Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra. Lucyna Olejniczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra - Lucyna Olejniczak страница 6

Название: Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra

Автор: Lucyna Olejniczak

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788381698313

isbn:

СКАЧАТЬ Przecież bez pani się nie ruszy – tłumaczyła – a chciałabym go przedstawić rodzicom.

      I dopiero ten argument ostatecznie przekonał panią Marię. Sekundowała im obojgu od samego początku, odkąd tylko poznała Weronikę. Wprawdzie młoda kobieta była jeszcze wtedy mężatką, ale staruszka wiedziała o złożonym już pozwie rozwodowym.

      Teraz Weronika była wolna. Sprawa w sądzie na szczęście nie trwała długo. Marcin przyszedł kompletnie pijany i nawet nie próbował albo nie miał ochoty się bronić przed zarzutami o stosowanie przez długie lata przemocy domowej i brutalne pobicie żony. Kilka razy prosił o powtórzenie pytania, a kiedy ostatecznie dotarło do niego, że żona naprawdę chce rozwodu, zaczął się odgrażać, że to jeszcze nie koniec i on załatwi tę sprawę inaczej. Dla sądu jednak był to koniec. I tak, po kilku miesiącach od złożenia pozwu, Weronika otrzymała rozwód i mogła już bez przeszkód oraz moralnych dylematów spotykać się z Pawłem. Wcześniej powstrzymywała ją przed tym świadomość, że wciąż jeszcze jest żoną innego mężczyzny. Przynajmniej według prawa.

      Znów była zakochana, tym razem miłością dojrzałą i rozważną. W antykwariacie oboje starali się zachowywać jak na szefa i jego pracownicę przystało. Zresztą Paweł dość rzadko się tam pojawiał. Wciąż gdzieś podróżował, odbywał jakieś ważne spotkania, o których z nikim nie rozmawiał, i wpadał do księgarni tylko na chwilę, całkowicie zdając się na Weronikę, ponieważ miał do niej absolutne zaufanie. Prywatnie spotykali się dopiero po zamknięciu sklepu.

      ***

      Matylda i Weronika szybko zajęły się gośćmi.

      Julek z szacunkiem ucałował dłoń pani Marii, a Pawłowi, ubranemu w skórzaną marynarkę i czarny golf, miał ochotę uścisnąć boleśnie palce, ale w porę się pohamował, pamiętając o obietnicy danej żonie. Wymruczał więc tylko pod nosem coś, co brzmiało jak „miło mi”, całą swoją postawą dawał wszakże do zrozumienia, że wcale nie jest mu miło. Bał się o swoją jedynaczkę, która już jedno przykre doświadczenie życiowe miała za sobą i nie chciał, żeby znowu wplątała się w podobną historię.

      – Proszę, siadajcie państwo! – Matylda szerokim gestem zaprosiła gości do stołu, a sama skinęła na męża i wyszła z nim do kuchni, zabierając sporą paczkę, przyniesioną przez panią Marię.

      – To kutia – powiedziała starsza pani, kiedy wręczała pakunek gospodyni. – Pozwoliłam sobie przynieść przysmak wigilijny z moich rodzinnych stron.

      Matylda musiała teraz dopilnować gorących dań, a przy okazji postanowiła upomnieć męża, żeby zachowywał się uprzejmie w stosunku do Pawła. Najwidoczniej zauważyła minę Julka i wyczuła bijący od niego chłód, kiedy małżonek witał się z gościem. Poprosiła go dyskretnie do kuchni, podczas gdy pozostali sadowili się już przy stole w salonie, rozmawiając i żartując. Słyszała, jak pani Maria głośno zachwyca się choinką.

      – Nie dziw się, że jestem przewrażliwiony – tłumaczył teraz konspiracyjnym szeptem Julek, opierając się o stół.

      – Nie dziwię się. Ale inaczej się umawialiśmy. Krzywisz się, jakby rozbolały cię wszystkie zęby. Jesteś cały szary na twarzy.

      – Może mnie rozbolały. Przecież nic złego nie robię. Chyba przesadzasz.

      – Mówię poważnie.

      – Ja też.

      – Daj spokój, wyglądasz, jakby odwiedził nas dzielnicowy albo prokurator, a nie mężczyzna, którego pokochała twoja córka.

      – No właśnie.

      – Co „no właśnie”?

      Matylda machnęła w powietrzu ścierką, aby przegonić Milkę, która wskoczyła na stół i wsadziła pyszczek do miski z karpiem po żydowsku. Kotka momentalnie zeskoczyła na podłogę, ale nie odbiegła od stołu. Widać było, że szykuje się już do powrotu w to jakże atrakcyjne teraz miejsce, czekając tylko, aż ludzie na chwilę odwrócą od niej uwagę, zajęci swoimi głupimi rozmowami.

      – Dopiero co zdążyła się rozwieść z jednym draniem, a już wpadła w następny związek. To mnie niepokoi i tyle.

      – Jak to wpadła? Wpada się pod samochód.

      Julek odchrząknął.

      – Znaczy zaangażowała się już.

      – Jakie „już”? – oburzyła się Matylda. – Przypominam ci, że przez cały czas trwania tego małżeństwa nasza córka była wierna Marcinowi. Wierna i tak lojalna, że nawet nam się na niego nie skarżyła. A teraz, po tych wszystkich latach męczarni, odmawiasz jej prawa do szczęścia? Jest wolna, ma dopiero dwadzieścia dziewięć lat i powinna ułożyć sobie życie. Nie utrudniaj jej tego.

      – Zrozum, chcę tylko ją chronić.

      Podobne rozmowy odbyli już kilka, jeśli nie kilkanaście razy i oboje używali ciągle tych samych argumentów. Matylda była zmęczona i zła na męża, że nawet w tej chwili nie może sobie darować. Czyżby na starość robił się marudny i czepliwy?

      – Ma prawie trzydzieści lat i sama o sobie decyduje – powiedziała chłodno. – To nie jest mała dziewczynka, ty nadopiekuńczy tatusiu.

      – Do tej pory jej decyzje nie były zbyt dorosłe ani odpowiedzialne.

      – Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Ten Paweł wygląda na przyzwoitego człowieka, mimo przydługich włosów. Podobno nie pije. Milka, uciekaj mi ze stołu, ty mała złodziejko!

      Julek uniósł obie dłonie w geście poddania się. Nie próbował dalej dyskutować z rozsierdzoną Matyldą, zresztą widać było, że niechętnie, ale przyznaje jej rację. Stanęło w końcu na tym, że postara się być miły dla Pawła, ale tylko dlatego, że to Wigilia. Potem, jak oświadczył stanowczo, okres ochronny się skończy, a on zacznie bacznie obserwować tego mężczyznę. Teraz musieli oboje wracać do gości.

      Matylda obejrzała się jeszcze na męża i mruknęła tak, żeby tylko on mógł ją usłyszeć.

      – I dobrze. Byle dyskretnie i bez włażenia komukolwiek z buciorami do duszy. A teraz wygoń stąd kota i zamknij za sobą dokładnie drzwi.

      ***

      Do salonu weszli już z uśmiechami na twarzach.

      – No to jak, możemy zaczynać? – Matylda spojrzała na wnuki. – Sprawdziliście, czy już pojawiła się pierwsza gwiazdka?

      Dzieci zerwały się z miejsc i podbiegły do okna. Niestety, na zachmurzonym niebie trudno było zauważyć jakąkolwiek gwiazdę.

      – Jest! Tam! – krzyknęła Emilka, wskazując jakiś jasny punkt za oknem. – Ja pierwsza zauważyłam, ja pierwsza!

      – Głupia jesteś, to światełko na wieży kościoła, a nie żadna gwiazda – zgasił ją szybko Waldek. – Dzisiaj nie będzie gwiazd, bo pada deszcz.

      – Kochani. – Pani Maria zauważyła układającą СКАЧАТЬ