Название: Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba
Автор: Фэнни Флэгг
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
Серия: Elmwood Springs
isbn: 9788308067871
isbn:
Cathy wróciła do redakcji po aparat fotograficzny i notes, a następnie pośpieszyła tam, gdzie jej zdaniem umilkła syrena. Zobaczyła karetkę w Pierwszej Alei Północnej przed domem Elner Shimfissle. No nie, pomyślała, tylko mi nie mówcie, że znowu spadła z drabiny. Podbiegła do Tot, która stała na chodniku i z bardzo zafrasowaną miną relacjonowała przebieg zdarzenia.
– Tym razem się doczekała. Spadła jak kamień z czubka drabiny i straciła przytomność. Norma na pewno dostanie ataku. Macky przed chwilą dzwonił, żeby przyjechała.
Cathy nagle zapomniała o artykule i stała się po prostu kolejną strapioną, bezradną przyjaciółką Elner. Po chwili, gdy zgromadziło się wielu sąsiadów, a ona w żaden sposób nie mogła pomóc, nagle poczuła się śmiesznie z aparatem fotograficznym na szyi. Nie chciała, żeby ktoś pomyślał, że przyszła tu jako reporterka, dlatego poprosiła Tot, by dzwoniła i informowała ją na bieżąco o stanie pani Shimfissle, a sama tymczasem wróciła do redakcji. Zmartwiła się, choć nie do głębi, bo Elner Shimfissle już wcześniej spadała z różnych rzeczy i wychodziła z tych przygód bez szwanku. Cathy doskonale wiedziała, że Elner, krzepka leciwa dziewoja, jest twarda pod niejednym względem.
Wiele lat temu Cathy po skończeniu studiów prowadziła zajęcia z historii mówionej w dwuletnim college’u. Elner Shimfissle uczestniczyła w nich wraz ze swoją przyjaciółką Irene Goodnight. Obie panie były świetnymi studentkami i miały interesującą przeszłość. Dzięki tym zajęciom Cathy się nauczyła, że wygląd może mylić. Weźmy Irene Goodnight – na pierwszy rzut oka nikt by nie powiedział, że ta z pozoru zwyczajna, spokojna babcia sześciorga wnucząt była kiedyś znana jako Dobranoc, Irene1 i wraz z koleżanką z drużyny, „Tot straszliwą, leworęczną zawodniczką z piekła rodem”, trzy razy z rzędu zdobyła mistrzostwo stanu Missouri w grze w kręgle w kategorii pań. Co do Elner, nikomu obcemu przez myśl by nie przeszło, że za fasadą starszej pani kryje się siła wołu.
W trakcie omawiania z nią dawnych dziejów Cathy się dowiedziała, że w czasie Wielkiego Kryzysu, kiedy jej mąż przez ponad dwa lata leżał przykuty do łóżka przez suchoty, Elner codziennie wstawała o czwartej i mając tylko muła i pług, w pojedynkę prowadziła farmę. Zdołała przetrwać jedną z najgorszych powodzi w historii Missouri, a także trzy tornada, opiekując się mężem i zbierając plony na tyle duże, żeby wyżywić również połowę sąsiadów. Dla Cathy najbardziej zdumiewające było to, że pani Shimfissle nigdy nie przyszło na myśl, iż dokonała czegoś nadzwyczajnego. „Ktoś musiał to zrobić” – mówiła.
Nim zaczęła wykładać historię mówioną, Cathy zawsze chciała zostać pisarką – nawet pewnej nocy śniła, że pisze „wielką amerykańską powieść” – ale po kilku semestrach zarzuciła ten pomysł i zajęła się dziennikarstwem. Jej nowa filozofia brzmiała: „Po co pisać powieści? Po co czytać powieści?”. Pogadaj z osobą po sześćdziesiątce, a poznasz powieść znacznie lepszą i z pewnością bardziej interesującą od tej, jaka kiedykolwiek się zrodzi w wyobraźni pisarza. Po co więc próbować?
O nie, tylko nie ten szlafrok!
Kiedy Norma wreszcie przejechała przez miasto i zatrzymała się przed domem, karetka już tam stała. Sanitariusze właśnie pakowali do niej ciocię Elner, ku wielkiemu przerażeniu Normy ubraną w ten stary brązowy kraciasty szlafrok, o którego wyrzucenie błagała już przed laty. Norma wyskoczyła z samochodu, zabierając torebkę i wszystkie papiery, i pobiegła co sił w nogach, lecz nie zdążyła. Sanitariusze zatrzasnęli drzwi i odjechali. Norma wskoczyła do wozu Macky’ego i razem ruszyli za ambulansem. W trakcie czterdziestopięciominutowej jazdy do szpitala w Kansas City Macky był bardzo przejęty i prawie się nie odzywał.
– Jestem pewien, że nic jej nie będzie, Normo, ale lepiej, żeby dobrze ją obejrzeli i sprawdzili, czy czegoś nie złamała – powtarzał tylko od czasu do czasu.
Norma nie słuchała i przez całą drogę gadała jak najęta.
– Nie wiem, czemu nie pozwolili mi z nią jechać, jestem jej najbliższą krewną, powinnam być przy niej, pewnie jest śmiertelnie przerażona. I dlaczego wciąż nosi ten zszargany stary brązowy szlafrok? Ma co najmniej dwadzieścia lat i rozłazi się w szwach. W zeszłym tygodniu dałam jej nowy z Targetu. Kiedy w szpitalu zobaczą ją w tym łachu, pomyślą, że jesteśmy zwyczajną białą hołotą, nie rozumiem, dlaczego ona zawsze zachowuje się tak, jakby nie miała grosza przy duszy, przecież mówiłam: „Ciociu Elner, wujek Will zostawił ci mnóstwo pieniędzy, nie masz najmniejszego powodu, żeby biegać po podwórku w tym starym wyświechtanym szlafroku”, ale czy ona chciała mnie słuchać? Nie… no i proszę.
Norma westchnęła.
– Powinnam go zabrać i spalić, dokładnie to powinnam zrobić. Modlę się tylko, żeby nie złamała biodra czy nogi. Mówiłam, że powinna wprowadzić się do nas, ale gdzie tam, musiała zostać w tym starym domu, i na dodatek nigdy nie zamyka drzwi na klucz. Kiedyś wybrałam się wieczorem, żeby zostawić jej czopki na werandzie, a tu frontowe drzwi otwarte na całą szerokość. Powiedziałam: „Ciociu Elner, nie szukaj u mnie ratunku, gdy jakiś seryjny zabójca zamorduje cię w twym własnym łóżku”.
Macky skręcił w lewo.
– Normo, ile seryjnych zabójstw mieliśmy w Elmwood Springs?
Norma popatrzyła na niego i odparła:
– To wcale nie znaczy, że nie zdarzą się w przyszłości… Mówiłeś, że nic jej się nie stanie, gdy będzie mieszkać sama. Widzisz… nie jesteś wszechwiedzący, Macky.
– Normo, staraj się nie zamartwiać, bo doprowadzisz się do ataku, a przecież jeszcze niczego nie wiemy, dobrze?
– Staram się – odparła, ale wbrew sobie wściekała się na niego, a im więcej o tym myślała, tym bardziej robiła się wściekła.
To jego wina, że ciocia Elner spadła z drabiny. To on ją rozpuścił jak dziadowski bicz, to on uważał za zabawne wszystko, co robiła. Stanął po jej stronie nawet wtedy, gdy pozwoliła swojemu przyjacielowi Lutherowi Griggsowi przez pół roku parkować tę wielką, brzydką osiemnastokołową ciężarówkę na podwórku przy domu. Gdyby tylko zabrał drabinę, o co przecież Norma prosiła, ciocia nie leżałaby teraz w szpitalu.
Odwróciła się do męża i oświadczyła:
– Powiem ci jedno, Macky Warrenie, ostatni raz pozwoliłam, żebyś wraz z ciocią Elner cokolwiek wybił mi z głowy. Mówiłam ci, ona jest za stara na to, żeby mogła mieszkać sama!
Macky milczał. Z tego, co wiedział, w tym punkcie Norma prawdopodobnie miała rację. On też wolałby, żeby ciocia nie wchodziła na drabinę. Był u niej rano, przed pracą, i wypił z nią kawę. Nie wspomniała słowem o figach. Chciała tylko wiedzieć, po co komu pchła i jakie miejsce zajmuje w łańcuchu pokarmowym. Teraz nie dość, że Norma suszyła mu głowę, to jeszcze zamartwiał СКАЧАТЬ
1