Piąta ofiara. J.D. Barker
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piąta ofiara - J.D. Barker страница 13

Название: Piąta ofiara

Автор: J.D. Barker

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Sam Porter

isbn: 9788381430517

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Nash otworzył podwędzone pudełko i wytrzeszczył oczy.

      – Jezusie słodki, co za piękności.

      Porter złapał drugi karton ze sterty i zasiadł za biurkiem. Clair wzięła trzeci.

      – Ej! – wrzasnął Kloz. – To moje!

      – Tylko czemu takie małe? – zapytał Porter z ustami pełnymi kremowego nadzienia.

      Clair wyłuskała ze swojego pudełka pączka obsypanego kawałkami oreo.

      – To pączki „dla smakoszy”. Zrobiłabym cudzysłów w powietrzu, ale mam zajęte ręce. Pieką takie maleństwa i sprzedają jako wymyślne żarcie dwa razy drożej niż zwykłe pączki. Gdyby nie były takie zajebiste, to interes szybko by padł, ale te pączusie to niebo w gębie. Z każdym gryzem czuję, jak mi rośnie tyłek, ale mam to gdzieś.

      Kloz usiadł na swoim stałym miejscu, przy biurku obok stołu konferencyjnego. Położył dłonie płasko na metalowym blacie i zrobił głęboki wdech dla uspokojenia, ale twarz mu poczerwieniała.

      – No dobra, możecie zjeść po jednym, ale nie więcej.

      – Niewykluczone, że zjadłem już cztery – powiedział Nash, starł z ust dowody kulinarnej zbrodni i spojrzał na pudło ze zdziesiątkowanymi wypiekami. – A reszty nie oddam.

      Dziesięć minut później wszystkie trzy kartony świeciły pustkami, ostał się tylko jeden pączek z polewą truskawkową. Porter poczuł pobudzające działanie cukru. Wstał, podszedł do jedynej wolnej tablicy i napisał na górze „ELLEN REYNOLDS”.

      – Chyba Ella Reynolds – poprawił go Nash.

      Porter westchnął, zmazał imię wierzchem dłoni i napisał „ELLA”.

      – No dobra, to co wiemy?

      – Dwudziestego pierwszego stycznia zgłoszono jej zaginięcie, a znaleziono ją wczoraj, dwunastego lutego. Zamarznięte zwłoki znajdowały się pod taflą lodu na zalewie w Jackson Park – powiedziała Clair.

      – Nie była zamarznięta – wtrącił się Nash. – Przynajmniej nie całkiem. Tak powiedział Eisley. Ale zalew był.

      – Racja, przepraszam – odparła Clair. – Pracownicy parku twierdzą, że zalew całkowicie zamarzł drugiego stycznia, czyli dwadzieścia dni przed zaginięciem dziewczyny. Poza tym mam coś na nagraniu z kamery, puszczę wam, jak już uzupełnimy wszystkie informacje na tablicy.

      Porter skinął głową.

      – Kiedy ją znaleziono, dziewczyna nie miała na sobie własnych ubrań, a prawdopodobnie należące do drugiej zaginionej, Lili Davies. – Zapisał imię i nazwisko, po czym wrócił do kolumny Elli. – Ostatni raz widziano Ellę, kiedy w czarnej kurtce wysiadała z autobusu jakieś dwie przecznice od domu, w pobliżu Logan Square, około dwudziestu kilometrów od miejsca, w którym znaleziono zwłoki. Możemy chyba założyć, że sprawca zainscenizował miejsce zbrodni tak, by wydawało się, że ciało Ellie leżało w wodzie od wielu tygodni, ale to niemożliwe, jeśli się okaże, że ubrania faktycznie należą do Lili.

      Nash wstał zza biurka, podszedł do stołu konferencyjnego stojącego przed tablicą i usiadł.

      – Po co to wszystko? Namęczył się, żeby umieścić Ellę pod lodem, a potem ubrał ją w ciuchy Lili, co pozwala nam dokładnie ustalić datę śmierci. To nie ma sensu.

      – Dla niego ma – zauważył Porter. – Wszystko to ma dla niego jakiś sens. To także…

      Porter zapisał „UTOPIONA W SŁONEJ WODZIE” pod nazwiskiem Elli.

      – Poważnie? – zapytał Kloz.

      – Eisley znalazł słoną wodę w płucach i żołądku ofiary. Jest praktycznie pewny, że przyczyną śmierci było utonięcie – odparł Porter.

      – Utonięcie – powtórzyła Clair. – W słonej wodzie.

      – Do najbliższego oceanu jest z tysiąc kilometrów – dodał Nash.

      – Musimy sprawdzić wszystkie oceanaria w mieście i firmy, które je zaopatrują – stwierdził Porter. – Możemy raczej wykluczyć wycieczkę nad morze. Za mało czasu, ledwie się to spina.

      Clair pokręciła głową.

      – Za krótko spałam, żeby to wszystko ogarnąć.

      – Chyba wszyscy gonimy resztkami – przyznał Porter. – Co nam wiadomo o tej drugiej dziewczynie, Lili Davies?

      Nash otworzył notatnik.

      – Córka doktora Randala Daviesa i Grace Davies. Najlepsza przyjaciółka Gabrielle Deegan. Chodzi do Wilcox Academy. Ostatnio widziano ją w czerwonej kurtce, jak twierdzi matka, dokładnie w nylonowej pikowanej parce z kapturem. Miała też na sobie białą czapkę, białe rękawiczki, ciemne dżinsy i różowe adidasy. Nie dotarła do szkoły, więc najprawdopodobniej porwano ją dwunastego rano. Matka widziała, jak wychodziła do szkoły około siódmej piętnaście. Lekcje zaczynają się za dziesięć ósma, a do szkoły ma blisko, chodzi pieszo.

      – Sama czy z kimś? – zapytał Porter.

      – Matka powiedziała nam, że to tylko cztery przecznice, więc Lili chodzi sama – powiedział Nash.

      Kloz obrzucił smutnym spojrzeniem pudełka po pączkach, po czym również podszedł do stołu konferencyjnego.

      – Cztery przecznice to rzeczywiście bliziutko. Niewiele czasu dla porywacza.

      Clair usiadła obok Nasha.

      – Przy założeniu, że poszła prosto do szkoły, a nie możemy tego założyć. Może po drodze wpadła na znajomego i wsiadła do auta. Wiem, że to tylko parę przecznic, ale sama często tak robiłam w drodze do szkoły. W tak bliskiej odległości od szkoły wszyscy i tak spotykają się na parkingu, wielu uczniów zostaje tam jeszcze pogadać przed dzwonkiem na lekcje.

      – Można?

      Wszyscy podnieśli głowy. W progu stała Sophie Rodriguez. Uwagę Portera zwrócił ten sam jasnobrązowy sweter, który miała na sobie u Daviesów. Ona pewnie też nie wróciła jeszcze od tej pory do domu.

      – Zapraszamy – powiedział. – Usiądź gdzieś, właśnie omawiamy po kolei wszystkie szczegóły.

      – Eee, Sam? – powiedział Kloz, mierząc wzrokiem nowo przybyłą. – Pamiętasz, jak się to skończyło ostatnio, kiedy wpuściłeś obcego?

      Clair wymierzyła mu kuksańca w ramię.

      – Znam Sophie prawie od czterech lat. Jest sprawdzona. – Wskazała na krzesło po lewej.

      Sophie zostawiła torbę koło drzwi, zdjęła kurtkę i usiadła, studiując tablicę.

      – Wiem, że sprawą СКАЧАТЬ