Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra. Lucyna Olejniczak
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra - Lucyna Olejniczak страница 3

Название: Kobiety z ulicy Grodzkiej. Aleksandra

Автор: Lucyna Olejniczak

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788381698313

isbn:

СКАЧАТЬ partnera córki. Dało się wyczuć zdecydowany chłód i dystans obojga, kiedy im opowiadała o Pawle. Szczególnie widoczne było to u ojca. Pewnie myśleli, że ich córka z natury lgnie do brutali i damskich bokserów, w dodatku mających problemy psychiczne. Ale przecież Paweł był całkowitym przeciwieństwem Marcina. Prawie w ogóle nie pił, miał łagodne usposobienie, nigdy nie podnosił głosu. Nawet gdy jeszcze tylko pracowała u niego w antykwariacie, nigdy jej nie zrugał, choć miał prawo, bo często zdarzało jej się spóźniać albo o czymś zapomnieć.

      Z drugiej strony to wcale nie takie dziwne – jak sam przyznał, już wtedy zakochał się w niej na zabój. Ona również od razu uznała swojego szefa za niezwykle interesującego, a z czasem zaczęła odczuwać coś więcej. Jakby wbrew sobie, bo przecież wtedy wciąż jeszcze miała męża i wychowywała dwójkę dzieci, nie chciała więc zbytnio się angażować, aby nie przeżyć rozczarowania, gdyby się okazało, że jej sytuacja rodzinna to jednak zbyt duży balast dla Pawła. No ale wszystko popłynęło własnym nurtem, wbrew wszelkim obawom czy racjonalnym argumentom. Po jakichś dwóch miesiącach stali się już parą. Chodzili na spacery, do kina i kawiarni, we wrześniu pojechali razem na dzień do Bochni, gdzie Paweł miał wujka, strasznego nudziarza, a w dodatku cały dzień padało. Często odwiedzała go w jego mieszkaniu. Ale – ze strachu przed reakcją ojca – nigdy jeszcze nie zaprosiła ukochanego na Grodzką.

      Matka oczywiście zdążyła już go obejrzeć, bo niby to w poszukiwaniu książek kilka razy odwiedziła antykwariat, aż w końcu zastała właściciela. Zrobił na niej dobre wrażenie, co sprawiło Weronice wielką przyjemność. Ale ojciec… Nie chciał nawet o nim rozmawiać i kiedy wspominała o Pawle, szybko zmieniał temat albo krył się za gazetą.

      ***

      Drzwi od mieszkania otworzyły się i do przedpokoju wszedł ktoś z hałasem i szuraniem. Matka i córka uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo, gdyż wiedziały doskonale, że to Julek z choinką.

      – Zaraz będzie, że to ostatni raz… – szepnęła Weronika i z rozbawioną miną położyła palec na ustach.

      Szuranie w przedpokoju ustało, do kuchni wszedł mokry od deszczu Julek, zacierając zmarznięte dłonie. Drzewko zostawił w przedpokoju.

      – Ostatni raz kupuję choinkę w Wigilię – zagrzmiał od progu. – No i z czego się tak śmiejecie? Poważnie mówię. Naprawdę trudno wybrać spośród tych drapaków, które wtedy zostają na rynku. Inni kupują kilka dni wcześniej i trzymają choinki na balkonie, a my musimy właśnie ostatniego dnia!

      – Kochanie – Matylda z całej siły starała się zachować powagę – mówisz tak co roku, a sam czekasz do ostatniej chwili. Pamiętasz, prosiłam cię, żebyś poszedł na plac kilka dni temu, ale powiedziałeś, że nie masz czasu.

      – Bo nie miałem – odburknął. – Myślisz, że ja tak mogę sobie wyjść, kiedy chcę?

      – To nie narzekaj. Lepiej pokaż nam tego drapaka.

      – Jakiego znowu drapaka? – W końcu się roz­chmurzył. – Udało mi się kupić piękną jodełkę. A dzieci gdzie, jeszcze ich tu nie ma? To niebywałe.

      – Ćwiczą role przed jasełkami. – Weronika ściszyła głos i wskazała ręką na drzwi od sypialni. – Lepiej niech się nam tu nie kręcą po kuchni.

      Niestety, dzieci usłyszały wejście dziadka i z tupotem pobiegły do przedpokoju.

      – Choinka, choinka! Dziadku, jaka piękna i duża! – Przez chwilę słychać było ich pełne zachwytu okrzyki.

      Matylda i Weronika poszły do nich zaciekawione, żeby też obejrzeć zakup. Rzeczywiście, choinka była piękna. Ogromna, aż pod sam sufit, gęsta i rozłożysta.

      – A jak pachnie! Jak w lesie! – entuzjazmowała się Emilka.

      Julek stał w drzwiach i napawał się radością rodziny. Wiedział, że jego zdobycz im się spodoba. Milka też była zachwycona. Znalazła sposób, żeby wdrapać się na jeszcze obwiązane sznurkiem drzewko, i z miną mówiącą „a spróbujcie mnie stąd ściągnąć” kołysała się niebezpiecznie na jego czubku.

      – To teraz ją ubieramy! – zawołał Waldek. – Ja wkładam szpic na czubek, a ty możesz wieszać bańki i łańcuchy.

      – O nie! – Emilka zrobiła surową minę. – Najpierw dokończymy próbę, a potem ubierzemy choinkę. I możesz sobie wkładać szpic, ale bańki wieszamy razem.

      – Kochani – Julek uprzedził gwałtowne protesty wnuka – najpierw muszę ją obsadzić w stojaku, a więc możecie spokojnie wracać do prób. Ja sobie troszeczkę odsapnę, napiję się gorącej herbaty i jak już będę gotów, to was zawołam. Zgoda?

      Waldek z nieszczęśliwą miną ruszył za siostrą do pokoju.

      – A to mały tyran z tej Emilki – skwitował Julek, nalewając wody do czerwonego czajnika. – Współczuję jej przyszłemu mężowi…

      Przez chwilę rozmawiali na temat Wigilii i gości, którzy mieli przyjść. Matylda z Weroniką wróciły do pracy, Julek zerkał we wczorajszą gazetę, której jeszcze nie miał czasu przeczytać. Temat gości trochę go nudził. Zresztą czyż można tak się denerwować czyjąś wizytą? Kobiety naprawdę przesadzają.

      – Posłuchajcie – odezwał się nagle.

      Obie odwróciły głowy w jego stronę.

      – Co znowu?

      – Ogłoszenie matrymonialne.

      – Po co czytasz ogłoszenia matrymonialne, kochanie? – spytała Matylda kąśliwym tonem. – Planujesz coś, o czym nie wiem?

      – Bo są zabawne. Dużo zabawniejsze niż te wszystkie relacje z posiedzeń partii. – Poprawił się na krześle. – Choćby to: „Mistrz lakiernik, lat 50, pozna partnerkę wielkiego charakteru w celu założenia ogniska domowego. Również innej narodowości. Wszystko inne ustnie”.

      Zaśmiał się i klepnął dłonią po udzie.

      – Kuszące – przyznała Weronika. – Szkoda, że już kogoś mam.

      – Jeszcze nie jest za późno – odparł Julek. – Mistrz lakiernictwa ustnie musi być jeszcze atrakcyjniejszy niż w druku.

      Zwinął gazetę i odłożył na czekający pod oknem stos przeznaczony na podpałkę do pieca. Były tam przede wszystkim „Przeglądy Sportowe”, „Gazety Krakowskie”, ale również „Przekroje” oraz czasopisma „Dookoła Świata” i „Motor”. Ten ostatni magazyn Julek zaczął kupować, gdy sprawił sobie syrenkę i nagle stał się wielkim miłośnikiem samochodów.

      – A skoro już o tym mówimy, to twój Paweł zna się na piłce nożnej?

      – Chyba tak. Wprawdzie ze mną o tym nie rozmawia, ale widziałam u niego w domu jakieś proporczyki i puchary.

      – Byleby nie był za Cracovią, bo wtedy nie ma mowy, żebym go poczęstował moją nalewką.

      – Tato…

      Wiedziała, СКАЧАТЬ