Piąta ofiara. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piąta ofiara - J.D. Barker страница 21

Название: Piąta ofiara

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Sam Porter

isbn: 9788381430517

isbn:

СКАЧАТЬ Było jej okropnie zimno. Zaczęła się niekontrolowanie trząść.

      Mężczyzna wziął narzutę i otulił jej ciało stęchłą tkaniną.

      – Kiedy umarłaś, natychmiast zaczęła ci spadać temperatura. Za chwilę powinna wrócić do normy. Co widziałaś?

      Próbowała mruganiem przegonić mgłę zasnuwającą jej oczy, ale utrzymywanie ich otwartych sprawiało jej ból. Słabe światło wydawało się teraz niewiarygodnie jasne, gorące, parzące. Kiedy zacisnęła powieki, poczuła lekkie klepnięcie w policzek.

      „Umarłaś”?

      – Co widziałaś? – zapytał znowu. Zaczął pocierać jej ramiona przez narzutę, tarcie powoli ją rozgrzewało.

      – U…umarłam? – Resztka wody zadrapała ją w gardle i Lili znów się rozkaszlała.

      – Utonęłaś. Twoje serce nie biło przez dwie minuty, potem cię zreanimowałem. Co widziałaś?

      Lili słyszała jego słowa, ale potrzebowała dłuższej chwili, żeby je sobie przyswoić. Jej mózg pracował na zwolnionych obrotach, myśli poruszały się ospale.

      Bolała ją klatka piersiowa. Czuła ostre kłucie gdzieś w żebrach. Dotarło do niej, że prawdopodobnie zrobił jej resuscytację, żeby wycisnąć wodę z płuc i wznowić akcję serca.

      – Chyba mam połamane żebra.

      Złapał ją za ramiona i potrząsnął jej bezwładnym ciałem.

      – Opowiedz mi, co widziałaś! Musisz mi opowiedzieć, zanim zapomnisz! Zanim przepadnie!

      Ból w piersi palił jak nóż patroszący ją od brzucha do mostka. Lili wrzasnęła.

      Mężczyzna puścił ją i cofnął się nieco.

      – Przepraszam, strasznie mi przykro. Musisz mi tylko opowiedzieć i będzie po wszystkim, po prostu mi opowiedz.

      Lili się zastanowiła, wróciła myślami do chwili, w której zanurzyła się pod wodę, kiedy… czy naprawdę utonęła? Pamiętała wdychanie wody, utratę świadomości. Pamiętała ciemność.

      Pamiętała nicość.

      – Niczego nie widziałam. Chyba zemdlałam.

      – Umarłaś.

      – Ja… – Nie umiała dokończyć. Nie pamiętała kompletnie niczego.

      Tkwił nad nią i świdrował dzikim spojrzeniem wytrzeszczonych, przekrwionych oczu. Z kącików ust spływała mu ślina.

      – Pamiętam, jak straciłam przytomność, a potem mnie pan ocucił. Nic więcej.

      – Coś chyba musisz pamiętać?

      Lili pokręciła głową.

      – Nic.

      Odsunął się od niej i usiadł, opierając plecy o zamrażarkę. Ściągnął czapkę i z frustracją zaczął drapać się po głowie.

      Lili znów zachłysnęła się powietrzem, ale tym razem z szoku.

      Na ogolonej skórze czaszki mężczyzny rysowało się ogromne, świeże cięcie chirurgiczne. Zaczynało się nad lewym uchem i biegło ku tyłowi głowy. Fioletowa, spuchnięta skóra była zszyta czarną nicią.

      Naciągnął czapkę z powrotem, zakrywając ranę, i wstał, wyraźnie oszczędzając lewą nogę. Schylił się i podniósł Lili do pozycji stojącej. Krew gwałtownie odpłynęła jej z głowy, zachwiała się i zrobiło jej się biało przed oczami. Podtrzymał ją na nogach, dopóki nie zdołała ustać samodzielnie, i zaprowadził z powrotem do klatki. Wrzucił do środka ubrania i z hukiem zatrzasnął drzwiczki, po czym zamknął obie kłódki.

      – Możesz się ubrać. Spróbujemy jeszcze raz za kilka godzin. Następnym razem zapamiętasz – zapowiedział. Ruszył ku schodom, delikatnie powłócząc prawą nogą. – Wypij mleko. Przyda ci się siła.

      Lili rzuciła okiem na szklankę, teraz już ciepłą. Pływała w niej utopiona mucha.

      15

Dzień drugi, 9.17

      Ochroniarz zaprowadził Clair i Sophie do kącika z miejscami do siedzenia i wykonał kilka telefonów. Pod ścianą holu stały czarna skórzana kanapa i dwa fotele do kompletu, umieszczono tam również tabliczkę z napisem: „DARMOWE WI-FI – HASŁO DOSTĘPNE U PRACOWNIKA OCHRONY”.

      Clair z zaciekawieniem przyjrzała się liściom sporego drzewka w doniczce.

      – Jak to możliwe, że nie więdnie? Tutaj w ogóle nie ma światła słonecznego.

      Sophie zerknęła na roślinę.

      – Ten fikus? One są jak chwasty. Pochłaniają każde światło. Ten pewnie ciągnie światło z jarzeniówek pod sufitem i każdy promień, jaki uda mu się złapać z okien przy drzwiach wejściowych.

      – Drzewo Frankensteina. Żywi się sztucznym syfem, a wygląda całkiem zdrowo. Też bym tak chciała – stwierdziła Clair.

      – To obok to filodendron. Je też łatwo utrzymać przy życiu, wystarczy tylko podlewać, kiedy ziemia zaczyna wysychać. Mam kilka w domu. Praktycznie nie do zabicia.

      – Hm, ja pewnie bym go zabiła. Po moich eksperymentach z roślinami zostają tylko uschnięte gałązki i zwiędłe pąki. Marna ze mnie ogrodniczka.

      Usłyszały odgłos zbliżających się kroków, podniosły wzrok i zobaczyły na schodach nastolatkę z fioletowym plecakiem zarzuconym na ramię. Niewysoka, jakiś metr pięćdziesiąt, brązowe włosy do ramion z różowymi pasemkami. Na ich widok zwolniła i obrzuciła je bacznym spojrzeniem.

      – Gabrielle Deegan? – zapytała Clair.

      Dziewczyna skinęła głową, pokonała ostatnie stopnie i podeszła do nich.

      – Szukacie Lili?

      – Tak – odparła Sophie i wskazała na jeden z pustych foteli. Dziewczyna zerknęła na ochroniarza, który uśmiechnął się do niej krzepiąco, i opadła na siedzenie. Sophie i Clair usiadły na kanapie naprzeciwko. – Sophie Rodriguez, jestem z Zaginionych Dzieci, a to detektyw Clair Norton z policji.

      Clair zauważyła, że Sophie nie wspomniała nic o wydziale zabójstw.

      – Mówcie mi Gabby. Nikt nie zwraca się do mnie Gabrielle poza tamtym facetem. – Ruchem głowy wskazała ochroniarza. – Kapitan Prawa i Porządku. Powinnam szukać Lili, ale ten tu pilnuje wyjścia ze szkoły bardziej niż cnoty swojej córki.

      Clair i Sophie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, starając się nie uśmiechać.

      – Macie już jakieś podejrzenia?

      Gabby СКАЧАТЬ