Świst umarłych. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świst umarłych - Graham Masterton страница 17

Название: Świst umarłych

Автор: Graham Masterton

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Полицейские детективы

Серия: Katie Maguire

isbn: 978-83-8125-926-2

isbn:

СКАЧАТЬ powiedziała. – Mam cały serial Can’t Cope, Won’t Cope, mnóstwo do picia i wielką torbę nachos.

      – No właśnie – wtrącił jej brat. – Kto by się oparł takiej propozycji.

      Michael rzucił okiem na Douglasa Quinna. Po błysku w oczach i zaciśniętych ustach poznał, że facet z całych sił stara się nie parsknąć śmiechem. Obaj przyboczni mieli obojętne miny, jakby w ogóle nie słyszeli, co proponowała Gwenith, albo nie rozumieli po angielsku.

      Dziewczyna wyciągnęła rękę i ujęła dłoń Michaela. Miała zimne, wilgotne palce, pewnie z powodu złego krążenia. Paznokcie były pomalowane na jaskrawy kolor, ale większość lakieru już poodpryskiwała.

      – No to jak, Tommy? – spytała zalotnie.

      – No dobra, świetnie – rzucił Michael. – Mieszkasz daleko?

      – O, tylko kilka ulic stąd. Na końcu Sprigg’s Road. I tak zawiezie nas tam Farry, prawda, Farry?

      Jeden z przybocznych potwierdził ledwie widocznym skinieniem głowy.

      – Ale mam czas, żeby dokończyć drinka? – zapytał Michael.

      – Jasne – mruknął Twomey. – Postawię ci nawet następnego, a może nawet trzeciego. Nie codziennie jakiś gościu uszczęśliwia moją siostrę.

      * * *

      Gwenith kazała Michaelowi przysunąć się z krzesłem i siąść bliżej. Przywarła udem do jego uda. Pachniała mocno Estée Lauder Beautiful. Znał te perfumy, bo jego poprzednia dziewczyna, Clodagh, ich używała i siedzenie jego samochodu od strony pasażera tak nimi przesiąkło, że nie dawało się tego wywietrzyć przez ponad dwa miesiące po ich rozstaniu. Teraz pod nutą Estée Lauder wyczuwał jednak ślad zapachu siekanej cebuli i oleju do smażenia.

      – Jak cię tu tylko zobaczyłam, od razu pomyślałam, że jesteś strasznie fajny – powiedziała Gwenith, wtulając się w niego jeszcze bardziej. – A kiedy zacząłeś coś mówić, to… kompletnie mnie rozwaliło. Mój ostatni chłopak, niezły pistolet, miał odzywki jak jakiś pieprzony Cygan.

      – Ty też spodobałaś mi się od pierwszego wejrzenia – zapewnił dziewczynę Michael, świadom, że jej brat słucha uważnie każdego jego słowa. – Ale jak mówiłem Seamusowi, nie wiedziałem, czy jesteś wolna. Nie chciałem nikomu wchodzić w paradę.

      – Och, mnie możesz wchodzić w paradę, kiedy tylko zechcesz, Tommy – wysapała Gwenith, ściskając go za ramię i wydając z siebie dziwny świszczący jęk.

      Było już wpół do jedenastej i pub się wyludniał, choć kilku klientów jak zwykle zamierzało zostać do zamknięcia – o drugiej albo trzeciej. Gwenith głośno wciągnęła przez słomkę resztkę poitini i podniosła torbę z podłogi.

      – No dobra, Farry, spadamy. Dopijaj i jedziemy.

      Przyboczny o imieniu Farry jednym haustem dokończył guinnessa i przeciągle beknął, uderzając się przy tym w pierś. Od przyjścia Michaela wypił ze cztery kufle, a przedtem musiał już wychylić ze dwa, może nawet trzy. Gdyby Michael nie był tajniakiem, kazałby mu oddać kluczyki, a jeśli gość by odmówił i próbował siadać za kierownicą, toby go aresztował.

      Kiedy Gwenith i Michael wstali, Seamus Twomey uniósł szklankę.

      – Za was! Przyjemnej jazdy. Zobaczymy się jutro, to mi wszystko opowiecie. Sláinte!

      Wyszli z pubu i ruszyli w kierunku sklepu Centra, przy którym stała zaparkowana srebrna toyota Farry’ego. Na karoserii lśniły krople deszczu. Gwenith usiadła z tyłu. Kołysząc biodrami, przesunęła się głębiej i poklepała miejsce obok siebie, zapraszając Michaela, żeby umościł się przy niej. Farry zapalił, zajął miejsce za kierownicą i wypuszczając z ust obłok dymu, uruchomił silnik.

      Zawrócili na Baker’s Road i pojechali ku Cathedral, a Gwenith przyciągnęła Michaela do siebie.

      – Co ty na to, żeby trochę zaszaleć, Tommy? Obiecuję, że nie pożałujesz.

      Michael zrobił dzióbek, zamknął oczy i pocałował ją. Jej język natychmiast wślizgnął mu się do ust i zaczął wędrować po jego zębach jak zbłąkany morświn.

      Jej usta były miękkie, lepkie od taniej szminki, a ślina smakowała jabłkowym poitini. Słodko, trochę jak lekarstwo. Jakby ktoś pomieszał landrynki jabłkowe ze spirytusem rektyfikowanym i kremem na odparzenia od pieluch.

      Uniósł na chwilę powieki i zobaczył w lusterku wstecznym odbicie oczu Farry’ego, który uważnie ich obserwował. Michael wiedział, że jeśli w jakikolwiek sposób zdradzi, że Gwenith wcale mu się nie podoba, a jej pocałunki są dla niego wstrętne, może się to okazać fatalne w skutkach. Odwzajemnił pocałunek, mocno, a potem chwycił jej lewą pierś i pieścił, choć przez podtrzymujący biustonosz była tak twarda, że przypominało to pieszczenie piłki futbolowej.

      – Och, Tommy – szepnęła mu do ucha.

      Wzięła go za nadgarstek, oderwała jego dłoń od piersi i poprowadziła pod skórzaną minispódniczkę, głęboko między uda.

      – Czujesz? – spytała, dociskając jego palce do swoich majtek. – Moja myszka jest całkiem mokra.

      Znów spojrzał na odbijające się w lusterku wstecznym oczy Farry’ego i starał się myśleć o wszystkim, byle nie o wilgotnych nylonowych majtkach Gwenith. Przypominał sobie szkolenia, które przechodził w Garda College w Templemore. Uczono go, jak sobie radzić z terrorystą w pasie szahida, ale nie dostał żadnych wskazówek, jak bronić się przed napaloną grubaską, której brat jest chodzącym na swobodzie wielokrotnym zabójcą.

      – Gwenny, Jezu, jesteś niesamowita – powiedział, pocierając wte i wewte czubkiem środkowego palca po zagłębieniu w śliskich majtkach. – Jeszcze nie spotkałem dziewczyny, która byłaby gotowa tak szybko jak ty.

      Farry znów beknął. A Michael pomyślał, że po tym, co przed chwilą powiedział, nie ma o to do tego drania żalu. Jeśli miałby być szczery, dziwił się, że gość się nie porzygał.

      Dotarli na koniec St Enda’s Road i skręcili w Sprigg’s, gdzie okna szeregowych domów wychodziły na rozległe porośnięte trawą zbocze. Farry podjechał do końca drogi, zatrzymał samochód i wygramolił się zza kierownicy, żeby otworzyć drzwi Gwenith. Nadal padało, ale trochę mniej. Zanim wsiadł z powrotem do toyoty, podszedł do Michaela.

      – Będziesz dla niej dobry, co, Tommy? Potraktujesz ją jak księżniczkę, jasne? Żadnych numerów, bez ściemy.

      – Seamus kazał ci to powiedzieć? – spytał Michael.

      – Seamus nie jest ślepym kotkiem, Tommy. Wie, jaka ona jest gruba i czemu rzadko udaje się jej zaciągnąć faceta do łóżka. Jezu, to nie miss świata. Ale wyświadczasz mu przysługę, co nie? I wiesz, on ci tego nie zapomni.

      – Chodź już się ciupciać, dobrze? – ponagliła go Gwenith. Czekała na Michaela na stopniach pod domem. – Robię się mokra na zewnątrz tak samo jak w środku!

      Michael СКАЧАТЬ