Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Władcy czasu - Eva Garcia Saenz de Urturi страница 15

Название: Władcy czasu

Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Исторические детективы

Серия: Trylogia Białego Miasta

isbn: 978-83-287-1332-1

isbn:

СКАЧАТЬ sobie poszli, przez chwilę wpatrywałem się w białe drzwi.

      – Ród wojujący o dziedzictwo – mruknąłem.

      – Wróć do dwudziestego pierwszego wieku, Kraken. Potrzebujemy cię tutaj.

      – Jak sobie chcesz, mogę powiedzieć to samo współczesnym językiem: będą walczyć o spadek.

      – Wnioski… – Esti zwróciła się do Milán.

      – Andoni Lasaga jest dominujący, niezbyt inteligentny i impulsywny. Mówiąc o ojcu, używa czasu przeszłego, znaczący szczegół. Telefon z wyższej półki, tyle że ten model ma już kilka lat i ekran był stłuczony. Buty markowe, ale bardzo zużyta podeszwa. Miał na sobie czarny żałobny strój z dość przetartymi rękawami i kołnierzem marynarki. Młodszy brat nosi się dyskretnie, ale jego telefon i ubrania są nowe i bardzo dobrej jakości.

      Pokiwałem głową z dumą. Uczyliśmy Milán i Peñę trudnej sztuki spostrzegawczości i nie wątpiłem, że nauka nie poszła w las.

      – Poza tym – ciągnęła – doktor Guevara powiedziała mi, że znała rodzinę, skorzystałam z jej pomocy, żeby dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Niejaki Andoni pracował w firmie ojca, ale okazał się nieudacznikiem i ojciec wywalił go z zarządu. Dostaje, a może dostawał, wypłatę, ale żyje ponad stan i ciągle mu mało. Reszta rodzeństwa jest bardzo dyskretna. Są ze sobą bardzo związani. Wszyscy studiowali na uniwersytecie i mają kwalifikacje, żeby zastąpić ojca na jego stanowisku, chociaż to siostra jest najbystrzejsza, dostawała świetne stopnie, skończyła MBA, pracowała za granicą. Od ponad dziesięciu lat pracuje dla ojca, ale zaczynała od niskiego stanowiska i przeszła przez wszystkie działy firmy. Tak czy siak, Antón Lasaga nie chciał oddawać nikomu sterów. Chyba musimy wybrać się do Armentii.

      – Do Armentii? – zdziwiła się Estíbaliz.

      – Tam mieszkał nasz przedsiębiorca. Ma wiele posiad­łości, ale zaszył się w dyskretnej willi w Armentii właśnie.

      Do sali wszedł Peña z przepastną teczką w rękach.

      – Szukałem was. Chyba namierzyłem naszą zakonnicę. Zebrałem zeznania od wszystkich świadków, którzy byli wczoraj w Villa Suso. Sto osiemdziesiąt siedem osób. Z nich wszystkich tylko sześć widziało zakonnicę. Według nich była ładną kobietą, może trzydziesto-, może czterdziestoletnią. Pomiędzy metr pięćdziesiąt a metr sześćdziesiąt wzrostu. Jeden ze świadków opisał ją jako bardzo niską. Pozostałych pięcioro nie zwróciło uwagi na wzrost. Dwoje zeznało, że miała na sobie habit z białym welonem, czterech, że habit był biały, a welon ciemny. Czarny lub brązowy. Była noc, trudno stwierdzić z całą pewnością.

      Zasada fałszywej pamięci, pomyślałem. Świadkowie nigdy nie są tak wiarygodni, jak się im samym wydaje.

      – Więc – podsumowała Estíbaliz – poszukujemy kobiety.

      – Dominikanki.

      – Dominikanki?

      – Tak, przez cały ranek szukałem informacji o pobliskich zakonach. Jeśli uwierzymy w zeznania większości świadków i opisowi inspektora Lopeza de Ayali, to dominikanka z klasztoru Nuestra Señora del Cabello w Quejanie.

      – To posiadłości twoich przodków, rodu Ayala, prawda? – zapytała Estíbaliz.

      – No jasne. Nie mówiłem wam jeszcze, że mam pałac i rozległe ziemie… Tak czy owak, ten klasztor jest pusty, czytałem o tym w prasie. Mniszki wyprowadziły się kilka lat temu do San Sebastián, zostało ich sześć i miały po dziewięćdziesiąt lat, a ja nie biegłem po dachu za dziewięćdziesięciolatką, tego jestem pewien.

      – Tak, to raczej możemy wykluczyć – przyznała moja partnerka. – W każdym razie skoro klasztor stoi pusty, to pewnie habit nie ma nic wspólnego z siostrami dominikankami. Ktoś, kto przebiera się za zakonnicę, może wybrać sobie dowolne zgromadzenie. Nie fiksujmy się zbytnio na tym szczególe. Musimy przesłuchać jeszcze wszystkich, którzy pracowali na średniowiecznym jarmarku, i spróbować się dowiedzieć, czy widzieli kogoś przebranego za zakonnicę. Peña, weź kilku agentów i zajmij się tym.

      – Milán, przydałoby się, żebyś zrobiła sobie spacer po inter­netowym czarnym rynku.

      – Czego mam szukać?

      – Kogoś, kto kupował ostatnio hiszpańską muchę. IP musi pochodzić z okolic. Stosowanie kantarydyny jest zabronione. Zobaczymy, co znajdziesz.

      – Jeśli coś jest, na pewno to znajdę.

      Esti się uśmiechnęła. To było ulubione powiedzenie naszej olbrzymki, jej mantra składająca się z siedmiu słów, powtarzanych za każdym razem, kiedy zlecaliśmy jej jakieś trudne zadanie w sieci. Już od trzech lat nie musiałem korzystać z pomocy swoich informatycznych doradców: MatuSalema i Golden Girl. I byłem z tego bardzo zadowolony. Lepiej nie prosić o pomoc diabła, bo w końcu zawlecze cię do swojego kotła.

      Kiedy znaleźliśmy się w ogrodzie ogromnej posiadłości w Armentii, na południe od Vitorii, z trudem powstrzymałem się od gwizdnięcia. Willa robiła wrażenie, ogród wręcz zachwycał. Podeszła do nas trzydziestoparoletnia kobieta z grabiami w ręku i w roboczych rękawicach. W jej spojrzeniu malował się wielki smutek. Miała rude włosy, asymetryczną grzywkę i uścisk dłoni tak mocny, jak jej najstarszy brat.

      – Rozumiem, że pani jest Irene. Bardzo nam przykro.

      Zwróciłem uwagę na szary szalik na jej szyi i zapach, który wydał mi się znajomy. Ku najwyższemu zdumieniu Estíbaliz podszedłem, żeby pocałować ją w policzki.

      – Inspektor López de Ayala, a to inspektor Ruiz de Gauna – powiedziałem.

      – Dziś przyjechałam. Właśnie grabiłam ogród. Zwykle on to robi, relaksuje się przy tym. Akurat zerwał się wiatr, pomyślałam, że nawieje nowych liści. To było niemal fizyczne doznanie. Ten ból, kiedy zobaczyłam, jak wygląda ogród zaledwie kilka godzin po jego odejściu… Ojciec chciałby chyba, żeby ktoś się tym zajął – rzekła. – Państwo pewnie wiedzą, po jakim czasie od śmierci kogoś bliskiego zaczyna się mówić o nim w czasie przeszłym?

      Mniej więcej po pięciu dniach, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos. Nie był to dobry moment na statystyki.

      – To zależy od osoby – odpowiedziałem cicho.

      – Moja matka pół roku temu, a teraz on. To jest przerażające, kiedy zostaje się sierotą, ale sądzę, że mnie do tego przygotował. Pewnie nie powinnam o tym mówić. Dziś jest taki okropny dzień, nie panuję nad słowami i bardzo staram się przy was nie rozkleić. Jestem stereotypową jedyną córeczką rozpieszczoną przez tatusia.

      – Nie sprawia pani wrażenia rozpieszczonej dziewczynki. Słyszeliśmy, że nie od razu zatrudniła się pani u ojca, chociaż była taka możliwość – zauważyłem.

      – Starałam się zdobyć doświadczenie i jak najwięcej nauczyć. Nie chciałabym odziedziczyć stanowiska z racji urodzenia. Nie potrafiłabym wykonywać dobrze swojej pracy, wiedząc, że dostałam ją tylko dlatego, że jestem córką szefa. Chociaż właśnie zdałam sobie sprawę, że już СКАЧАТЬ