce się związać z niedoświadczonym młokosem?) Młode ptaki rzadko odlatują dalej niż 20 kilometrów od miejsca, w którym same przyszły na świat. Nie znaczy to jednak, że nie ma wśród nich poszukiwaczy przygód. Być może jest ich o wiele więcej, niż nam się do tej pory wydawało… Spośród 13 płomykówek zaobrączkowanych w Holandii niektóre zaleciały do Francji, inne do Anglii, Szwajcarii i Hiszpanii, a jedna do Polski. Zarejestrowana do tej pory rekordzistka pokonała 1650 kilometrów. Statystycznie tylko jedna młoda płomykówka na cztery przeżyje pierwszą zimę. Później zresztą będzie niewiele lepiej. Średnia długość życia wyliczona dla 572 zaobrączkowanych i odnalezionych martwych ptaków to zaledwie 21 miesięcy! Swoje dziesiąte urodziny świętuje tylko jeden procent płomykówek. Ale zdarzyła się i taka, która przeżyła blisko 18 lat. Niektóre źródła wspominają też o ptakach, które miały doczekać odpowiednio 21 i 34 wiosen.

      W całej Europie płomykówki żyją coraz krócej i szybko ich ubywa. W Polsce jest już tylko 1000–1500 par, a ich liczba wciąż spada. Główne powody to brak miejsc, w których mogą założyć gniazdo i bezpiecznie spędzać czas, a także gęstniejąca infrastruktura i co za tym idzie, wzrost liczby wypadków. Jeszcze częstszą przyczyną ich śmierci są zatrucia tak zwanymi środkami ochrony roślin, które wykrywane są już w jajach i embrionach. 90 procent martwych sów znajdowanych na Wyspach Brytyjskich ma podwyższone stężenie trucizn we krwi. Te, mimo że najczęściej kalibrowane są na gryzonie, owady, „chwasty”, grzyby lub różne mikroorganizmy, stosowane są dzisiaj na masową, niespotykaną wcześniej skalę. Chociaż utrzymuje się, że rzadko zabijają dorosłe ptaki, to trafiają do ich żołądków z zatrutymi myszami i kumulują się w ich organizmach. Prędzej czy później dochodzi do zaburzeń koordynacji, koncentracji i pamięci. Do tego utrata apetytu, zanik odporności oraz zaburzenia zachowania. W przyrodzie jest to wyrok śmierci. O ile brak dziupli czy zaślepiony wlot do stodoły każdy z nas może zrównoważyć skrzynką lęgową, o tyle zanik łowisk i przestrzeni życiowej oraz zatrute jedzenie mają charakter masowy i globalny. Tak samo dotyczą płomykówek, jak puszczyków, kuropatw, saren i każdego dzikiego zwierzęcia (i rośliny) na Ziemi.

      Pouczający eksperyment przeprowadzono w pewnej kalifornijskiej winnicy, którą upatrzyły sobie goffery (Geomyidae). Mocno zbudowane i bardzo płodne gryzonie z zapałem toczyły w ziemi kilometry korytarzy, podjadając sobie korzonki winorośli. Na ich zwalczanie wydawano wielkie pieniądze, ale i tak była to walka z wiatrakami, bo na miejsce wytrutych stad szybko przychodziły nowe. Tymczasem stężenie trucizny w glebie ciągle rosło, aż zaczęło zagrażać produkcji i jakości wina, nie wspominając o tym, że pozbawiło winnicę jakiegokolwiek życia. Jej właściciele zmuszeni byli poszukać innych sposobów i przy okazji postanowili sprawdzić, co się bardziej opłaca: tradycyjna trutka na szczury na bazie strychniny (!) czy całkowicie ekologiczne płomykówki? Na powierzchni ponad 40 hektarów wytyczono specjalny transekt, gdzie z myślą o sowach rozstawiono 25 skrzynek lęgowych. Już w pierwszym sezonie ptaki zajęły 18 z nich i wyprowadziły łącznie 66 młodych. Przy bardzo oszczędnym założeniu, że każdy dorosły zjadał dziennie 1 goffera, a każdy młody 2, wyliczono, że tylko w pierwszym roku eksperymentu płomykówki złowiły co najmniej 9576 gryzoni. W kolejnym, gdy zamieszkane były wszystkie budki – 15204. Dzięki sowom walka ze „szkodnikami” w pierwszym roku kosztowała 0,24 dolara w przeliczeniu na jednego gryzonia, a w kolejnych była bezkosztowa. Raz na zawsze rozwiązano problem gofferów i zaprzestano wylewania do winnicy hektolitrów trucizny. W naszych warunkach para płomykówek z dziećmi zjada w ciągu roku od dwóch do pięciu tysięcy różnych gryzoni. Żeby zachęcić je do polowania na naszym polu czy w sadzie, wystarczy rozstawić tam kilka wysokich na jakieś dwa metry kołków pod zasiadkę (w sadzie, szczególnie dojrzałym, takiej potrzeby nie ma) i oczywiście nie pryskać! Upewnijmy się też, czy w sąsiedztwie jest jakaś dziupla albo wolny strych lub stodoła z dobrą niszą lęgową. Jeśli nie, odpowiednia platforma lub budka lęgowa będzie mile widzianym rozwiązaniem.

C-1.jpg

      Nie wszystkie dzieci są ładne, ale te wkrótce zamienią się w piękności nocy. Trzy różne stadia rozwoju pewnego rodzeństwa płomykówek. Na drugim zdjęciu widoczne są świeżo zwrócone wypluwki. Fot. Cezary Korkosz

C-2.jpgC-3.psdC-7.jpg

      Płomykówki z zachodniej Europy, tak jak ta, patrolująca nadmorskie łąki w angielskim hrabstwie Norfolk, są dużo jaśniejsze od ptaków żyjących w naszych stronach. Zimą wyruszają na łowy nawet w pełnym słońcu i widzą nie gorzej niż w nocy. Dobrze wiedzą o tym ci, na których polują. Fot. Arek Glaas

C-6.jpgC-8.jpgC-4.jpgC-5.jpgC-13.jpg

      Płomykówki kanadyjskie noszą suknie niemal identyczne jak te, które mają nasze sowy. Zima i śnieg, podobnie jak przeciągające się deszcze, to trudny czas dla wszystkich płomykówek, bez względu na to, skąd pochodzą. Kolumbia Brytyjska, Kanada. Fot. Grzegorz Lis, BirdWatching.pl

      Uszy

СКАЧАТЬ