Wielkie kłamstewka. Liane Moriarty
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty страница 12

Название: Wielkie kłamstewka

Автор: Liane Moriarty

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788380979086

isbn:

СКАЧАТЬ mnie skręca. Pewnie pomyślą, że jestem winna. Mówię poważnie, czuję się winna, kiedy radiowóz staje obok mnie na światłach.

      Rozdział ósmy

PIĘĆ MIESIĘCY PRZED WIECZORKIEM INTEGRACYJNYM

      – Renifery zjadły marchewki!

      Madeline otworzyła oczy w bladym świetle poranka i ujrzała pod nosem nadgryzioną marchewkę. Ed, który pochrapywał obok niej, włożył wczoraj dużo pracy i serca, żeby marchewki wyglądały jak uszczknięte przez renifera. Chloe, w piżamie, siedziała okrakiem na brzuchu matki: miała włosy jak strzecha, uśmiech od ucha do ucha i ani myślała wrócić do swojego łóżka.

      Madeline przetarła oczy i spojrzała na zegar. Szósta. W sumie mogło być gorzej.

      – Myślicie, że Święty Mikołaj zostawił Fredowi ziemniaka? – zapytała z nadzieją Chloe. – Bo w tym roku bardzo rozrabiał!

      Madeline zapowiedziała dzieciom, że jeśli będą niegrzeczne, Mikołaj zostawi im ziemniaka w sreberku, a one będą się zastanawiać, jaki wspaniały prezent mogły dostać zamiast niego. Najgorętszym życzeniem Chloe na święta był ziemniak dla brata. Pewnie uszczęśliwiłby ją bardziej niż domek dla lalek, który znalazłaby pod choinką. Madeline całkiem poważnie brała pod uwagę ziemniaki dla nich obojga; może to skłoniłoby ich do lepszego zachowania w przyszłym roku. „Pamiętacie ziemniaka?”, mogłaby mówić. Ale Ed jej nie pozwolił. Był wręcz cholernie dobry.

      – Czy twój brat już wstał? – zwróciła się do córki.

      – Zaraz go obudzę! – wrzasnęła Chloe i zanim Madeline zdążyła ją powstrzymać, już biegła z hukiem przez przedpokój.

      Ed się poruszył.

      – To jeszcze nie rano, prawda? Nie może być rano.

      – Przybieżeli do Betlejem pasterze! – zaśpiewała Madeline. – Tra la la la la la la!

      – Zapłacę ci tysiąc dolarów, jeśli natychmiast przestaniesz – obiecał Ed i zasłonił twarz poduszką. Jak na tak miłego faceta, był bezlitosny dla jej talentu.

      – Nie masz tysiąca dolarów – przypomniała Madeline i zaintonowała Cichą noc.

      Gdy usłyszała dźwięk SMS-a, nie przestając śpiewać, podniosła komórkę z nocnego stolika.

      Wiadomość była od Abigail. W tym roku spędzała Boże Narodzenie z ojcem i Bonnie oraz przyrodnią siostrą. Skye, która przyszła na świat trzy miesiące po Chloe, była jasnowłosym aniołkiem, który biegał za Abigail jak szczeniak. Na dodatek wyglądała zupełnie jak Abigail w dzieciństwie, co drażniło Madeline, a czasem doprowadzało ją do płaczu, jakby z czegoś ją ograbiono. Nie ulegało wątpliwości, że Abigail woli Skye od Chloe i Freda, którzy bynajmniej nie wielbili ziemi, po której stąpa. Madeline często przyłapywała się na myśli: Ależ Abigail, Fred i Chloe to twoje prawdziwe rodzeństwo, powinnaś ich bardziej kochać! co niezupełnie się zgadzało. Madeline nie przyjmowała do wiadomości, że wszyscy troje są na równych prawach.

      Odczytała wiadomość:

      „Wesołych Świąt, mamo. Tata, Bonnie, Skye i ja od 5.30 jesteśmy w schronisku! Obrałam już czterdzieści ziemniaków! To cudowne przeżycie móc tak pomagać. Czuję się wyróżniona. Ściskam, Abigail”.

      – Ona w życiu nie obrała zakichanego ziemniaka – mruknęła Madeline, wystukując odpowiedź: „To wspaniale, kochanie. Wszystkiego najlepszego i do zobaczenia, buziaczki!”.

      Z hukiem rzuciła telefon na stolik przy łóżku. Nagle poczuła się bardzo zmęczona, wściekłość aż ją zaślepiła.

      „Czuję się wyróżniona… Cudowne przeżycie…”

      I kto to mówi? Czternastolatka, który robi wielką łaskę, żeby nakryć do stołu. Jej córka zaczyna się upodabniać do Bonnie.

      – Fuj – powiedziała na głos.

      W zeszłym tygodniu Bonnie poinformowała Madeline, że w pierwsze święto wybierają się całą rodziną do schroniska dla bezdomnych. „Nienawidzę tej komercyjnej otoczki Bożego Narodzenia, a ty?”, rzuciła, gdy wpadły na siebie w sklepie. Madeline robiła właśnie świąteczne zakupy i targała wypchane siaty. Fred i Chloe lizali lizaki, wyglądali jak klowni. Tymczasem Bonnie niosła doniczkę z bonsai, a Skye obok niej chrupała gruszkę. („Zasraną gruszkę”, Madeline opowie później Celeste. Uczepi się tej gruszki jak rzep psiego ogona.)

      Jakim cudem Bonnie zwlokła byłego męża Madeline z łóżka o tej porze i zapędziła go do pracy w schronisku dla bezdomnych? Kiedy byli małżeństwem, Nathan nie wstawał przed ósmą. Bonnie musi mu nieźle obciągać.

      – Abigail ma „cudowne przeżycia” w schronisku dla bezdomnych z Bonnie – oznajmiła Edowi.

      Ed zdjął poduszkę z twarzy.

      – To oburzające – powiedział.

      – Prawda? – podchwyciła Madeline. I za to go kochała.

      – Kawa – rzucił ze współczuciem. – Przyniosę ci kawę…

      – PREZENTY! – dobiegł z drugiego pokoju ryk dzieci.

      Komercyjna otoczka była dla nich jak znalazł.

      Harper: To musi być dziwne dla Madeline, że jej córka chodzi do przedszkola z dzieckiem byłego męża, prawda? Pamiętam, że rozmawiałyśmy o tym z Renatą. Martwiłyśmy się, czy to źle nie wpłynie na klasę. Oczywiście Bonnie robi dobrą minę do złej gry. „Ach, jemy razem świąteczny obiad”. Litości. Widziałam je na wieczorku integracyjnym. Widziałam, jak Bonnie oblewa Madeline swoim drinkiem!

      Rozdział dziewiąty

      Właśnie świtało, kiedy Celeste obudziła się w świąteczny poranek. Perry spał jak suseł, a w sąsiednim pokoju chłopców panowała cisza jak makiem zasiał. Byli przeszczęśliwi, że Mikołaj znajdzie ich w Kanadzie (wysłali stosowne listy z informacją o zmianie adresu), a po podróży bardzo długo nie mogli zasnąć. Tarzali się po wielkim łóżku i siłowali, raz wybuchali śmiechem, raz płaczem, aż w końcu Perry krzyknął z drugiego pokoju: „Chłopcy, spać!” i nagle zrobiło się cicho. Kiedy Celeste zajrzała do nich po chwili, obaj leżeli na wznak z rozrzuconymi rękami i nogami, jakby senność dopadła ich w tej samej chwili. „Chodź zobaczyć”, szepnęła, a Perry stanął obok niej, po czym wymienili uśmiechy i poszli oblewać Wigilię.

      Teraz wyśliznęła się spod puchowej kołdry i stanęła przy oknie z widokiem na zamarznięte jezioro. Oparła rękę na szybie. Była zimna, ale w pokoju panowała przyjemna temperatura. Pośrodku jeziora ustawiono ogromną choinkę, połyskującą zielonymi i czerwonymi światełkami. Padał puszysty śnieg. Było tak pięknie, że prawie czuła na języku smak tej atmosfery. Wspominając te święta, poczuje właśnie smak: nieco cierpki i owocowy, jak grzane wino, które pili.

      Dziś, po tym jak chłopcy otworzą prezenty i zjedzą śniadanie zamówione do pokoju СКАЧАТЬ