Jezioro Ciszy. Inni. Anne Bishop
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jezioro Ciszy. Inni - Anne Bishop страница 17

Название: Jezioro Ciszy. Inni

Автор: Anne Bishop

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: INNI

isbn: 978-83-66328-03-7

isbn:

СКАЧАТЬ była mokra, znajdowali pod swoimi oknami wielkie ślady – dowód na to, że coś stało na tylnych łapach, żeby zajrzeć przez okna na pierwszym piętrze. Był tam mężczyzna, który prowadził biznes polegający na robieniu gipsowych odlewów tych odcisków. Ludzie wieszali je na ścianach w swoich domach i pokazywali gościom – i nadal przysięgali, że Inni nie chodzą u nich po ulicach i że wyjątkowo okrutna śmierć, która od czasu do czasu spotykała niektórych, wcale nie była spowodowana przez wielkiego, wściekłego drapieżnika. Wayne, wielu ludzi pozostaje przy zdrowych zmysłach, udając, że terra indigena są Gdzieś Tam, a nie siedzą obok ciebie przy ladzie.

      – Jedyną lokatorką w Kłębowisku jest Wronia Straż – powiedział Grimshaw. – Czy Vicki o tym wie?

      – Jeśli wcześniej nie wiedziała, to teraz już wie.

      – Ale Wrona nadal tam jest?

      – Tak.

      Chwila wahania.

      – Wrona, o której wie, może nie być jedynym terra indigena mieszkającym w domkach albo na terenach otaczających Kłębowisko.

      Nagle zadzwonił telefon. Sięgając po słuchawkę, Grimshaw powiedział:

      – Tak mi się wydawało. – A potem dodał: – Komisariat policji w Sprężynowie.

      – Ranny funkcjonariusz. Policjant potrzebuje wsparcia.

      Na bogów! Przecież na tym terenie nie było innych policjantów. Poza…

      – Gdzie jesteś?

      – Kłę… Kłębowisko.

      – Możesz zostać tam, gdzie jesteś?

      – Tak.

      – Już jedziemy. – Grimshaw rozłączył się i wybrał numer komisariatu w Bristolu. – Z tej strony oficer Grimshaw ze Sprężynowa. Przekażcie kapitanowi Hargreavesowi, że mam problemy w Kłębowisku. Jeden policjant jest ranny, a drugi potrzebuje wsparcia. Właśnie tam jadę. Potrzebuję każdego, kogo możesz mi wysłać.

      – Nie ma tam nikogo z JWK? Nie mogą udzielić ci wsparcia? – spytała dyspozytorka.

      – Myślę, że to właśnie zespół JWK został zaatakowany.

      Nastąpiła chwila ciszy.

      – Przekazuję sprawę.

      Grimshaw rozłączył się i spojrzał na Juliana.

      – Jedziesz ze mną.

      – Nie. – Julian cofnął się o krok. – Nie jestem już policjantem. Nie mam broni.

      Grimshaw ruszył w kierunku drzwi.

      – Na pewno masz broń. Po tym, co przeszedłeś, nie zaryzykowałbyś. Julianie, potrzebuję wsparcia. Kogoś, komu ufam.

      Wyszedł z budynku. Nie był Intuitą tak jak Julian, miał jednak przeczucie, że mężczyzna, którego pamiętał – i który kiedyś był świetnym gliną – nie pozwoliłby mu wpakować się w tarapaty.

      – Możesz wziąć strzelbę – powiedział, gdy Julian usiadł na fotelu pasażera.

      – Który z nich dzwonił?

      Grimshaw wyjechał z miejsca parkingowego i skręcił w stronę Kłębowiska. Włączył syrenę policyjną.

      – Wydaje mi się, że ten najmłodszy. Zanim Swinn kazał mi wyjść, zobaczyłem w ich zespole dzieciaka, który na pewno był za młody, żeby należeć do JWK. Wyglądał, jakby dopiero co ukończył akademię.

      – Swinn jest jego dowódcą. Dlaczego dzieciak nie zadzwonił do niego?

      – Może właśnie dlatego… – Przez minutę Grimshaw koncentrował się na jeździe. Potem wyjął wizytówkę z kieszeni koszuli. – Zadzwoń do Ilyi Sanguinatiego i ostrzeż go, żeby nie odwoził Vicki DeVine do domu, zanim nie będziemy wiedzieli, co się dzieje.

      Julian wziął wizytówkę i wyjął telefon komórkowy.

      – Panie Sanguinati? W Kłębowisku są jakieś problemy. Oficer Grimshaw jest już w drodze. Czy mógłby pan… Rozumiem. – Na chwilę zapadła cisza. – Tak, rozumiem. Dziękuję za informację.

      Ręka z telefonem opadła na kolana.

      Grimshaw zerknął na przyjaciela, który wyglądał nienaturalnie blado.

      – Co?

      – Pan Sanguinati zabiera Vicki do Stróżówki. Powiedział, że w tej chwili Starsi nie są zadowoleni z ludzi, ale policja będzie bezpieczna i będzie mogła zabrać rannego, o ile nie użyje broni.

      Ledwo zerknął we wsteczne lusterko i wcisnął hamulec.

      – Starsi? Julianie, na bogów!

      Gdy ludzie mówili o Innych, myśleli o wampirach albo o tych, którzy mogli przybierać postać zwierząt takich jak Niedźwiedzie i Wilki. Tak, Wrony też. Ale jeśli chodziło o zagrożenie dla ludzi, to te gatunki terra indigena były niczym w porównaniu z terra indigena znanymi jako Starsi i Żywioły. To właśnie ich śmiercionośna siła przetoczyła się przez Thaisię zeszłego lata – i nie tylko przez nią. Przez cały świat. W przeciwieństwie do zmiennokształtnych i wampirów, którzy mogliby pozwolić żyć człowiekowi, gdyby spotkanie było spokojne, Starsi nie byli tolerancyjni – wiedział o tym każdy policjant z patrolu drogowego. Funkcjonariusze ci codziennie jeździli po drogach dzikich terenów i codziennie zachodziło ryzyko, że coś, co obserwowało ich z pobocza, postanowi unicestwić hałaśliwe metalowe pudełko z błyszczącymi światłami i człowiekiem w środku.

      – Powiedział coś jeszcze?

      – Że jeśli policja odpowie ogniem, powinieneś wezwać karetkę albo pojazd, do którego zmieszczą się ciała. I że powinieneś przywieźć worki na ciała.

      Grimshaw zwolnił, żeby skręcić w żwirową drogę prowadzącą do głównego budynku Kłębowiska. Wyłączył syrenę, jednak w oddali usłyszał inne; wyraźnie się zbliżały. Wsparcie. Pomoc. Taką miał nadzieję.

      Nagle zobaczyli nieoznakowany radiowóz. A raczej to, co z niego zostało. Coś zmiażdżyło bagażnik i dach, wgniotło drzwi, wybiło wszystkie okna i oderwało przednie koła. Zrobiło wszystko, żeby znajdujący się w nim ludzie nie mieli jak uciec.

      – Wysadź mnie tutaj – powiedział Julian. – Zobaczę, czy będę mógł zrobić coś dla osoby znajdującej się w samochodzie.

      – Znajdziesz się na otwartej przestrzeni. Będziesz wystawiony na atak – zaprotestował Grimshaw.

      – Nie mam ze sobą broni, więc powinienem być bezpieczny.

      Młody policjant nadal znajdował się przed nimi, musieli więc się rozdzielić na wypadek, gdyby ktoś СКАЧАТЬ