Wielkie kłamstewka. Liane Moriarty
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty страница 19

Название: Wielkie kłamstewka

Автор: Liane Moriarty

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788380979086

isbn:

СКАЧАТЬ basset.

      Madeline zachichotała.

      – Cała Harper. Tak, przyjaźni się z Renatą i bardzo się tym szczyci, jakby chodziło o wielką osobistość. Na każdym kroku podkreśla, że spotykają się na gruncie towarzyskim. „Ach, tak świetnie się bawiłyśmy w tej świetnej restauracji”. – Ugryzła babeczkę.

      – Pewnie dlatego nie chce mnie znać – stwierdziła Jane. – Przez to, co się stało…

      – Jane – przerwała jej Madeline – ta babeczka jest obłędna!

      Jane uśmiechnęła się, rozbawiona jej zachwytem. Madeline miała okruch na nosie.

      – Dzięki, mogę dać ci przepis, jeśli…

      – Jezu, nie, nie chcę przepisu. Chcę babeczki. – Madeline wzięła duży łyk herbaty. – Wiesz co? Zaraz napiszę do Harper i zażądam wyjaśnień, dlaczego udała, że nie widzi mojej nowej przyjaciółki od babeczek. Gdzie ja posiałam komórkę…

      – Ani mi się waż! – krzyknęła Jane. Zrozumiała właśnie, że ma do czynienia z jedną z tych trochę niebezpiecznych osób, które rzucają się na odsiecz przyjaciołom, powodując jeszcze większy zamęt.

      – Ja sobie tego nie życzę – oznajmiła Madeline. – Jeśli te baby nie dadzą ci żyć z powodu tego, co się stało w czasie drzwi otwartych, już ja się z nimi policzę. Każdemu przecież mogło się zdarzyć.

      – Kazałabym Ziggy’emu przeprosić – zapewniła Jane. Musiała dać Madeline do zrozumienia, że należy do matek, które w razie potrzeby umieją wymusić przeprosiny na własnym dziecku. – Ale powiedział, że to nie on, a ja mu wierzę.

      – No pewnie. To na pewno nie on. Wydaje się taki łagodny.

      – Jestem na sto procent pewna. No, na dziewięćdziesiąt dziewięć. Ja… – Urwała i przełknęła ślinę, gdyż nagle owładnęło nią nieodparte pragnienie, aby zwierzyć się Madeline ze swoich wątpliwości. Opowiedzieć jej ze szczegółami, z czego wynika ów jeden procent. Zwyczajnie… wyznać prawdę. Zamienić ją w historię ukrywaną dotąd przed całym światem, prawdziwą historię – z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem.

      „Był piękny, ciepły październikowy dzień. W powietrzu unosił się zapach jaśminu. Miałam okropny katar sienny. Drapało mnie w gardle. Łzawiły mi oczy”.

      Mogła mówić, nie myśląc o tym, nie czując, dopóki nie opowiedziałaby całej historii.

      A potem Madeline może rzuciłaby w ten swój zdecydowany, kategoryczny sposób: „Głowa do góry, Jane. To bez znaczenia! Ziggy jest dokładnie tym, za kogo go uważasz. A ty jesteś jego matką. Ty znasz go najlepiej”.

      Ale gdyby zrobiła coś dokładnie przeciwnego? Gdyby wątpliwość, która dopadła Jane, odbiła się na chwilę w jej oczach? Wówczas Jane zdradziłaby syna w najgorszy z możliwych sposobów.

      – Och, Abigail! Chodź, zjesz z nami babeczkę! – Madeline podniosła wzrok na nastolatkę, która właśnie weszła do kuchni. – Jane, to Abigail, moja córka. – W jej głos wkradł się fałszywy ton. Odłożyła ciastko i machinalnie zaczęła bawić się kolczykiem. – Abigail? – powtórzyła. – To Jane!

      Jane obróciła się na krześle.

      – Cześć, Abigail – powiedziała do dziewczynki, która stała niczym słup soli, z dłońmi złożonymi przed sobą jak do modlitwy.

      – Cześć – odpowiedziała Abigail, posyłając jej niespodziewanie serdeczny uśmiech. Był to promienny uśmiech Madeline, lecz poza nim nie łączyło ich żadne podobieństwo. Abigail miała bardziej smagłą cerę i ostrzejsze rysy. Włosy opadały jej splątanymi kosmykami na plecy, jakby dopiero wstała. Do czarnych legginsów założyła bezkształtną jak worek, brązową sukienkę. Od dłoni aż na przedramiona piął się misterny tatuaż z henny, jedyną błyskotką zaś była srebrna czaszka na czarnym sznurowadle na szyi. – Zaraz odbierze mnie tata – oznajmiła.

      – Proszę? – spytała Madeline. – Pierwsze słyszę.

      – Tak, dziś będę tam nocować, bo umówiłam się na jutro z Louisą i muszę być wcześnie, a stamtąd mam bliżej.

      – Najwyżej o dziesięć minut.

      – Ale od taty i Bonnie jest łatwiej. I szybciej wyjedziemy z domu. Nie będziemy czekać w samochodzie, aż Fred znajdzie buty, a Chloe wróci do domu po Barbie.

      – Zakładam, że Skye nigdy nie musi wracać po swoją Barbie – stwierdziła Madeline.

      – Przede wszystkim Bonnie w życiu nie kupiłaby jej takiej lalki. – Abigail przewróciła oczami, jakby to było oczywiste. – Naprawdę powinnaś zabrać Chloe te lalki, mamo, będzie miała zaburzoną wizję kobiecego ciała.

      – Obawiam się, że na to już za późno. – Madeline posłała Jane smętny uśmiech.

      Zza okna dobiegł dźwięk klaksonu.

      – To tato – oświadczyła Abigail.

      – Już do niego dzwoniłaś? – Madeline dostała rumieńców. – Ustaliłaś to bez konsultacji ze mną?

      – Zapytałam tatę – ucięła dziewczynka. Obeszła stół i cmoknęła matkę w policzek. – Pa, mamo. Miło było cię poznać. – Uśmiechnęła się do Jane i ruszyła w stronę drzwi.

      Madeline gwałtownie wstała od stołu.

      – Abigail Marie! To nie do przyjęcia. Nie możesz tak po prostu nocować, gdzie chcesz.

      Abigail przystanęła i odwróciła się na pięcie.

      – Dlaczego? – spytała. – Czemu to wy zawsze macie decydować, kto mnie teraz dostanie? – Zadrżała z gniewu i Jane dostrzegła kolejne podobieństwo do Madeline. – Jakbym do was należała. Jakbym była samochodem, którym jeździcie na zmianę.

      – To nie tak…

      – Owszem.

      Gdy kierowca przed domem ponownie zatrąbił, do kuchni wparadował mężczyzna w średnim wieku.

      – Co się dzieje? – Zrolowana do pasa pianka odsłaniała jego rozłożystą, bardzo zarośniętą klatę. Towarzyszył mu mały chłopiec, ubrany dokładnie tak samo, tyle że jego tors był wątły i gładki jak pupa niemowlaka. – Tata czeka przed domem – dorzucił mężczyzna pod adresem Abigail.

      – Wiem – burknęła i omiotła go wzrokiem. – Mógłbyś sobie darować. To obrzydliwe.

      – A co, nie mogę się pochwalić? – Mężczyzna z dumą załomotał pięścią w klatę i uśmiechnął się do Jane, która z zakłopotaniem odpowiedziała mu tym samym.

      – Ohyda – wyartykułowała Abigail i dodała: – Wychodzę.

      – Później СКАЧАТЬ