Jeden dobry dzień. Roma Ligocka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeden dobry dzień - Roma Ligocka страница 6

Название: Jeden dobry dzień

Автор: Roma Ligocka

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308071137

isbn:

СКАЧАТЬ (tabletki). Czuję się słabo, ale to minie. Za tydzień badanie krwi i tomografia…”

      – Wiesz, może jednak odłożymy ten wyjazd do Wiednia na później – mówię któregoś dnia. – Widzę, że jesteś zmęczony. Przecież do Wiednia można pojechać zawsze – jesienią albo zimą, jak już się będziesz lepiej czuł.

      Zgadza się bez protestu i chyba z ulgą.

      Jest źle. Będzie jeszcze gorzej. Kolejna chemia. Jeszcze więcej tabletek.

      „Czekam na badanie u lekarza już sześć godzin – pisze ze szpitalnej poczekalni. – Pielęgniarka nie wiedziała, jak mnie tytułować, w końcu przeszła na «my», pójdziemy, zrobimy. Czekam. Czasem nawet w pidżamie człowiek czuje się nagi”.

      Jeszcze nie znam szpitalnej codzienności, więc oburzam się na to traktowanie. Czuję się winna, jakbym to ja organizowała jego szpitalną rzeczywistość albo nie umiała go przed nią chronić. Czuję na odległość i prawie fizycznie, jak on tam jest upokarzany i odzierany z godności, której tak zawsze bronił.

      „Nawet na tym korytarzu w szpitalu, w pidżamie jesteś kimś wyjątkowym, pamiętaj o tym” – odpisuję. Jeszcze to wszystko jest dla nas nowe, wchodzimy w rzeczywistość choroby jak naiwni uczniowie, jakbyśmy mieli zdać tylko ten jeden egzamin. Jakby jeszcze się liczyło to, kim jesteśmy, a nie to, co się z nami stanie.

      „Bądź spokojna, wiem, że jestem w dobrych rękach” – pisze po kolejnym badaniu.

      Przychodzi wiosna, potem lato.

      – Stale mi mówią o walce z chorobą! Jaka walka z chorobą? – pyta mnie z oburzeniem. Siedzimy na parkowej ławce, pod migającymi poprzez liście promieniami słońca.

      – Jaka walka? Kto wymyślił, że z rakiem można walczyć? Walkę człowiek wybiera, a ja robię tylko to, co mi każą, nie mam wyboru.

      Biopsja. Chemia czy tabletki? Czekać na wynik. Na termin.

      Czekać. Czekać. Czekać.

      Tabletki chemii. Kolejne serie. Jedna, druga, trzecia.

      Badanie krwi. Tomografia. Tabletki.

      Tak mija lato.

      – Mówili, że mam się przygotować na mdłości, bóle żołądka… I żeby zawsze zadbać o bliskość toalety – dodaje nie bez zażenowania.

      Gotuję mu rosół. Musi pomóc, po prostu musi. Rosół pomaga na wszystko. Uczę go smażyć banany na miodzie. Aby mógł zrobić je sobie sam. – To proste! – mówi, jakby dokonał wielkiego odkrycia. Są kaloryczne, łatwo się je przełyka. – Możesz jeszcze polać śmietaną – dodaję. Kupuję mu słone paluszki, precelki. Wyczytałam gdzieś, że pomagają przy chorobie morskiej. Tylko że on nie cierpi na chorobę morską…

      Ale chowa te precelki posłusznie do swojego nieodłącznego plecaka i zabiera do domu. Już mi uwierzył, że pomogą. Czuję, że coraz bardziej mi wierzy i ufa mi we wszystkim.

      Czy sprostam tej ufności? Wiem, że pacjent musi komuś ufać, komukolwiek. Więc niech to już będę ja.

      Potem przychodzą prawdziwe nudności, senność, omdlenia. I bardzo przerzedzają mu się włosy.

      Nieustannie spada waga. Codziennie spada i spada…

      – Jeszcze wróci, jeszcze utyjesz – mówię beztrosko. – Można schudnąć, to można i utyć. Włosy już raz ci odrosły, odrosną znowu.

      Nawet wierzę w to, co mówię, i on wierzy. Choroba była dla mnie dotąd przejściowym stanem do pokonania. To się zaczyna, ale kiedyś musi się skończyć, trzeba tylko przez to przebrnąć, trzeba być dzielnym. Tak nas uczono w dzieciństwie, więc tak pewnie jest.

      To się skończy. Znowu będzie dobrze, za jakiś czas. Dlaczego będzie? Bo zawsze tak było.

      ***

      Nagle wokół niego jest mniej przyjaciół. On już nie bardzo się do nich garnie, a oni nie wiedzą, jak z nim rozmawiać. Bo jak się rozmawia ze skazanym?

      – Źle wyglądasz – usłyszy. – Trzymaj się, będzie dobrze. – Te wszystkie banały.

      – Pan Bóg doświadcza – usłyszy na schodach w swoim domu, zanim za mówiącym te słowa zamkną się drzwi windy.

      – Źle wyglądasz, bracie, źle z tobą – mówią, bo tak myślą. Ci sami, którzy zawsze chętnie pomagają, coś załatwią, podwiozą, ale nagle nie wiedzą, co powiedzieć.

      – Czy ty widzisz, jak bardzo schudłeś? – pyta inny z troską i żegna się szybko – znika w drzwiach pobliskich delikatesów… A potem jeszcze to samo prawie z płaczem wykrzykuje zaproszona przez niego na kawę stara znajoma. Po co oni to mówią?

      Opowiada mi to wieczorem przez telefon i słyszę w jego głosie złość i jakby tłumiony szloch.

      ***

      W przerwach między seriami tabletek staramy się żyć normalnie. On swoim życiem, ja swoim.

      Choć powoli czuję, że mojego życia jest coraz mniej, już prawie go nie ma, jest tylko czekanie na sygnał. Jestem do dyspozycji, jestem potrzebna. Sama już nie dostrzegam, jak rezygnuję z siebie.

      Jest dobrze? Jest źle?

      Próbujemy się w tym wszystkim odnaleźć. Bez żadnego porządku ani planu.

      Jeszcze chodzimy do restauracji, pijemy czerwone wino, w upalny letni dzień świętujemy jego imieniny.

      A potem SMS: „w nocy bardzo źle się czułem…”.

      – Zadzwoń do lekarza – piszę automatycznie. Przez całe lata mieszkałam w kraju, gdzie do lekarza można zadzwonić o każdej porze dnia i nocy.

      Ale on ma skrupuły – nie chce przeszkadzać panu doktorowi, zresztą i tak się nie dodzwoni.

      Szukać innego? Prowadzimy wielogodzinne o tym rozmowy.

      A jeżeli ten się obrazi, a tamten nie przyjmie?

      Jeszcze stosujemy nasze zwykłe towarzyskie rytuały: nikogo nie urazić, nie być nachalnym. Grzeczność, wychowanie, dyscyplina. Jeszcze nie czujemy się zagrożeni. Jeszcze do nas należy decyzja – wybór lekarza, wszystko. Nie jesteśmy nagłym przypadkiem, na pewno sobie poradzimy.

      Przecież tylko inni sobie nie radzą.

      ***

      Trudno dziś przywołać i odtworzyć całe to kalendarium. Kolejność tamtych dni. Umysł, serce, ciało bronią się dziś przed tym powrotem. Wszystko we mnie w naturalnym odruchu tak bardzo chce zapomnieć…

      Dwanaście wspólnych miesięcy.

      Jedna chemia. Druga, trzecia. Tomografia komputerowa. Krótki pobyt w szpitalu – tylko na badania. Znów tabletki.

      Czekanie na wyniki badań. Telefony. Pan doktor jest zajęty, wyjechał za granicę… operuje… nie ma teraz czasu. Trochę cierpliwości! СКАЧАТЬ