Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Władcy czasu - Eva Garcia Saenz de Urturi страница 13

Название: Władcy czasu

Автор: Eva Garcia Saenz de Urturi

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Исторические детективы

Серия: Trylogia Białego Miasta

isbn: 978-83-287-1332-1

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Że sceneria musi przemówić – powiedziałem.

      Wiem, że nie brzmiało to dobrze. Czasem zdarza mi się odezwać tak, jakbym rozmawiał sam ze sobą.

      – Co takiego?

      Alba spojrzała na mnie wymownie: „Nie wygłupiaj się, błagam”.

      – Scena jest symulowana – odrzekłem.

      – Może pan to wyjaśnić?

      – Typowa zagadka o przestępstwie popełnionym w zamkniętym pokoju: drzwi zamknięte od środka, nie ma ciała. A przy tym znaleźliśmy krew młodszej dziewczynki, co sugeruje walkę, obronę i przemoc, poza tym rzuca cień podejrzenia na starszą, jakby ktoś chciał ją obwinić o zranienie siostry albo przypadkowe spowodowanie jej śmierci. Ale sprawdziliśmy wszystkie meble, nie znaleźliśmy śladów DNA młodszego dziecka na żadnym z nich. Nie ma narzędzia zbrodni albo czegoś, co posłużyło za narzędzie: przedmiotu wystarczająco ostrego, żeby przeciąć skórę i wywołać krwawienie. Ta cała scena została zaaranżowana, żeby zakręciło nam się w głowie od hipotez, żebyśmy się zgubili w domysłach.

      – I co według pana powinniśmy zrobić?

      – Jedyne, co możemy zrobić w tej sytuacji: szukać ich dalej, żywych lub martwych, ale nie traćmy czasu na hipotezy, co się z nimi stało, dopóki nie znajdziemy dziewczynek albo ich ciał. Cała sceneria zaginięcia ma nas wprowadzić w błąd i została tak pomyślana po to, żeby odciągnąć nas od najważniejszego, czyli poszukiwań. Nie wpadniemy w tę pułapkę. Kontynuujemy operację „Frozen”.

      W tym momencie ktoś nerwowo zastukał w drzwi.

      – Milán, nie musisz pukać – powiedziała Alba po raz setny. – Jesteś częścią ekipy.

      Agentka Milán Martínez pracowała z nami od trzech lat i nic się przez ten czas nie zmieniła: nadal była niezdarną wielkoludką, która zapełniała swoje biurko post-itami w jaskrawych kolorach. Zaprzyjaźniła się z Estíbaliz i Albą i w weekendy jeździła z nimi w góry, żeby trochę odetchnąć. Podinspektor Peña ją uwielbiał, adorował, jakby była boginią miłości, seksu i w ogóle wszystkiego, dziewczyna jednak postanowiła zakończyć ich romans. On leczył swoje złamane serce artysty, popijając szoty w barach starówki.

      Wyjęła z kieszeni pomarańczowy post-it.

      – Mam wiadomość – powiedziała i spróbowała odczytać zapiski z karteczki, co przy zgaszonym świetle przyszło jej z trudem. – Kantarydyna. Laboratorium toksykologiczne potwierdziło właśnie doktor Guevarze, że w organizmie ofiary znaleziono dwa gramy sproszkowanego Lytta vesicatoria.

      – A po ludzku? – zapytał komisarz.

      – Chrząszcza z rodziny oleicowatych, hiszpańskiej muchy albo kantarydy.

      6

      STARA KUŹNIA

      DIAGO VELA

      Zima, rok Pański 1192

      Odzyskałem zmysły. Jakiś dziób walił mnie właśnie w czoło.

      – Przestańcie, błagam. Już wystarczy – krzyknąłem.

      – Wasza miłość żyje! – usłyszałem głos Alix de Salcedo.

      – Możecie zabrać tę bestię? – poprosiłem, zrzucając z siebie drewno, którym zostałem przywalony.

      Rozejrzałem się wokół i moim oczom ukazał się rozpaczliwy obraz. Sąsiedzi ratowali się nawzajem wśród jęków i lamentów.

      – Jak mnie znaleźliście?

      – Pomógł nam Munio, moja sowa. Pamięta was z wczoraj – powiedziała zatroskana Alix. – Ale jesteście tak niebiescy jak zwykle, więc nic wam się nie stało.

      – Jestem niebieski? Jak nieboszczyk? – Nic nie rozumiałem.

      – Nie, nie o to chodzi – pospieszyła z wyjaśnieniem. – Tylko że… Nie mówcie o tym nikomu, bo zaczną na mnie patrzeć jak na wariatkę. Chodzi o to, że nie rozdzielam zmysłów: kolory dla mnie pachną, a dźwięki mają smak. A każda osoba emanuje innym kolorem, tak było zawsze.

      – I ja jestem niebieski? – uśmiechnąłem się, macając guz na czole.

      – Jakby wasza miłość miał kawałek morza w oczach. To was determinuje, jest ciężarem, ale niebieski to wasz kolor. Ciekawe, że wcale nie przyszliście na świat na wybrzeżu.

      – A inni? Czy tylko ja jestem chodzącą tęczą?

      – Gunnarr jest biały, wasz kuzyn Héctor, pan osady Cas­tillo, ma kolor ziemi. Hrabia Nagorno jest czerwony… Mam mówić dalej?

      – Słuchałbym bez końca – odrzekłem, kiedy pomagała mi wstać – ale na razie pomóżmy rannym i upewnijmy się, kto żyje, a kto umarł.

      Byłem wciąż skołowany po wypadku, ale starałem się pomóc. Nie umknęły mojej uwagi złorzeczenia mieszkańców Nowej Victorii pod adresem tych z Villa de Suso.

      – Tak jest na co dzień, senior – westchnęła Alix. – Każde nieszczęście sprawia, że skaczemy sobie do oczu.

      Zginęły cztery osoby. Wieść o tragedii rozniosła się gościńcem do Pampeluny tak szybko, że mieszkańcy okolicznych osad przybyli następnego dnia na pogrzeb, niosąc gromnice.

      Przez Bramę Północną wszedł orszak duchownych i zakonnic, który towarzyszył Garcíi z Pampeluny, protegowanemu hrabiego de Maestu i najmłodszemu biskupowi, jaki kiedykolwiek został wyświęcony. Kiedy to się stało, nie miał nawet siedemnastu lat, ale jego zdolności dyplomatyczne czyniły go pożądanym na każdym dworze. Ja poznałem go na dworze w Tudeli. Ceniłem go, byliśmy dla siebie jak kuzyni. Onneca też go kochała, wszyscy widzieliśmy, że kiedy tylko zsiadł z konia, rzuciła mu się na szyję. Spadł śnieg i zrobiło się jeszcze zimniej, ale on wdział tylko ornat. I wcale nie wyglądał na zziębniętego. Towarzyszące mu mniszki dosiadające osłów spoglądały nań z uwielbieniem.

      – Tyle nieszczęść naraz, kuzynko! Kiedy tylko dowiedziałem się o wszystkim, wyruszyłem w drogę. Sam odprawię mszę żałobną za dusze waszego ojca i zmarłych victorczyków.

      – Jestem ci niezmiernie wdzięczna, kuzynie – powiedziała, starając się zapanować nad rozpaczą.

      Po pogrzebie, zanim udałem się do domu, zajrzałem do naszej rodzinnej kuźni przy ulicy Astería.

      Lyra żelazną ręką zarządzała swoimi kowalami. Alix komenderowała czeladnikami, którzy rozładowywali rudę z naszych kopalni w Bagoecie.

      – Jeszcze nie powiedziałaś mi, co tu się dzieje, Lyro. Znajduję gród zupełnie odmienionym, widzę, że mieszkańcy dwóch dzielnic są skłóceni.

      Pokiwała głową i poprosiła Alix, żeby do nas podeszła. СКАЧАТЬ