Wielkie kłamstewka. Liane Moriarty
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty страница 17

Название: Wielkie kłamstewka

Автор: Liane Moriarty

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788380979086

isbn:

СКАЧАТЬ nogę i Jane podwiozła ją do szkoły. Była… no, wydawała się bardzo miła.

      Nie chciała być kojarzona z matką łobuza, ale z drugiej strony polubiła Jane, która dosłownie zmartwiała, kiedy córka Renaty wskazała na jej syna.

      – Ta kobieta ma klapki na oczach – ucięła Renata. – Nie przyjęła do wiadomości, że jej synek tak narozrabiał. Amabella ma się trzymać od niego z daleka. Na waszym miejscu radziłabym to samo chłopcom.

      – Pewnie masz rację – przyznał Perry. – Nie chcemy, żeby od początku wpadli w złe towarzystwo. – Mówił lekkim, żartobliwym tonem, jakby traktował sytuację z przymrużeniem oka, ale – znając Perry’ego – pewnie były to jedynie pozory. Miał na tym punkcie paranoję z powodu własnych przeżyć z dzieciństwa. W parku lub na placu zabaw zachowywał się jak tajny agent, wypatrując potencjalnych chuliganów, dzikich psów albo pedofilów w przebraniu dziadków.

      Celeste rozwarła usta.

      – Uhm – wydusiła. Oni mają pięć lat. Czy to nie przesada?

      Ale Ziggy faktycznie miał w sobie coś dziwnego. Widziała go tylko w przelocie, na rekonesansie, lecz jego widok wytrącił ją z równowagi i nie wzbudził zaufania. (Ale przecież był ślicznym pięciolatkiem, jak pozostali chłopcy. Dlaczego pięciolatek budził w niej takie emocje?)

      – Mamo! Idziemy! – Josh szarpnął ją za ramię. Złapała się za wrażliwy prawy bark i krzyknęła z bólu. Był tak silny, że zalała ją fala mdłości.

      – Wszystko w porządku? – spytała Renata.

      – Celeste? – rzucił Perry. Widziała po jego skruszonych oczach, że zrozumiał. Doskonale wiedział, czemu tak zabolało. Przywiezie z Wiednia kolejną błyskotkę do jej kolekcji. Błyskotkę, której Celeste nigdy nie założy, a on nigdy nie zapyta dlaczego.

      Przez chwilę nie mogła wydobyć głosu. Wielkie, kanciaste słowa cisnęły się jej na usta. Wyobraziła sobie, jak wydostają się na wolność.

      Mąż mnie bije, Renato. Oczywiście nie w twarz. Ma na to za dużo klasy.

      Twój ciebie też?

      A jeśli tak, to powiedz mi jedną rzecz: czy mu oddajesz?

      – W porządku – odpowiedziała.

      Rozdział czternasty

      – Zaprosiłam do nas Jane i Ziggy’ego na przyszły tydzień. – Madeline zadzwoniła do Celeste, gdy tylko zakończyła rozmowę z Jane. – Koniecznie wpadnij z chłopcami. Na wypadek gdyby tematy nam się wyczerpały.

      – Aha – odpowiedziała Celeste. – Wielkie dzięki. Zapraszasz chłopca, który…

      – Tak, tak – przerwała jej Madeline. – Małego dusiciela. Ale jak wiesz, nasze dzieci też nie są święte.

      – Tak w ogóle to wczoraj, kiedy poszliśmy po mundurki, spotkałam matkę ofiary – oznajmiła Celeste. – Renatę. Zabroniła swojej córce zadawać się z Ziggym i zasugerowała, że mam zrobić to samo.

      Madeline mocniej ścisnęła słuchawkę.

      – Nie ma prawa ci tak mówić!

      – Moim zdaniem po prostu się martwi…

      – Nie można skreślać dzieciaka, zanim jeszcze zaczął szkołę!

      – Hm, czy ja wiem. Spróbuj się postawić w jej sytuacji, gdyby to spotkało Chloe, no nie wiem…

      Madeline przycisnęła słuchawkę do ucha, bo głos Celeste przycichł. Często tak robiła: rozmawiała normalnie, po czym nagle odpływała myślami.

      W ten sposób się poznały – dzięki zamyśleniu Celeste. Ich dzieci chodziły razem na lekcje pływania, kiedy były młodsze. Chloe i bliźniacy stawali na małym podeście na skraju basenu, po czym kolejno ćwiczyli pływanie pieskiem i unoszenie się na wodzie pod okiem instruktora. Madeline od początku zwróciła uwagę na olśniewającą matkę, która przychodziła popatrzeć, ale nigdy do niej nie zagadała, mając pełne ręce roboty z czteroletnim wówczas Fredem. Tamtego dnia Fred zajął się lodami i Madeline obserwowała Chloe dryfującą na powierzchni jak rozgwiazda, kiedy jej uwagę przykuł bliźniak na podeście. Jeden bliźniak. „Hej!”– wrzasnęła, szukając instruktora. Rozejrzała się za piękną matką, która stała na uboczu, wpatrzona w dal. „Pani synek!”, krzyknęła Madeline. Ludzie w zwolnionym tempie odwracali głowy. Ratownik zapadł się pod ziemię. – „Ożeż kurwa mać…” mruknęła i wskoczyła do basenu, tak jak stała, w butach na obcasach i całej reszcie, po czym wyciągnęła Maxa z dna niecki, krztuszącego się i plującego. Podczas gdy Celeste z płaczem tuliła mokrych chłopców i szlochała słowa podziękowania, Madeline darła się na wszystkich wokół. Szkółka biła się w pierś, a zarazem bezwstydnie migała od odpowiedzialności za całe zajście. Dziecko nie doznało uszczerbku na zdrowiu, ale oczywiście bardzo przepraszają, jeśli ktoś odniósł takie wrażenie, i z pewnością wezmą to pod uwagę na przyszłość. Obie natychmiast wypisały stamtąd dzieci, a Celeste, była prawniczka, wysmarowała list, w którym zażądała rekompensaty za zniszczone buty Madeline i sukienkę „tylko do czyszczenia chemicznego” oraz całkowitego zwrotu opłat za naukę pływania. W ten sposób się zaprzyjaźniły. Gdy Madeline poznała Perry’ego, od razu zorientowała się, że nie wie on wszystkiego o okolicznościach, w jakich się poznały. Mężowie nie zawsze muszą wszystko wiedzieć.

      Zmieniła temat:

      – Perry wyjechał tam, dokąd miał jechać?

      Celeste nagle oprzytomniała.

      – Do Wiednia. Tak. Nie będzie go trzy tygodnie.

      – Już tęsknisz? – spytała Madeline. Taki żarcik. W słuchawce zapadła cisza. – Jesteś tam? – zapytała Madeline.

      – Lubię grzanki na kolację – odpowiedziała wymijająco Celeste.

      – O tak, ja jem ciastka czekoladowe z jogurtem, kiedy Ed wyjeżdża – ożywiła się Madeline. – O matko, dlaczego wyglądam na taką skonaną?

      Dzwoniła, siedząc na łóżku w pełniącym funkcję biura pokoju gościnnym, gdzie zawsze składała rzeczy po praniu, i właśnie dostrzegła swoje odbicie w lustrze szafy na przeciwległej ścianie. Wstała z łóżka i podeszła bliżej, wciąż przyciskając słuchawkę do ucha.

      – Może jesteś skonana – zasugerowała Celeste.

      Madeline przycisnęła opuszką palca dolną powiekę.

      – Przecież się wyspałam! – oznajmiła. – Dzień w dzień myślę sobie: A coś ty dzisiaj taka zmięta? i dopiero ostatnio przyszło mi do głowy, że może po prostu ja już tak wyglądam.

      – Kup sobie ogórek. Słyszałam, że pomaga na obrzęki – poradziła jej nonszalancko Celeste. Madeline wiedziała, że Celeste jest doskonale obojętna na całą dziedzinę życia, którą ona sama uwielbiała: ciuchy, kremy, makijaż, dodatki, biżuteria. Czasami patrzyła na przyjaciółkę СКАЧАТЬ