Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Władcy czasu - Eva Garcia Saenz de Urturi страница 17

Название: Władcy czasu

Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Исторические детективы

Серия: Trylogia Białego Miasta

isbn: 978-83-287-1332-1

isbn:

СКАЧАТЬ Ale twierdzisz, że żadne z jego dzieci nie otruło ojca.

      – Tak. Bo wszystkie wiedziały, że ma słabe serce, a kantarydyna rozszerza naczynia krwionośne. Ten, kto otruł przemysłowca, użył dwóch gramów, czyli dawki uważanej za śmiertelną. To wskazuje niezbicie, że ktoś chciał go zabić. Dziecko, włącznie z Irene, użyłoby mniejszej dawki, żebyśmy pomyśleli, że Lasaga używał kantarydyny jako afrodyzjaku. Ale morderca nie wiedział o chorobie. Wykluczone też, żeby środek zażył sam denat. Skoro dbał o serce, raczej nie bawiłby się w afrodyzjaki, a już na pewno nie przyjąłby śmiertelnej dawki. Poza tym to kiepska forma samobójstwa. Śmierć jest brudna, bolesna, nieprzyjemna, gdyby chciał umrzeć, raczej nie wychodziłby tego dnia z domu. Dyskretny człowiek nie narażałby rodziny na taki skandal. Podejrzewam, że zabójcą jest osoba z jego najbliższego otoczenia. I mamy dwie możliwości: albo wybrała ofiarę przypadkiem, albo z rozmysłem. Kiedy zobaczyłem ten dom, myślałem o jednym z grzechów głównych: o chciwości. Pożądamy tego, co mamy przed oczami. Ale teraz nie jestem już tego taki pewien. Boję się, Esti, bardzo się boję, że zabójca wybrał przypadkową ofiarę.

      – Bo jeśli tak było, nie znajdziemy powiązania zabójcy z ofiarą – zakończyła, jakby czytając mi w myślach.

      Po tylu latach pracy razem miałem czasem wrażenie, że nasze mózgi są jednością.

      Zapadła noc. Usiadłem w fotelu przy oknie, z którego rozciągał się widok na plac Virgen Blanca, serce miasta. Wcześniej Deba zasnęła mi na kolanach i położyłem ją do łóżka. Alba odpoczywała na kanapie, ja czytałem podarowany mi przez nią egzemplarz Władców czasu.

      Wymiana prezentów, wymiana dedykacji.

      Oboje uwielbialiśmy czytać. Mieliśmy taki zwyczaj: jeśli jakaś powieść podobała się nam obojgu, dawaliśmy sobie wzajemnie egzemplarz z dedykacją. Prześcigaliśmy się, kto napisze oryginalniejszą, bardziej czułą.

      Ona napisała mi na pierwszej stronie fragment wiersza Mai Angelou, który jej matka recytowała przez lata na scenie: „I mimo wszystko powstanę”. Ja na zakupionym dla niej egzemplarzu zacytowałem wiersz Joana Margarita Rana to miejsce, w którym też można zamieszkać.

      – Jesteś jakiś zamyślony, Unai. Nie wiem, czy powiedzieć, że bardzo ci z tym do twarzy, czy że się o ciebie martwię.

      – Mogę pomyśleć przy tobie głośno? Dziś w nocy nawet ty nie zdołasz rozwiać chmur nad moją głową.

      – Dawaj. Nad czym się zastanawiasz?

      – Nad pytaniami z pierwszego roku profilowania kryminalnego. Dlaczego w ten sposób? Dlaczego w tym miejscu? Dlaczego teraz? Dlaczego kantarydyna? Dlaczego w Villa Suso? Dlaczego na prezentacji książki, której akcja ma wiele wspólnego z jego śmiercią: miejsce, zawód i sposób zabójstwa?

      – I co wymyśliłeś?

      – Że wszechświat jest leniwy.

      – Leniwy – powtórzyła, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co mi chodzi.

      – Tak, leniwy. Nie wysila się, żeby mnożyć koincydencje, dlatego statystycznie zdarzają się rzadko. To zatem nie przypadek, że zabito bogatego człowieka z branży tekstylnej, w dodatku według tego samego modus operandi, co w powieści, na której prezentacji dochodzi do zabójstwa. Sprawca chciał wysłać komunikat i my mamy go odczytać: „To zabójstwo ma związek z powieścią. Szukajcie według tego klucza”. I to właśnie zamierzam zrobić.

      Spojrzałem na nią, z niekłamanym zachwytem zresztą, i powiedziałem sentencjonalnym tonem:

      – Nadszedł czas, żebym porozmawiał z wydawcą.

      8

      PAŁAC ÁLAVA-ESQUIVEL

      UNAI

      Wrzesień 2019

      Tego dnia poznałem jedną z najbardziej wyjątkowych osób w swojej karierze profilera. Ale kiedy z Estíbaliz i Milán zbliżaliśmy się do pałacu Álava-Esquivel, nie mieliśmy pojęcia, jakie niespodzianki nas czekają.

      Pałac bronił się jak umiał przed zgubnym upływem czasu, ale niedawno trzeba było zamontować na nim siatkę zapobiegającą odpadaniu fragmentów elewacji. Dekadencki budynek z białego kamienia wznosił się dumnie na skrzyżowaniu Cantón de San Roque i ulicy Herrería. Otaczał go ogród z nieco surrealistyczną palmą i był chyba ostatnią zamieszkaną rezydencją pałacową w mieście. Lokatorzy, który wynajmowali tu niezbyt drogie mieszkania, dzielnie znosili wilgoć i odpadanie stiuku ze ścian. Zadzwoniłem przez domofon. Do budynku prowadziły piękne drzwi zwieńczone półkolistym łukiem. Odpowiedział mi niski głos:

      – Kto tam?

      – Prudencio, to ja, inspektor López de Ayala. Może mi pan otworzyć?

      Odpowiedział po kilku sekundach:

      – Jasne, inspektorze. Otwieram.

      Przeszliśmy obok trycyklu w jaskrawych kolorach i ruszyliśmy na górę schodami o obtłuczonych stopniach. Ten budynek się sypał, przypominał jakąś hawańską kamie­nicę.

      – Znalazłaś jakiś ślad po zakupach kantarydyny w internecie? – zapytałem Milán, kiedy szliśmy na górę.

      – Ani jednego – odpowiedziała z uśmiechem, który wskazywał raczej na to, że jest ze swoich poszukiwań zadowolona. – Jest wiele produktów, które sprzedaje się jako hiszpańską muchę, ale to faktycznie L-arginina z witaminą C. Wszystko fałszywki. Nikt nie handluje prawdziwą hiszpańską muchą. Po co, skoro istnieje tysiąc imitacji viagry w rozmaitych cenach? Nie trafiłam ani na ofertę, ani na zapotrzebowanie. Nie sądzę, żeby dało się ją kupić w internecie.

      – W takim razie?

      – Zdobyto ją inaczej. Zrobiono z chrząszczy. Ktoś zmiażdżył pancerzyki i otrzymał dwa gramy czystej kantarydyny.

      – Znalazłaś kogoś, kto kupił owady? – zapytała Estíbaliz.

      – Znów nie to. Znalazłam coś o wiele lepszego.

      – To znaczy? – Estíbaliz nie ustępowała.

      – Pod koniec sierpnia Muzeum Nauk Przyrodniczych zgłosiło kradzież. Przesyłka dwustu chrząszczy mających wzbogacić zasoby, zgodnie z inwentarzem. Przypomniałam sobie o tej sprawie i pomyślałam: może wśród tych chrząszczy były oleicowate? Jeśli chcecie, złożymy tam wizytę, kiedy już skończymy rozmawiać z wydawcą.

      – Dobrze, tak zrobimy.

      Kątem oka obserwowałem Estíbaliz. Moja partnerka postawiła kołnierz wojskowej kurtki. Sprawiała wrażenie nieobecnej. Żeby dotrzeć do mieszczącego się w Wieży Doñi Ochandy muzeum przyrodniczego, trzeba było przejść obok sklepu ezoterycznego, który prowadził kiedyś Eneko alias Eguzkilore, czyli brat Esti. Od dawna nie było go wśród żywych, ale czy Estíbaliz zdążyła już przeboleć stratę? Czy żałoba po bracie, nawet jeśli był dilerem i palantem, w ogóle się kiedyś kończy?

      – СКАЧАТЬ