Trzeci klucz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trzeci klucz - Ю Несбё страница 9

Название: Trzeci klucz

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Harry Hole

isbn: 9788324593279

isbn:

СКАЧАТЬ Ale Harry nie wypatrywał utraconej urody czy młodości. Tamta myśl bowiem nareszcie przebiła się do jego świadomości. Doszukiwał się w rysach swojej twarzy oszustwa, wymigiwania się, tchórzostwa, które właśnie kazało mu złamać jedną z nielicznych obietnic, składanych samemu sobie: że nigdy – przenigdy – bez względu na wszystko nie okłamie Rakel. Że ze wszystkich zdradliwych skał na morzu – a było ich całkiem sporo – przynajmniej o kłamstwo nie rozbije się ich związek. Dlaczego więc to zrobił? To prawda, że razem z Beate miał spotkać się z mężem Stine Grette, ale dlaczego nie przyznał się, że później zamierzał zobaczyć się z Anną? Z dawną kochanką, owszem, ale co z tego? To był krótki burzliwy romans, który pozostawił po sobie kilka sińców, lecz żadnych trwałych obrażeń. Chcieli jedynie pogadać, wypić filiżankę kawy, opowiedzieć sobie nawzajem historie pod tytułem „co było potem?”. A później się rozejść.

      Harry wcisnął Play automatycznej sekretarki, by odsłuchać dalszy ciąg wiadomości. Pokój wypełnił głos Anny: „…cieszę się, że wieczorem zobaczymy się w M. Ale jeszcze dwie sprawy. Nie mógłbyś zajrzeć do „Ślusarza” na Vibes gate i odebrać kluczy, które zamówiłam? Mają otwarte do siódmej, uprzedziłam, że będą do odbioru na twoje nazwisko. I czy włożysz te dżinsy, które tak bardzo lubiłam?”

      Głęboki, lekko zachrypnięty śmiech. Pokój zdawał się wibrować w tym samym rytmie. Ona ani trochę się nie zmieniła. Nie było co do tego najmniejszych wątpliwości.

      5. NEMEZIS

      W smugach deszczu widocznych na tle wczesnego październikowego zmroku w świetle zewnętrznej lampy Harry dostrzegł ceramiczną tabliczkę, na której przeczytał, że „Tu mieszkają Espen, Stine i Trond Grette”. „Tu” było mieszkaniem w żółtym szeregowcu na Disengrenda. Nacisnął dzwonek i rozejrzał się dokoła. Ulicę tworzyły cztery długie szeregowce w sercu dużego płaskiego pola, otoczonego blokami, które Harry’emu skojarzyły się z nowymi osadnikami na prerii, chroniącymi się przed atakiem Indian. I może rzeczywiście tak było. Szeregowce zbudowano w latach sześćdziesiątych dla rozwijającej się klasy średniej. I być może już wtedy zanikający pierwotni mieszkańcy tych okolic, robotnicy z bloków przy Disenveien i Traverveien, zrozumieli, że oto pojawili się kolejni zwycięzcy, którzy przejmą panowanie w nowym kraju.

      – Wygląda na to, że nie ma go w domu – stwierdził Harry, jeszcze raz naciskając guzik dzwonka. – Jesteś pewna, że dotarło do niego, że mamy przyjść dziś po południu?

      – Nie.

      – Nie?

      Harry odwrócił się i spojrzał z góry na Beate Lønn, trzęsącą się pod parasolem. Miała na sobie spódnicę i buty na wysokich obcasach, a kiedy zabierała go spod Schrødera, uświadomił sobie, że ubrała się tak, jakby czekało ją popołudniowe przyjęcie.

      – Grette dwukrotnie potwierdził termin, kiedy dzwoniłam – odpowiedziała – ale sprawiał wrażenie bardzo… nieswojego.

      Harry, stojąc na schodach, wychylił się w bok i przycisnął nos do okna od kuchni. W środku było ciemno, zauważył jedynie wiszący na ścianie kalendarz z logo banku Nordea.

      – Wracamy – stwierdził.

      W tej samej chwili z trzaskiem otworzyło się kuchenne okno w sąsiednim mieszkaniu.

      – Szukacie Tronda?

      Słowa te zostały wypowiedziane z tak silnym akcentem bergeńskim, że „r” zabrzmiało jak pociąg wypadający z torów. Harry odwrócił się i popatrzył w smagłą pomarszczoną twarz kobiety, która próbowała się uśmiechać, a jednocześnie sprawiać wrażenie bardzo poważnej.

      – Owszem – potwierdził Harry.

      – Jesteście z rodziny?

      – Policja.

      – Aha. – Kobieta zrezygnowała z pogrzebowej miny. – Myślałam, że zjawiliście się, by uczestniczyć w żałobie. On jest na korcie, biedaczysko.

      – Na korcie?

      Pokazała palcem.

      – Po drugiej stronie tego pola. Tkwi tam już od czwartej.

      – Ale przecież jest ciemno – powiedziała Beate. – I pada deszcz.

      Kobieta wzruszyła ramionami.

      – Pewnie tak próbuje radzić sobie z żałobą. – Tym razem „r” przywiodło Harry’emu na myśl kawałki tektury, które mocował do koła roweru, by terkotały o szprychy, kiedy był małym chłopcem i mieszkał na Oppsal.

      – Słyszę, że ty też dorastałaś we wschodniej części miasta – powiedział Harry, kiedy razem z Beate ruszyli w stronę wskazaną przez sąsiadkę Tronda. – Ale może się mylę?

      – Nie – odpowiedziała krótko Beate.

      Kort leżał na polu, w połowie drogi między blokami a szeregowcami. Już z daleka słychać było głuche uderzenia żyłek rakiety o mokrą piłkę, a za wysoką siatką w prędko zapadającym jesiennym mroku dostrzegli postać, która nieprzerwanie serwowała.

      – Halo! – zawołał Harry, kiedy podeszli do siatki, ale mężczyzna na korcie nie odpowiedział. Dopiero teraz zauważyli, że jest ubrany w garnitur i koszulę z krawatem.

      – Trond Grette?

      Piłka trafiła w czarną kałużę, odbiła się, uderzyła w siatkę, robiąc im prysznic z kropelek wody deszczowej, przed którym Beate osłoniła się parasolem.

      Spróbowała otworzyć furtkę.

      – On się zamknął na klucz – szepnęła.

      – Tu Hole i Lønn z policji! – zawołał Harry. – Byliśmy umówieni. Czy możemy… Cholera! – Harry nie zauważył piłki, dopóki nie uderzyła w siatkę i utknęła w jednym z oczek w odległości cala od jego twarzy. Przetarł oczy i spojrzał na siebie. Wyglądał tak, jakby ktoś polakierował go sprayem z rudobrązowej wody z kałuży. Odruchowo obrócił się plecami, widząc, że mężczyzna na korcie wybija kolejną piłkę.

      – Trond Grette! – wołanie Harry’ego odbiło się echem między blokami. Piłka tenisowa wykonała parabolę widoczną w świetle bijącym z okien bloku, zanim pochłonęła ją ciemność gdzieś na polu. Harry znów odwrócił się w stronę kortu, akurat w porę, by usłyszeć dziki ryk i zobaczyć postać nadciągającą ku nim z ciemności. Zgrzytnął metal, gdy siatka zatrzymała atakującego tenisistę. Osunął się na ziemię, ale zaraz się podniósł, zamierzył i znów skoczył na siatkę. Upadł, wstał i ponownie zaatakował.

      – Boże, on zwariował! – mruknął Harry. Odruchowo cofnął się o krok, gdy nagle pojawiła się przed nimi jasna plama twarzy z szeroko otwartymi oczami. To Beate włączyła kieszonkową latarkę i skierowała snop światła na Grettego, uwieszonego na siatce. Czarne mokre włosy lepiły się СКАЧАТЬ