Piąta ofiara. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piąta ofiara - J.D. Barker страница 22

Название: Piąta ofiara

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Sam Porter

isbn: 9788381430517

isbn:

СКАЧАТЬ szeregi identycznych uczniów maszerują równym krokiem prosto do gigantycznej maszynki do mielenia mięsa.

      – Nie ma jej już od doby – ciągnęła Gabby. – Może leży gdzieś w rowie albo przywiązana do łóżka i jakiś nawiedzony psychol każe jej mówić do siebie „tatusiu”, a potem spuszcza się jej na cycki. Jeśli porwał ją ten cały 4MK, to nie wiadomo, co z nią wyrabia. Musicie ją znaleźć.

      – Kiedy ostatnio z nią rozmawiałaś? – zapytała Clair.

      – W środę wieczorem. Była w pracy – odparła Gabby. – Wysłała mi wiadomość z galerii.

      – Co pisała?

      – Właściwie to nic, wysłała tylko zdjęcie nowego mustanga. Wiśniowy, przepiękny. Tata obiecał, że w przyszłym roku kupi jej samochód na zakończenie liceum, więc od jakiegoś czasu wysyłałyśmy sobie zdjęcia fajnych aut. Jeszcze nie jest pewna, jaki by chciała, ale ojciec powiedział, że jeśli będzie miała same szóstki na świadectwie, to będzie mogła sama wybrać. Jest lekarzem, więc możliwe, że mówi poważnie. Mówiłam jej, że powinna sobie zażyczyć maserati, ale ona nie chce przesadzać. Szuka czegoś zajebistego, ale w rozsądnej cenie. Ciągle jej powtarzam, żeby rozbiła bank, skoro ma taką okazję, więc wysłała mi fotkę mustanga, a ja odesłałam jej taką.

      Podniosła telefon. Clair nachyliła się bliżej.

      – Co to za samochód?

      – Tesla roadster. Już ich nie produkują, ale to zajebiste auto. Całkowicie elektryczny, a rozpędza się od zera do setki w dwie koma siedem sekundy. Na jednym ładowaniu przejedzie kilkaset kilometrów. Przestali je produkować w dwa tysiące dwunastym, ale nic nie ma takich dobrych parametrów, nawet najnowsze samochody elektryczne. Można je teraz kupić za siedemdziesiąt tysi, ale po premierze ceny dochodziły do paru stów.

      Clair pomyślała o swojej siedmioletniej hondzie civic zaparkowanej na ulicy i pomyślała, że powinna chyba zadzwonić do taty i poprosić o nowe auto. Ta metoda była niewątpliwie znacznie atrakcyjniejsza niż ciułanie na używany samochód, na który i tak musiała wziąć zbójecko oprocentowaną pożyczkę u sprzedawcy.

      – Mogę zobaczyć?

      Gabby podała jej telefon.

      Clair przewinęła wiadomości. Dziewczyny nic nie pisały, przez ostatnie kilka tygodni wymieniały się tylko zdjęciami samochodów.

      – Miała nadzieję, że niedługo zrobi prawko i może namówi tatę, żeby wcześniej kupił jej samochód – ciągnęła Gabby. – Dostaje same szóstki od czasu malowanek w przedszkolu. Raczej się to nie zmieni przez najbliższy rok. Myślałyśmy sobie, że fajnie by było jeździć do szkoły, chociaż to tylko parę przecznic.

      Clair oddała jej telefon.

      – A ty masz prawo jazdy?

      Gabby pokręciła głową.

      – Nie potrzebuję, przynajmniej na razie. Wystarczają mi pociągi i autobusy. W mieście czasem cholernie trudno znaleźć miejsce do parkowania. Stwierdziłam, że najlepsza opcja to wozić się z kimś innym. – Uśmiechnęła się szelmowsko. – Zwłaszcza teslą roadsterem.

      – Robisz tak czasem? – zapytała Sophie. – Jeździsz z kimś do szkoły?

      Gabby zmieniła pozycję w fotelu i podrapała się w łokieć.

      – Czasem, kiedy jest brzydka pogoda. Na Sześćdziesiątej Dziewiątej zawsze mija nas ktoś znajomy. Jeśli leje albo pada śnieg, czasem łapiemy stopa.

      – A wczoraj rano? Jak myślisz, Lili mogła poprosić kogoś o podwózkę? – spytała Clair.

      Gabby zastanowiła się chwilę.

      – Nieźle sypało, więc to chyba całkiem możliwe.

      – Potrzebujemy listy wszystkich osób, które mogły ją podwieźć. Dałabyś radę to spisać? – zapytała Sophie.

      Gabby zachichotała.

      – Myślicie, że porwał ją któryś z naszych chłopaków? Nie ma szans. Skopałaby mu tyłek, zanim zdążyłby wyjąć fiutka.

      Sophie przechyliła głowę.

      – A wsiadłaby do kogoś obcego?

      – Nie.

      – No to… – Sophie urwała znacząco.

      Gabby nachyliła się do przodu, splatając palce rąk.

      – Rano na Sześćdziesiątej Dziewiątej jest pełno uczniów, na chodniku i w samochodach. Gdyby ktoś próbował ją wciągnąć do auta albo coś w tym stylu, inni na pewno by zauważyli.

      – A gdyby wsiadła do samochodu znajomych? – zapytała Clair. – Myślisz, że ktoś by zwrócił uwagę?

      Gabby westchnęła ciężko.

      – Nie wiem. Może.

      – Mogłabyś przygotować taką listę? Wypisz każdego, kto przyjdzie ci do głowy, a z kim mogłaby się zabrać samochodem.

      Gabby pokiwała głową i wyjęła z plecaka zeszyt.

      16

Dzień drugi, 10.26

      Wewnątrz bałwana znaleźli Floyda Reynoldsa z głęboką raną ciętą szyi. Ktoś przywiązał go do metalowego słupa z dużego karmnika dla ptaków, a potem zbudował wokół niego bałwana, pokrywając zwłoki kolejnymi warstwami śniegu i lodu.

      Porter i Nash z niedowierzaniem patrzyli, jak technicy kryminalistyczni usuwają bryły śniegu, ostrożnie pakując każdą z nich do torebki i opisując do analizy w laboratorium, powoli odsłaniając mężczyznę ukrytego pod spodem.

      – To musiało zająć sporo czasu – powiedział Nash cicho.

      – Co najmniej parę godzin – zgodził się Porter.

      – Jak można zrobić coś takiego, żeby nikt nie zauważył?

      Porter powiódł ręką po ogrodzie.

      – Z tyłu mamy drzewa, żywopłot po prawej osłania przed sąsiadami, po lewej drewniany płot. Żeby ktoś zobaczył, co tu się dzieje, musiałby wejść przez furtkę przed domem. Ogródka na tyłach nie widać z ulicy.

      – Pani Reynolds jest nieobecna myślami, a chłopiec pewnie już dawno spał, kiedy się zaczęło – dodał Nash, jakby myślał na głos.

      Porter spuścił wzrok i ruszył do ogródka przed domem.

      Nash szedł o kilka kroków za nim, starając się podążać dokładnie jego śladem, żeby nie mnożyć odcisków stóp. Robił to jednak raczej z przyzwyczajenia niż z realnej potrzeby. Technicy już zbadali СКАЧАТЬ