Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba. Фэнни Флэгг
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie mogę się doczekać… kiedy wreszcie pójdę do nieba - Фэнни Флэгг страница 5

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Verbena Wheeler była już w pracy w pralni chemicznej Błękitna Wstążka, gdy jej mąż Merle zadzwonił z informacją, że Elner znowu spadła z drabiny i tym razem straciła przytomność.

      – W tej chwili czekają na karetkę – powiedział.

      – Ojej, Norma dostanie ataku, wiesz, jak się martwi o Elner. Zadzwoń, gdy tylko będziesz wiedział coś więcej.

      Verbena, kobieta o wąskich zaciśniętych ustach i siwej, mocno skręconej trwałej, należała do Kościoła zielonoświątkowego i była surowym ortodoksem z cytatami z Pisma Świętego na każdą okazję: „Znam Biblię na pamięć i jestem z tego dumna”. Ona również bardzo się martwiła o swoją sąsiadkę, nie tylko w związku z upadkiem z drabiny, ale z powodu jej szybko zmieniających się systemów wiary. Ostatnio poglądy Elner Shimfissle stały się bardzo radykalne. Verbena doszła do wniosku, że zmiany rozpoczęły się w dniu, w którym Elner zainstalowała kablówkę i zaczęła oglądać kanał Discovery. Ponieważ sama oglądała wyłącznie seriale komediowe w sieci TBS i programy religijne, upodobania sąsiadki bardzo ją trapiły.

      Za wiele nauki, za mało religii, gdyby ktoś ją spytał. Jakby na dowód tych racji, zaledwie tydzień po podłączeniu kablówki odebrała alarmujący telefon od Elner.

      – Verbeno, już nie jestem taka pewna historii Adama i Ewy.

      Verbena osłupiała, słysząc takie słowa z ust metodystki o dotychczas niezachwianych przekonaniach.

      – Och, Elner – jęknęła, przytrzymując się kuchennej lady, żeby nie upaść – to straszne… Zaraz mi powiesz, że zostałaś ateistką!

      – Ależ skąd, skarbie, nadal wierzę w Boga, po prostu mam wątpliwości co do Adama i Ewy.

      W głowie Verbeny zabrzęczał dzwonek alarmowy, gdy zrozumiała prawdziwe implikacje i tragiczne konsekwencje słowa „wątpliwości”.

      – Tylko mi nie mów, że myślisz o dołączeniu do ewolucjonistów – wykrztusiła – nie w tym wieku, jestem po prostu wstrząśnięta, tego się po tobie nie spodziewałam.

      – Sama jestem wstrząśnięta, Verbeno – przyznała Elner – ale jeśli kiedykolwiek wątpiłaś w nasze pochodzenie od małp, to musisz zobaczyć program, który oglądałam wczoraj w nocy, o małych śnieżnych małpach z Japonii. Przez całą zimę siedzą w gorącej kąpieli i daję ci słowo, jedna wyglądała zupełnie jak Tot Whooten, niemal się spodziewałam, że przemówi. Mówię ci, skarbie, gdyby ubrać ją w suknię i włożyć jej grzebień w rękę, miałabyś kłopoty z rozróżnieniem. Miała nawet błękitne powieki, jak Tot… jej wyraz twarzy i wszystko inne!

      Verbena była bardzo zdenerwowana po tej rozmowie. Wiedziała, że gdy raz ktoś zacznie wątpić w historię Adama i Ewy, wszystkie późniejsze – o Kainie i Ablu, Noem i arce i tak dalej – zaczną się sypać niczym kostki domina. Chciała natychmiast zadzwonić do Normy z ostrzeżeniem, że jej ciotka znajduje się pod niebezpiecznym wpływem tych tak zwanych programów edukacyjnych i że jeśli nie zachowa ostrożności, może się skończyć na prenumeracie „New York Timesa” albo wstąpieniu do Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich! Verbena wiedziała, że tego typu myślenie doprowadziło do usunięcia modlitwy ze szkoły i Chrystusa ze świąt Bożego Narodzenia. Zadzwoniłaby, ale już nie była całkowicie pewna stanowiska Normy w kwestii stworzenia.

      Matka Normy, Ida, była ortodoksyjną prezbiterianką, ale Norma po jej śmierci wstąpiła do jednego z tych ekumenicznych, uniwersalnych, samoobsługowych Kościołów ruchu New Age, których przywódcy i członkowie odeszli od Biblii tak daleko, że rzadko kiedy ją czytali. A jeśli nawet czytali, ich interpretacja Pisma Świętego była zbyt swobodna, żeby odpowiadać ludziom prawdziwej wiary. Verbena próbowała przestrzec Normę, że przynależność do Kościoła New Age niesie ogromne ryzyko dla jej nieśmiertelnej duszy. Norma nie była niegrzeczna, wysłuchała jej i podziękowała za telefon, ale też nie wróciła do Kościoła opartego na Biblii. Wielu nowych mieszkańców, których Verbena próbowała nawrócić na prawdziwą wiarę, traktowało ją nieuprzejmie, posuwając się nawet do rady, żeby pilnowała swego nosa. Niektórzy przestali korzystać z usług pralni. Dostała po kieszeni i otrzymała nauczkę, że jeśli chce się dobrze żyć z sąsiadami, lepiej jest odłożyć na bok sprawy wiary. Verbena nie zadzwoniła do Normy również z innego powodu. Krótko po rozmowie z Elner zajrzała do internetu. Bez dwóch zdań, Tot Whooten wyglądała kubek w kubek jak śnieżna małpa. W owym czasie to ją zaskoczyło, lecz nie zachwiało jej wiarą; w Księdze Rodzaju 1, 27 powiedziane jest całkiem wyraźnie: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz”, a Verbena za skarby świata by nie uwierzyła, że Bóg jest choć trochę podobny do Tot Whooten albo do kogokolwiek z Whootenów, jeśli o to chodzi.

      W owym czasie Verbena nie miała o tym pojęcia, ale podobieństwo Tot do śnieżnej małpy nie było pierwszą kwestią, jaka wzbudziła wątpliwości Elner co do historii Adama i Ewy. Przed laty, gdy wciąż mieszkała na wsi, na długo przed tym, nim zaczęła oglądać kanał Discovery, słuchała porannego programu radiowego Buda i Jaya. Pewnego razu wygłoszone prze Buda pytanie dnia brzmiało następująco: „Co było pierwsze, jajko czy kura?”.

      Po audycji Elner przez jakiś czas zajmowała się pracami domowymi, gdy nagle w trakcie karmienia kurcząt stanęła jak wryta, odłożyła rondel, wróciła do domu i zadzwoniła do Normy.

      Norma odebrała.

      – Słucham.

      – Normo, myślę, że w Biblii jest błąd. Do kogo dzwonić: do Buda i Jaya czy do wielebnego Jenkinsa?

      Norma spojrzała na zegarek. Piąta czterdzieści pięć, za oknem wciąż było ciemno.

      – Zaczekaj chwileczkę, ciociu Elner. Przejdę do kuchni i tam odbiorę, bo Macky jeszcze śpi.

      – Ojej, czyżbym cię obudziła?

      – Nic nie szkodzi, zaczekaj. – Norma wstała z łóżka, chwiejnym krokiem poszła do kuchni, zapaliła światło i włączyła ekspres. Skoro już nie spała, równie dobrze mogła się napić kawy. Podniosła słuchawkę. – Już jestem, ciociu. Co mówiłaś?

      – Myślę, że znalazłam poważny błąd w Biblii. Nie wiem, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej.

      – Jaki błąd?

      – Co było pierwsze, jajko czy kura?

      – Co? Tego nie ma w Biblii.

      – Wiem, ale odpowiedz, co było pierwsze, jajko czy kura?

      – Nie mam pojęcia.

      – Ha, nie przejmuj się, mówią, że to pytanie stare jak świat i jeszcze nikt nie znalazł odpowiedzi, ale dosłownie przed chwilą odpowiedź sama wpadła mi do głowy, to jasne jak słońce i… Jesteś gotowa?

      – Tak. – Norma ziewnęła.

      – Pierwsza była kura, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.

      – Ach… jak na to wpadłaś?

      – To СКАЧАТЬ