Była sobie rzeka. Diane Setterfield
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Była sobie rzeka - Diane Setterfield страница 25

Название: Była sobie rzeka

Автор: Diane Setterfield

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 978-83-8125-992-7

isbn:

СКАЧАТЬ miałabym osiągnąć?

      – Powiedzieć jej, że nasze dziecko nie żyje. Sądzę, że tego właśnie potrzebuje.

      Pani Constantine zamrugała dwukrotnie. U każdej innej osoby to by nic nie znaczyło, lecz przy jej nieporuszonym sposobie bycia oznaczało zaskoczenie.

      – Pozwoli pani, że to wyjaśnię.

      – Owszem, dobrze by było, jeśliby pan to zrobił.

      – Chcę, aby przekonała pani moją żonę, że nasza córka nie żyje. Niech jej pani powie, że dziecko jest szczęśliwe. Że jest z aniołami. Proszę odegrać te głosy, wiadomości i wirujące stoliki, jeśli ma pani odpowiednie rekwizyty.

      To mówiąc, rozejrzał się po pokoju. Wydawało się wątpliwe, aby ten powściągliwie urządzony salon mógł skrywać urządzenia potrzebne, jak mniemał, do podobnych przedstawień, lecz może był w domu inny pokój, który służył do takich celów.

      – Nie zamierzam pani uczyć jej profesji. Sama pani wie, jakie rzeczy działają najlepiej. Mogę pani powiedzieć rzeczy, dzięki którym Helena pani uwierzy, takie, o których wiemy tylko my dwoje. A wtedy…

      – Wtedy?

      – Wtedy będziemy mogli oddać się żałobie, płakać i odmawiać modlitwy, a potem…

      – Potem pańska żona, opłakawszy córkę, odnajdzie drogę powrotną do życia i do pana… tak?

      – Właśnie!

      Vaughana przepełniała wdzięczność za to, że został tak doskonale zrozumiany.

      Pani Constantine ledwo zauważalnie przechyliła głowę na bok. Uśmiechnęła się do niego. Życzliwie. Ze zrozumieniem.

      – Niestety, to nie będzie możliwe – oświadczyła.

      Otworzył szeroko oczy.

      – Dlaczego?

      Kobieta pokręciła głową.

      – Po pierwsze, źle pan zrozumiał lub może wprowadzono pana w błąd w kwestii tego, co się tu odbywa. To zrozumiałe nieporozumienie. Po drugie, to, co pan proponuje, nie przyniesie nic dobrego.

      – Zapłacę pani zwyczajną stawkę. Nawet podwójną, jeśli pani zechce.

      – Pieniądze nie mają tu znaczenia.

      – Nie rozumiem! To prosta transakcja. Proszę mi podać sumę, a ja zapłacę!

      – Bardzo panu współczuję z powodu tego, co pan przechodzi, panie Vaughan. Strata dziecka jest jednym z najsroższych doświadczeń, jakie mogą spotkać człowieka. – Zmarszczyła lekko czoło. – A pan, panie Vaughan? Czy pan wierzy, że pańska córka nie żyje?

      – To oczywiste.

      Szare oczy przyglądały mu się uważnie. Odniósł nagle wrażenie, że ta kobieta zagląda mu w głąb duszy; że widzi w nim rzeczy, których nawet on nie dostrzega. Poczuł się nieswojo, aż zaczęło mu walić serce.

      – Nie powiedział mi pan, jak ma na imię.

      – Helena.

      – Nie pytam o żonę, tylko o córkę.

      Amelia. Imię wypłynęło w nim, lecz wtłoczył je z powrotem do środka. Jego piersią wstrząsnął spazm. Zakasłał, złapał gwałtownie powietrze, sięgnął po wodę i wypił jednym haustem pół szklanki. Na próbę nabrał powietrza, by sprawdzić, czy pierś się porusza.

      – Dlaczego? – spytał. – Dlaczego nie chce mi pani pomóc?

      – Bardzo bym chciała. Potrzebuje pan pomocy. To nie może tak dłużej trwać. Lecz to, o co pan mnie dzisiaj prosi, poza tym, że jest niemożliwe, nie przyniosłoby nic dobrego.

      Podniósł się, wykonał teatralny gest ramieniem. Przeszła mu przez głowę idiotyczna myśl, aby podnieść dłonie do oczu i się rozpłakać. Potrząsnął głową.

      – Wobec tego już pójdę.

      Pani Constantine również wstała.

      – Jeśli zechce pan kiedyś przyjść ponownie, proszę bardzo. Będzie pan mile widziany.

      – Po co miałbym znowu przychodzić? Nie może mi pani pomóc. Wyraziła się pani jasno.

      – Niezupełnie tak powiedziałam. Proszę się odświeżyć, jeśli ma pan ochotę. Tu stoi woda, obok leży czysty ręcznik.

      Kiedy wyszła, Vaughan ochlapał twarz wodą, po czym ukrył ją w miękkim bawełnianym ręczniku i poczuł się odrobinę lepiej. Wyjął zegarek. Za pół godziny ma pociąg, akurat na niego zdąży.

      *

      Idąc spiesznie ulicą, Anthony Vaughan beształ się w duchu za własną głupotę. Powiedzmy, że kobieta zgodziłaby się na jego pomysł. Powiedzmy, że przywiózłby tu Helenę i przedstawienie by się udało. Może pomogło to żonie mężczyzny z opowieści, lecz Helena… Helena w niczym nie przypominała innych żon.

      Na peronie czekali na pociąg inni podróżni. Stanął nieco na uboczu… Nie chciał, aby go zauważono. Gdy tylko mógł, unikał przygodnych rozmów z ludźmi, których znał słabo z widzenia, a jeszcze gorsze były spojrzenia ciekawskich nieznajomych, których on nie znał, za to oni znali jego twarz.

      Według dworcowego zegara pociąg powinien lada chwila wjechać na peron i czekając, aż się zjawi, Vaughan pogratulował sobie, że uciekł z tego domu w ostatniej chwili. Nie miał pojęcia, na czym polegała gra tej kobiety, kiedy odmówiła przyjęcia pieniędzy, ale bez cienia wątpliwości w ten czy inny sposób zamierzała obłupić go ze skóry.

      Był tak pochłonięty myślami na temat swojej dziwnej rozmowy z panią Constantine, że przez dłuższą chwilę nie zdawał sobie sprawy z dziwnego odczucia, które po cichu zalęgło mu się w głowie. Po chwili je sobie uprzytomnił, lecz nadal był tak zaprzątnięty niecodziennym spotkaniem pod numerem siedemnastym, że niełatwo mu przyszło oddzielić to nowe doznanie od niezwykłych przeżyć sprzed paru minut. Kiedy je sobie w końcu uzmysłowił, domyślił się, co to jest: przeczucie. Potrząsnął głową, aby odgonić znużenie. Ma za sobą długi dzień. Czeka na pociąg i pociąg wkrótce przyjedzie. To wszystko.

      Pociąg przyjechał. Vaughan wszedł do wagonu, znalazł pusty przedział pierwszej klasy i usiadł przy oknie. Przeczucie, które go opadło na peronie, nie chciało odejść. Co więcej, kiedy wyjechali z Oksfordu i Vaughan spojrzał przez ciemniejącą mgłę w kierunku, gdzie w mroku czaiła się płynąca rzeka, wewnętrzny głos jeszcze bardziej przybrał na sile. Rytm kół stukających o tory podsuwał przemęczonemu umysłowi słowa, które usłyszał tak wyraźnie, jakby wypowiedziała je na głos niewidzialna osoba: „Coś wisi w powietrzu”.

      Nocny koszmar Lily

      Na drugim brzegu rzeki, naprzeciwko wspaniałej rezydencji Vaughanów, lecz pół mili niżej, rozciągał się skrawek ziemi zbyt podmokły nawet na uprawę rukwi. СКАЧАТЬ